Godny Festiwal Szekspirowski na 20-lecie

Jubileuszowy 20. Festiwal Szekspirowski pozbawiony był wielkich olśnień, jednak poziom zdecydowanej większości propozycji głównego nurtu okazał się co najmniej zadowalający. Festiwal okazał się wyważoną ofertą, skierowaną w równej mierze do widzów poszukujących poprzez teksty Szekspira nowych tropów jak i spragnionych teatralnej klasyki, co w połączeniu z niezwykle różnorodnym SzekspirOFFem dało jedną z ciekawszych edycji tej imprezy w ostatnich latach.

Trochę statystyki

Na tegorocznym, 20. Festiwalu Szekspirowskim, wystąpiło 306 artystów, którzy zaprezentowali się w sumie 91 razy w 76 różnych wydarzeniach artystycznych, na siedmiu scenach w całym Trójmieście w dwóch nurtach - głównym i SzekspirOFFie. W nurcie głównym (licząc 36 różnych sztuk wystawionych na stoliku przez aktorów Forced Entertainment) pokazano i zagrano 46 wydarzeń, a w nurcie offowym 30 wydarzeń. Na festiwalu zadebiutował spektakl z Iranu - "Hamlet" z Quantum Theatre w Teheranie - będący 40 krajem, goszczącym w ciągu minionych 20 lat na Festiwalu Szekspirowskim. Budżet imprezy zamknął się w kwocie 1 mln 200 tys. zł.

Zdecydowana większość wydarzeń cieszyła się dużym (praktycznie wszystkie wydarzenia głównego nurtu, poza niektórymi wczesnymi pokazami spektakli Forced Enterainment) lub bardzo dużym (spektakle Konkursu o Złotego Yoricka) zainteresowaniem publiczności. Rekordowo duża liczba widzów śledziła też spektakle nurtu SzekspirOFF (także spektakle pokazywane w ramach SzekspirOFFie na Dużej Scenie Teatru Wybrzeże zbierały liczną publikę, która w znacznej części wypełniała jej widownię).

Złoty Yorick dla spektaklu najbardziej politycznego

Tegoroczny Konkurs o Złotego Yoricka, przyznawanego najlepszej inscenizacji dzieł Szekspira lub ich adaptacji, okazał się dość bezpieczny dla jurorów finałowego przeglądu (Jacka Kopcińskiego, Barbary Świąder-Puchalskiej i Jacka Wakara) - każdy z finałowych spektakli miał wyraźnie określoną wizję, był sprawnie, choć nieraz chaotycznie zainscenizowany, a przy tym zawierał pewne wady konstrukcyjne czy niedociągnięcia kompozycyjne. W tej sytuacji żaden wybór nie byłby poważnym zaskoczeniem lub ewidentną pomyłką, bo bez trudu znaleźć można było argumenty za nagrodzeniem każdego z prezentowanych w Konkursie spektakli.

Na "Hamleta" w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego z Narodowego Starego Teatru w Krakowie patrzeć należy z perspektywy lęku o Europę, która pokazana została w dwóch wymiarach - cała sztuka "Szekspira" potraktowana została jako symbol upadku i schyłku starych "europejskich" wartości. Temu też służyła sama konstrukcja i prowadzenie postaci Hamleta, granego (podobnie jak kilka innych postaci) przez na kilku aktorów, co wyraźnie sygnalizuje decentralizację, rozbicie i ustawiczny kryzys idei europejskiej, transmitowany "on-line" w multimediach, obecnych u Garbaczewskiego niemal wszędzie. Zamordowany ostatecznie przez Poloniusza Hamlet ginie przecież głupio, przypadkowo i zaskakująco, podobnie jak wykrwawiająca się (także dosłownie w spektaklu Starego Teatru) Europa, na którą ciosy w naszej rzeczywistości także spadają z najmniej spodziewanej strony (jak Brexit).

Anna Augustynowicz swoją "Burzę" z Teatru Współczesnego w Szczecinie umieściła z kolei w szpitalu psychiatrycznym, wykorzystując pomysł na "teatr w teatrze", bo pacjenci rozgrywają przedstawienie pod dyktando jednego z nich. To ponura wizja, również zbudowana z lęków, gromadzonych najpewniej w głowie Prospera. W centrum pozostaje naznaczona pustką i niemożnością porozumienia relacja Prospera z córką Mirandą, a w tle majaczy wątek imigrantów/rozbitków, a więc opuszczenie, osamotnienie i wyobcowanie.

