Halka kocha na sto procent, Janusz tylko na pięćdziesiąt...

- Postać Halki jest poruszająca z wielu powodów. Zmaga się nie tylko ze stratą dziecka, ale również z chorobą psychiczną, z nieszczęśliwą miłością, zdradą, z szaleństwem, z tragedią mezaliansu. Tych wątków jest mnóstwo. Z którymś z nich każda kobieta może się utożsamić - mówi reżyserka Natalia Babińska.

O tym, czy "Halka" Stanisława Moniuszki, którą dziś na otwarcie XX Bydgoskiego Festiwalu Operowego pokaże Opera Nova, będzie zemstą na męskim rodzie, rozmawiamy z reżyserką spektaklu Natalią Babińską.

Słyszałam, że w "Halce" przyłożycie, Panie realizatorki, mężczyznom?

- Na pewno ich nie wybielamy. Jesteśmy bliżej prawdy, bliżej tego, co miałby w głowie szlachcic w chwili zaręczyn, widząc na horyzoncie swoją oszalałą z rozpaczy kochankę. W naszej wersji tej opery bohater czuje dokładnie to, co śpiewa, a nie to, co próbowano przekazać w warszawskiej wersji"Halki" z 1858 r., bardzo romantycznej i... nijakiej, niestety. Nasza "Halka" będzie raczej czarno-biała. Mamy oto wyrachowanego panicza, człowieka bez żadnych skrupułów, i dziewczynę, która, znając naturę swojego ukochanego, i tak dąży do swego. Jest silna, ale i dziecinna, bo pragnie gwiazdki z nieba. Co ciekawe, ma obok siebie Jontka, wspaniałego mężczyznę, którego w ogóle nie dostrzega. Co za strata!

Zofia też ma kłopoty...

- Tak. Druga bohaterka przeżywa swoje pierwsze wielkie rozczarowanie. Mogła wybrać każdego mężczyznę, a wybrała takiego, który ją na dzień dobry zawiódł i to publicznie! Gorzej nie może być. Chcemy pokazać wysoką temperaturę emocji u wszystkich bohaterów. Tego mi brakowało w wielu "Halkach", zbyt miałkich, jak na taki dramat w libretcie.

Wiem, że Pani odwołuje się do wersji wileńskiej "Halki"...

- Bo była prawdziwsza od innych, bardziej rewolucyjna, a my chcemy oddać głos kompozytorowi. Nie mam wątpliwości, że "Halka" jest autentyczną wypowiedzią kompozytora, także literacką. Moniuszko stał się głosem społeczeństwa, co mnie bardzo urzekło. "Halka" wileńska była niewygodną prawdą, wykrzyczaną światu. Z uwagi na siłę rażenia spektaklu kompozytor zdecydował się jednak na autocenzurę, uznał, że publiczność warszawska byłaby zbyt zbulwersowana tak śmiałym ujęciem tematu. W tej drugiej, dłuższej i poprawionej wersji Janusz został więc, pod publiczkę, wybielony, Halkę trochę oskarżono, Jontkowi też się dostało. I została miałka materia. Niestety, dzieło traci, gdy ma wszystkich zadowolić. Ja rozumiem sens działań kompozytora, bo przecież nikt nie jest czarno-biały, ale wracam dramaturgicznie do "Halki" wileńskiej. Motywy, które spowalniały akcję i zmniejszały emocje, zostały usunięte.

Poprawiliście Moniuszkę?

- A dlaczego nie? Kompozytor pozwalał sobie na zapis "vide". Gdy doszedł do wniosku, że jakiś fragment jest dłużyzną, że może go nie być, sam proponował zmiany. Można, oczywiście, przygotować pełną wersję muzyczną, na co zdecydowała się, m.in., wspominana już Opera Narodowa w Warszawie, ale, moim zdaniem, odbyło się to ze szkodą dla Moniuszki i dla jego dzieła.

Może reżyserzy boją się coś uszczknąć z narodowego dzieła?

- Tak, boją się. My poszliśmy tropem teatralnym, a w teatrze dużo śmielej ingeruje się w tekst, czasem zbyt śmiało, ale to już inna sprawa. Nie traktujmy partytury jak Biblii. Owszem, jest szkoła, która nie zezwala na żadne zmiany, ale uprzedzam, że nie jest to moja szkoła.

Gdzie zobaczymy Pani nożyczki?

- Jest pod koniec opery duet Jontka i Halki, który jest fatalny, niczego nie wnosi do dramaturgii, a wyczerpuje śpiewaków, którzy i tak są już zmęczeni. Kolejne cięcie - rezygnacja z arii Janusza w I części spektaklu, następnie rezygnacja z duetu Janusza z Jontkiem. Dlaczego? Przecież to absurdalne, że w chwili swoich zaręczyn pan wchodzi w dyskusję z jakimś podwładnym. W II części zamieniliśmy kolejność arii. Aria "Szumią jodły" jest na początku, czyli gdy Jontek z Halką wracają do wsi. Prosto w grupę chłopów (rozjuszonych po opowieści o zdradzie Janusza) wchodzi obłudny pan...

