Geometria uczuć - treścią prawdy i kłamstw

1 października na deskach Teatru Osterwy w Lublinie odbyła się premiera spektaklu „Diabelski Młyn" w reżyserii Marka Pasiecznego. Gra słów- gra emocji wciąga widza od samego początku, czekając na zaskakujący efekt końcowy. Historia niby banalna lecz mimo wszystko przez swoją trywialność „bliższa ciału" odbiorcy, jakim jest widz.

On - dystyngowany mężczyzna w średnim wieku w tej roli Tomasz Bielawiec poznaje ją w meksykańskim pubie i zaprasza do siebie na drinka, Ona (Kamila Janik) niezdecydowana ale intrygująca, pozwala się mimo wszystko wciągnąć w tę niejasną grę. Akcja rozgrywa się w mieszkaniu, które swoją kubistyczną formą bardziej przypomina uporządkowany świat w czyimś umyśle, podporządkowany regułom, które poznajemy w trakcie spektaklu.

Reguły kłamstwa i manipulacji tworzą dziwne kształty na wzór geometrycznych linii, będących elementem scenografii, które mimo wszystko prowadzą do prawdy. Z punktu K- irytującego kłamstwa do punku P- rozszyfrowanej prawdy o tęsknocie i miłości, prowadzi nas reżyser (Marek Pasieczny) mając za drogowskaz umiejętne, zaskakujące w swej przewrotności dialogi.

Tak naprawdę czym jest rzeczywistość? Czy tym obrazem, który kreuje ona-pewna siebie kobieta za każdym razem zmieniająca swój cel wizyty? Dowiadujemy się, że nie jest ona ani naiwną dziewczyną ani prostytutką czy też dziennikarką. W tej jej nieustanną grę jesteśmy wciągani co raz głębiej i mocniej tak samo jak on- dystyngowany pan po pięćdziesiątce -emocjonalnie bardzo słaby gubiący się w tych zawiłych formach emocji po jakich kierują go ona. Powoli zdejmowane są maski kłamliwego wizerunku, najpierw ciemne okulary niewątpliwie nawiązujące do nurtu francuskiej nowej fali, potem peruka. Wszystko jest dynamiczne i na zasadzie kontrapunktu zmienia się zaskakując widza swoją przewrotnością i zmianą sytuacji.

Scenografia przygotowana przez Katarzynę Sobolewską przenosi nas w abstrakcyjną rzeczywistość, dając nam do myślenia, że tutaj rozgrywa się coś więcej niż banał zbyt wielu wybitych trunków i kaca moralnego. Sześciany zamieszczone na ścianie jako przekaz wizualny w formie za jednym dynamicznym ruchem stają się przekazem również w treści. Stają się fotografią syna i żony, jak małe kadry wspomnień z przeszłości. Pozwalają nam cofnąć się w czasie i wszystko sobie wyobrazić nie czekając na słowa, które jest ciężko wypowiedzieć, jeśli żona przestaje mieć jakąkolwiek barwę emocjonalną.

Sztuka w oryginale „Les Montages russes" autorstwa Eric'a Assous'a powstała w Teatrze Marigny w Paryżu całkiem niedawno albowiem w 2004 roku. Mało znana polskiej publiczności, w Teatrze im. Juliusza Osterwy Lublinie mogła dzięki Markowi Pasiecznemu nabrać nowego wydźwięku. Spektakl nie jest na pewno komercyjną farsą ale ciekawą hybrydową formą, w której dialogi tworzą abstrakcyjną formę komicznego chaosu mimo wszystko układającego się w logiczną emocjonalnie całość. Ta całość intrygująca swoją kontrastową kolorystyką w wielkim skrócie i uproszczeniu jest wzruszającą opowieścią o miłości dwojga ludzi do siebie. Po długich latach córka odnajduje ojca. Czuje wiele ze sobą sprzecznych emocji ale jest wciąż zdeterminowana, aby użyć wielu kłamstw i osiągnąć swój cel. Wciela się w rolę przyjaciółki jego żony, jeszcze wcześniej dziennikarki czy też prostytutki, wszystko po to, aby ostatecznie wyjawić swoją prawdę o wielkiej tęsknocie bycia choć przez chwile przy nim- jako jego córka.

Czym jest więc spektakl „Diabelski Młyn"? Wielu zapewne powie że szlachetną formą komedii, konstruktywnych dialogów wciągających widza w ciekawą fabułę skomplikowanych relacji między kobietą a mężczyzną. Dla uważnego widza zauważalne jest jest jednak coś więcej. Pod ukrytą formą labiryntu kłamstw i manipulacji ujawnia się piękna historia poszukiwania miłości i wielkiej tęsknoty za tym co utracone , możliwością bycia wreszcie w czyiś oczach namacalną prawdą. Czy można kupić czas, jaki powinno się poświęcić swojej córce za 500 euro? Z pewnością nie. Kiedy widz nieświadomy jeszcze efektu końcowego wprowadzony w labirynt kłamstw o prostytutce pragnącej zarobić 500 euro dowiaduje się, że wszystko jednak ma inną postać rzeczy odszukuje ogromny kontekst psychologiczny każdej gry młodej kobiety. Ona ujawniając swoje imię Juliette podświadomie czuje, że ojciec, którego w końcu odnalazła jest jej winien czas nie tylko jednej nocy ale dalszego całego życia. Kłamstwo o dziennikarce z kolei ujawnia zainteresowanie emocjami, uczuciami swojego ojca. Jaki jest on naprawdę? Czy potrafi się uśmiechać, czy jest raczej dystyngowany? Co nim kieruje dokonując wyborów co jest ważne w jego życiu a co nie? Na to pytanie jako dziennikarka kamuflując swoje prawdziwe ja sprytnie uzyskuje odpowiedź.

Spektakl „Diabelski Młyn"jest dialogiem o słabości mężczyzn, którzy nie potrafią wyjść ze swoich kłamstw, po których ścieżkach przecież tak zawsze łatwo się podążało. Jest to również dialog mimo wszystko o sile mężczyzny, który uświadamia sobie jaki jest ostateczny kształt prawdziwej miłości. „Diabelski Młyn" jest to także opowieść o słabości kobiety, która zawile manipuluje emocjami rzekomo przypadkowo poznanego mężczyzny ale również o jej sile i odwadze wyjawienia prawdy.

Sztuka odegrana została na małej scenie pozwalając przez to widzom na podejrzenie i usłyszenie emocji dwojga ludzi, jakby zupełnie przypadkiem gdzieś przechodząc klatką schodową lub słysząc dosłownie za ścianą obok. Bliskość na wyciągniecie dłoni z artystami pozwoliła na wejście w interakcję i poczucie, co tak naprawdę się dzieje. Czy triumfuje kłamstwo czy może miłość odnalazła w końcu swój cel? Czy zwycięża odruch serca czy intryga?

Zakończenie jest dla wszystkich wzruszające, pozostawiające wiele przemyśleń do analizy nie tylko tego, co się zobaczyło na scenie ale i we własnym życiu.



Dorota Pogorzelska
Dziennik Teatralny Lublin
8 października 2022
Spektakle
Diabelski młyn
Portrety
Marek Pasieczny