Złoty Yorick zasłużenie przyznano jednak produkcji najbardziej konsekwentnie skonstruowanej - "Juliuszowi Cezarowi" w reżyserii Barbary Wysockiej, który powstał w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Obserwujemy jak zawiązuje się spisek wokół cezara, jak kiełkuje bunt i jak dojrzewa rewolucja. Widzimy bardzo jasno wyłożony mechanizm manipulacji tłumem (w spektaklu Wysockiej utożsamianym z widzami) i wreszcie szczegółową wiwisekcję samej rewolucji, która oczywiście zjada własne dzieci. Swoje "pięć groszy" dokłada zespół aktorski, grający równo i bez potknięć, z najlepszymi odtwórcami kluczowych ról Kasjusza (Michał Czachor) i Brutusa (doskonale znany w Trójmieście Arkadiusz Brykalski, były aktor Teatru Wybrzeże).

Co zapamiętamy?

Z pewnością pamiętać będziemy żywego karego konia, który wystąpił w spektaklu "Juliusz Cezar. Fragmenty", przygotowanego przez Romea Castellucciego - jednym z dwóch najlepszych spektakli całego Festiwalu Szekspirowskiego. Spektakl składa się zaledwie z kilku scen, z pozoru mających niewiele wspólnego z dramatem Szekspira i za pomocą symboli czy skojarzeń (np. napis na koniu, zapożyczony z biblijnej Księgi Daniela) w 45 minut opowiada o upadku cezara więcej niż wiele dużo bardziej linearnie prowadzonych opowieści. Mam jednak poczucie, że spektakl Castellucciego wielu widzów przytłoczył obrazami, których nie potrafili ułożyć w całość.

Z kolei "HamletMaszyna" z izraelskiego Tmuna Theatre, przygotowany przez Navę Zuckerman, zaskoczył widzów spacerem po przestrzeni teatru i wykorzystaniem odmiennie niż zazwyczaj relacji sceny i widowni - scenę ustawiono na wysokości głównego wejścia na widownię, ale w spektaklu przygotowano też sceny (w komnacie Hamleta i Ofelii) na teatralnym zapleczu. Ciekawy wizualnie spektakl z szeregiem odniesień do historii (m.in. Holokaustu) w dowolny (niekiedy zdecydowanie zbyt dowolny) sposób lawirował jednak między historią "Hamleta" a sztuką Heinera Müllera "HamletMaszyna".

Nie sposób pominąć też historii opowiadanych za pomocą solniczek, pieprzniczek, filiżanek, imbryczków czy przeróżnych buteleczek i płynów, kojarzonych z kuchnią lub łazienką, które w rękach aktorów Forced Entertainment stawały się bohaterami sztuk Szekspira. Brytyjczycy przystępnym, współczesnym językiem angielskim, w tonie gawędy, opowiedzieli wszystkie dzieła Szekspira i zrobili to lekko i naturalnie, dzięki czemu szekspirowskie historie pozostawały dowcipne (nawet najbardziej wstrząsające tragedie, gdy umiera np. pudełko od zapałek lub płyn do mycia naczyń, wzbudza wesołość), a przy tym nic nie traciły ze swojej atrakcyjności.

Odkrycie

Świetny spektakl przyjechał do Gdańska z Iranu. "Hamlet" [na zdjęciu] wyreżyserowany przez Arasha Dagdara w Quantum Theatre z Teheranu to prawdziwa lekcja kultury Bliskiego Wschodu oraz nowoczesna, ciekawa wizja najsłynniejszej sztuki Szekspira. Nieoczekiwanie jedną z głównych ról (podobną do roli egipskiego Charona) ma Grabarz, jedyny obecny w historii od początku do końca. Przedstawienie zaprezentowane zostało z tłumaczeniem adekwatnym do realiów tego regionu świata. Nie ma więc mowy, by w rozmowie z Klaudiuszem Hamlet nazwał go ironicznie "matką", nie ma też żadnego kontaktu fizycznego między kobietami a mężczyznami, chyba, że są to karcące razy, jaki od swojego ojca dostaje Ofelia za nieposłuszeństwo (wszystkie kobiety mają też oczywiście zakryte włosy). "Hamlet" ten jest także antysystemowy (brawurowa scena przygotowywania gazety z reformami) i w karykaturalny sposób podejmuje temat cenzury. Dania okazuje się tu prawdziwym piekłem na ziemi, miejscem terroru i tyranii, gdzie brakuje już miejsc na zwłoki kolejnych pomordowanych.