Krążą plotki, że nie pozwoli Pani Halce na samobójstwo?

- Dość tych plotek! Niczego nie zdradzę! Nie będzie klasycznego happy endu, ani dead endu. Ale... z punktu widzenia filozofii chrześcijańskiej ta śmierć byłaby faktycznie zaskakująca, absurdalna. Najpierw Bóg daje moc wybaczania Halce, uzdrawia ją mentalnie, a później każe się jej zabijać? Śmierć bardziej rozumiem w tym przypadku jako przejście głębokiej transformacji. Skoku do rzeki czy rzucania się na skały kompletnie sobie nie wyobrażam, zważywszy na to, jaką rolę odgrywał Bóg w muzyce Moniuszki, który był bardzo wierzącym człowiekiem.

Skąd więc taki pomysł?

- Nie wiem, może Moniuszko uległ jakiejś modzie? To jest nagminne w operze. Kobiety w wielu dziełach zmuszane były do rzucania się do wody albo na skały. Co ciekawe, woda jest w psychologii symbolem podświadomości. Bardziej przekonuje mnie więc nie śmierć dosłowna, lecz utonięcie bohaterek w swoich emocjach, a przecież z tych emocji można się narodzić na nowo...

Zofia i Halka są skazane na tragiczny los...

- Dla mnie Halka i Zofia to jakby ta sama postać. W filmie "Mulholland Drive" Davida Lyncha widzimy romans dwóch kobiet i w zasadzie jest to ta sama postać. Zainspirował mnie ten obraz. W naszej "Halce" mamy na scenie dwa poziomy. Na górze jest bal, oficjalna wersja, a na dole jest pokazane to, co się dzieje w psychice. Ta dwoistość widoczna jest także na innych przestrzeniach. Jest kobieta, która kocha na sto procent, daje z siebie wszystko, ufa, gotowa świat podpalić dla ukochanego, i jest facet, który daje siebie tylko na pięćdziesiąt procent, a druga połowa nie wiadomo, gdzie jest...

Chyba wiele kobiet rozumie ten stan. Pani też? Słyszałam, że "Halkę" odczuwa Pani bardzo osobiście...

- Pyta Pani, czy przeżyłam w życiu dramat? Tak, przeżyłam. Jak każdy w naszym zespole. Od śmierci dziecka, przez problemy w związku. My to wszystko rozumiemy. Bez doświadczenia życiowego trudno byłoby zmierzyć się z dramatem na scenie. Postać Halki jest poruszająca z wielu powodów. Zmaga się nie tylko ze stratą dziecka, ale również z chorobą psychiczną, z nieszczęśliwą miłością, zdradą, z szaleństwem, z tragedią mezaliansu. Tych wątków jest mnóstwo. Z którymś z nich każda kobieta może się utożsamić. W naszym realizatorskim zespole zgadzamy się z tym, że jest to opera o problemach kobiet, także współczesnych.

I co ciekawe, realizacją przedstawienia zajęły się kobiety.

- To nie mógł być przypadek! Same baby. Gdy w pierwszej części spektaklu próbowali jedynie panowie, naprzeciwko nich, na widowni, siedziały same kobiety! Mówiąc poważnie, to że tyle pań macza ręce w przygotowaniu tej opery, świadczy o tym, jak bardzo "Halka" jest głosem kobiet i mam wielki szacunek dla Moniuszki, że on tę falę odebrał i tak świetnie "Halkę" napisał. Bo to jest naprawdę dobry dramat muzyczny, nieco zepsuty warszawską wersją, ale gdy wraca się do pierwowzoru, dzieło rozkwita.

***

Teczka osobowa

Natalia Babińska

Studiowała na warszawskim Uniwersytecie Muzycznym na Wydziale Kompozycji, Dyrygentury i Teorii Muzyki, jest absolwentką Wydziału Reżyserii Dramatu Akademii Teatralnej w Warszawie - oba dyplomy z wyróżnieniem. Zrealizowała 19 przedstawień, jest autorką muzyki i scenariuszy do spektakli teatralnych i filmów. Reżyserka na Wydziale Wokalnym Akademii Muzycznej w Poznaniu. Jej inne zawodowe role to: aktorka dziecięca w filmie "Pan Kleks w kosmosie", skrzypaczka, fidelistka, dziennikarka, recenzentka...



Katarzyna Bogucka
Nowości
30 kwietnia 2013
Spektakle
Halka