Gloria legnicka

Nie mogłem niestety uczestniczyć we wszystkich imprezach zorganizowanych z tej okazji przez Jacka Głomba i jego współpracowników, ale cieszę się, że znalazłem się wśród osób na to święto zaproszonych. O jubileuszowej premierze Biesów powiedziałbym bez zbędnej dyplomacji, że nie umieściłbym jej pośród najlepszych dokonań dyrekcji Jacka Głomba, choć bardzo doceniam chęć poważnego zmierzenia się teraz z tą właśnie literaturą.

Nie ukrywam, że mam sentyment do legnickiego teatru. Dodatkowo wywołała go lektura specjalnego wydawnictwa jubileuszowego, dzięki któremu wyliczyłem, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat, które stanowią zasadniczą część dyrekcji Jacka Głomba, obejrzałem ponad 40 przedstawień tej sceny. Nie wiem, czy jeszcze jakiś teatr pozawarszawski może się ścigać z legnickim w tych statystykach, a przecież dużo oglądałem i oglądam spektakli w kraju. Ale jak to już kiedyś wyznałem: nie wiem, jaki jest mój najbardziej ulubiony teatr, ale na pewno lubię Teatr Modrzejewskiej w Legnicy.

Myślę, że doświadczenie Dostojewskiego, wejście w świat jego bohaterów, było potrzebne reżyserowi i zespołowi aktorskiemu, by poszerzyć skalę swoich możliwości, która raczej do tej pory nie przekraczała takiego progu trudności. Bodaj pierwszym spektaklem Głomba, który widziałem, był Zły wg Tyrmanda (premiera w 1996 roku). Widowisko zyskało rozgłos, ale nie wydało mi się niczym więcej niż zręcznym teatralnym komiksem z atrakcjami w postaci gonitw starych samochodów. Być może takimi przedstawieniami Głomb musiał wtedy przyciągać legniczan do teatru. Jeśli dzisiaj proponuje im Dostojewskiego, to jest to nie tylko potrzeba czasu, ale również dowód rozwoju. Na ogół teatry po dwudziestu paru latach jednej dyrekcji mogą już kapcanieć. W takich teatrach nierzadko bardziej wspomina się minione sukcesy niż myśli się o tym, co dalej. A Głombowi ciągle się chce, choć nie wiem, czy wola ta dzisiaj nie jest wystawiona na cięższą próbę.

Jest Jacek Głomb reżyser i dyrektor teatru, ale jest też obywatel Jacek Głomb. Jeden bez drugiego chyba zresztą nie funkcjonuje. Długie lata robił teatr, by zmieniać swoje miasto. Dzisiaj nie o miasto już tylko chodzi. Ostatnio często widzę dyrektora Modrzejewskiej, który stoi przed teatrem nie po to, by go promować. Manifestuje w sprawach, które zrobiły się od teatru ważniejsze. Gdyby nie premiera jubileuszowa, to pewnie w miniony piątek poszedłby ze świeczką pod legnicki sąd. Jaki teatr robić, gdy na ulicach tyle się dzieje? O czym? Po co? Nie widziałem, aby Jacek miał w foyer Modrzejewskiej minę bardzo szczęśliwego artysty i człowieka.

Po zakończonym jubileuszu szef Modrzejewskiej wyraził z jednej strony satysfakcję z przebiegu uroczystości, ale też głośno wyjawił żal, że ludzi związanych z teatrem nie nagrodzono okolicznościowymi medalami. Przypomniał, że w wyniku kuriozalnego protestu jednego z radnych legnicka scena nie została uhonorowana stosownym orderem. Owszem, Ministerstwo Kultury przekazało swoją odznakę Gloria Artis, ale już wytypowani pracownicy nie dostali medali od wojewody dolnośląskiego. Sam Jacek Głomb również żadnego indywidualnego wyróżnienia się nie doczekał. Skomentowałbym to tak: drogi Jacku, wiem, że dla artystów i pracowników teatru brak nagrody zwłaszcza w dniu takiego święta jest przykry. Ale czasami nie otrzymanie jej więcej mówi o znaczeniu własnej pracy niż przypięcie jakiejś blaszki do klapy. Bo przecież wszystko jeszcze zależy od tego, kto przypina, w jakim czasie i w jakiej atmosferze.

Nie miałbym nic przeciwko temu, abyśmy się spotkali na kolejnym jubileuszu Modrzejewskiej za 10 lat. Życzę dyrektorowi teatru, żeby jeszcze wiele mu się udało, tak jak do tej pory. Oby też na tym pięćdziesięcioleciu nie miał tych samych zmartwień, co dzisiaj.



Wojciech Majcherek
Blog Wojciecha Majcherka
18 grudnia 2017