Rozczarowanie?

Trudno pisać o rozczarowaniu, gdy formuła imprezy zawiera eklektyzm i z założenia trafić ma w bardzo różne gusta publiczności. Jednak, gdy za spektakl bierze się tak ceniony w Europie reżyser jak Silviu Purcărete, można oczekiwać inscenizacji nieprzeciętnej. Tym razem przygotowany wraz z bardzo dobrym zespołem Teatru Bałtycki Dom "Sen nocy letniej", Purcărete ułożył w spektakl-błahostkę, poczciwą komedię, zbudowaną w oparciu o efektowne pomysły inscenizacyjne i bardzo duże możliwości aktorskie całego zespołu rosyjskiego teatru.

Jedynie wątek rzemieślników i ich teatrzyku wyłamuje się z bezpiecznej formuły efektownego i efekciarskiego widowiska. Jednak tylko do momentu, gdy okazuje się, że wystrzał, którym aktor grający Tyzbe się zabija, to po prostu kolejna zabawka inscenizacyjna, a nie memento sugerujące do czego prowadzić może nadgorliwość w zaspokajaniu zachcianek klasy wyższej, mocno skojarzonej z rosyjską oligarchią i otoczeniem Władimira Putina. Także odważny pomysł, by Oberon i Tytania otoczeni byli poddanymi noszącymi karabiny i żyli w państwie policyjnym, nie zostaje należycie wykorzystany. Pozostała więc sprawnie zainscenizowana i zagrana komedia, choć po tej rangi zespole i reżyserze można było oczekiwać znacznie więcej.

Konkurs jak worek bez dna, czyli SzekspirOFF

Niewdzięczne zadanie mieli jurorzy nurtu SzekspirOFF (Adam Orzechowski, Jadwiga Możdżer i Paweł Aigner), bo w konkursie znalazły się zarówno spektakle dramatyczne, lalkowe, muzyczne, jak i performance, teatr impro, koncert muzyki poważnej, kabaret czy filmy. Ogromny i niezwykle zróżnicowany SzekspirOFF przyniósł ogółem siedem nagród i wyróżnień finansowych, jednak śmiało można było się pokusić o całkiem inną siódemkę. Główną nagrodą przyznano spektaklowi "Sam" Przemysława Wasilkowskiego ze Sceny doktorantów PWSFTViT (6 tys. zł), zaś dwie równorzędne drugie nagrody (3 tys. zł) trafiły do Akademii Teatralnej w Warszawie za "Córki Leara" w reżyserii Darii Kopiec i do Teatru EKIPA za "Czekając na Otella" w reż. Jana Naturskiego. Trzecią nagrodę (2,5 tys. zł) przyznano z kolei Teatrowi PAPAHEMA za spektakl "Macbett" zrealizowany pod opieką reżyserską Mateusza Przyłęckiego. Wśród wyróżnionych znalazły się przedstawienia: "Oczy paść będę cieniem" z Niepublicznego Policealnego Studium Musicalowego Capitol z Wrocławia, "Szekspiracje" grupy Peleton z Trójmiasta oraz "Melt" Heleny Ganjalyan.

Bez echa przeszedł choćby bardzo udany klasyczny spektakl lalkowy "Romeo i Julia" z Teatrul Tony Bulandra z rumuńskiego Targoviste, przezabawne Papety ("Papety grają Szekspira" Projektu Rodzina Papetów), stworzone na wzór słynnych muppetów, choć tupetem i stylem wypowiedzi znacznie bliżej spokrewnionych z lalkami z musicalu "Avenue Q" niż bajką dla dzieci, czy przejmujący "Projekt Makbet", w którym fikcja zmieszana została z rzeczywistością, a główną rolę Lady Makbet zagrała w nim dziewczyna odsiadująca wieloletni wyrok za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Również bardzo udany koncert muzyki klasycznej ("Koncert dzieł inspirowanych twórczością Szekspira"), najbardziej chyba oryginalne z wydarzeń SzekspirOFFa, niestety w werdykcie pominięto.



Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
11 sierpnia 2016