Hamlet Empire

W spektaklu Radosława Rychcika nie usłyszymy słynnego "Być albo nie być", nie zobaczymy ducha zamordowanego ojca Hamleta. Reżyser ograniczył dramat Szekspira do ciasnego, rozwrzeszczanego planu rodzinnego piekiełka, gdzie głównym problemem staje się konflikt dwóch pokoleń: programowo zbuntowanych, rozkapryszonych i emocjonalnie niedojrzałych "młodych" oraz "starych" - owładniętych przez rozmaite żądze, wyrachowanych i pozbawionych jakichkolwiek sentymentów

Spektakl Rychcika rozpoczyna się trzykrotnie: pierwszą scenę tworzą palący papierosy i szepczący do siebie Horacjo i Reynaldo, druga to bełkotliwy, przerysowany monolog upiornego Yoricka, trzecia zaś to widok zgromadzonej przy ogromnym stole, wstrząsanej sztucznymi szlochami rodziny. Introdukcja ta – w połączeniu z pulsującą transowo muzyką Tomasza Lisa i ciekawą, niepokojącą scenografią Łukasza Błażejewskiego – nakreśla widzom najważniejszy punkt odniesienia dla spektaklu – jest nim kino, zwłaszcza filmy „kultowego” Davida Lyncha. Jednocześnie owo trzykrotne rozpoczęcie spektaklu, a zwłaszcza monolog Yoricka, nakazują wzięcie słynnej opowieści Szekspira w duży nawias, sugerują jej wyeksploatowanie, swoiste „zwietrzenie”.

Elsynor to w interpretacji Rychcika królestwo naznaczone sztucznością, fałszem i pozorem. Centralny element scenografii stanowi duży stół, symbol zamieszkującej zamek rodziny. W jego tle widzimy szereg podświetlonych trupim światłem regałów, na których ustawione są wypchane zwierzęta: lisy, zające, łasice. W tej przestrzeni egzystują głowy królewskiej rodziny: przypominający polityka-cwaniaka Klaudiusz i jego żona Gertruda – elegancka famme fatale. Poloniusz to u Rychcika nieobliczalny, agresywny gangster, Ofelia – głupawa lolitka. Wreszcie główna postać dramatu: bohaterowi granemu przez Tomasza Nosinskiego daleko do tradycyjnych przedstawień duńskiego księcia. Hamlet Rychcika cierpi wprawdzie po śmierci ojca, lecz szczerość owego cierpienia ginie pod lawiną gestów i zachowań nowobogackiego nastolatka. Hamlet jest rozkapryszony, egoistyczny, egzaltowany. Wszystko wskazuje na to, iż gwałtowne przejścia – od głośno manifestowanego żalu do euforii – powodowane są u niego nie cierpieniem po stracie ukochanej osoby, lecz tylko i wyłącznie emocjonalną niedojrzałością. W przestrzeni relacji rodzinnych Hamlet pragnie być podmiotem, ma silne poczucie przedmiotowości swego istnienia, z drugiej jednak strony – on sam traktuje wszystkich instrumentalnie, wszystkie jego relacje z innymi uzależnione są od chwilowego nastroju, kaprysu, „widzimisie”. Hamlet pozbawiony jest dystansu zarówno do świata, jak i do samego siebie: w jego ocenie rzeczywistości brak jest typowej dla Szekspirowskiego bohatera (auto)ironii.

Spektakl Radosława Rychcika, z założenia – jak wspominane na scenie filmy Davida Lyncha- przerysowany i ironiczny, po pewnym czasie zaczyna nużyć. Przyczyną owego znudzenia jest tu chyba obojętność, wynikająca z nagromadzenia w spektaklu nieco ogranych już chwytów, bardziej zresztą filmowych niż teatralnych (vide - scena seksu oralnego z udziałem Hamleta i Guildernsterna, który to w dziele Rychcika jest, podobnie jak i Rosencrantz, kimś na kształt prostytutki-lolitki). Z obojętnością obserwujemy dramat rozwrzeszczanego bachora, którym w rzeczywistości jest u Rychcika Hamlet, bowiem tak naprawdę nie wierzymy, iż rzeczywiście mamy do czynienia z prawdziwym dramatem cierpienia, bólu i tęsknoty. W historii opowiedzianej przez Radosława Rychcika widzimy raczej opowieść o nastolatku, który z cierpienia uczynił swoiste trofeum i który poszedł po prostu za daleko w próbach zwrócenia na siebie uwagi.



Anna Jazgarska
Dziennik Teatralny Trójmiasto
12 sierpnia 2011
Spektakle
Hamlet