Hej, mów prawdę

Nic tak nie denerwuje widza w teatrze jak zła konstrukcja dramaturgiczna w spektaklu poświęconym ważnej postaci, o której zresztą dowiadujemy się niewiele, a prawda psychologiczna zastąpiona została próbą uniwersalizacji, wpisaną w moduł: systemy totalitarne. Wszyscy słyszeliśmy o despotycznym Łukaszence, o łamaniu praw człowieka na Białorusi, o swawoli prorosyjskiego tyrana, kultywującego samego siebie i wszystko, co pozwala na bestialstwo humanitarne, polityczne i każde inne. Ze względu na nadmiar informacji medialnej, niewielu zagłębia się w niuanse polityczne kraju, który reprezentuje postsowieckie przyzwyczajenia. Tym samym niewielu słyszało o Uładzimirze Niaklajeu, poecie, działaczu społecznym, bohaterze sztuki "Dwóch w twoim domu", skazanym za poglądy i marzenia o demokracji na Białorusi.

Kampania społeczna "Mów prawdę", jaką Niaklajeu zamierzał przeprowadzić, przybrała kształt ruchu społecznego, z ramienia którego poeta kandydował w 2010 roku na prezydenta kraju, rządzonego przez Alfademona w dresach. Aktywista, brutalnie pobity, znalazł się w szpitalu, z którego od razu uprowadzili go nieznani ludzie, czyli z białoruskiego KBG. Trzy dni później, w wydanym przez ministra spraw zagranicznych oświadczeniu, można było przeczytać, że wszyscy zatrzymani, w tym dwóch kandydatów na prezydenta Białorusi (sic!), "absolutnie są zdrowi, absolutnie normalnie, komfortowo się czują". Niaklajeu przebywał w więzieniu przez miesiąc, do 29 stycznia, potem prawie cztery miesiące w areszcie domowym, o czym mówi sztuka Jeleny Grieminy. Dlaczego taki długi wstęp? Bo prawda sceniczna ma się obojętnie do introdukcji dramaturgicznej. Tekst próbuje wydobyć prawdy poprzez swoisty dystans do opisywanego status quo wszystkich postaci. Stwarza iluzję prawdziwego życia, dramat zwykły, nieudolnie, próbuje podnieść do rangi dramatu tendencyjnego, jak chciał Erwin Piscator. Tekst wpisany w gatunek teatru dokumentalnego ma naświetlić problem, przedstawiając go szerszej publiczności poprzez właśnie historię pojedynczego człowieka. Ale ten pojedynczy człowiek nie jest "zwykłym" bohaterem historii. To zaangażowany, torturowany, aktywny do dzisiaj działacz społeczny, stale inwigilowany, poddawany licznym zatrzymaniom, przesłuchiwany, wrył się w świadomość narodu. A może to pozostali udziałowcy aresztu domowego mają nieść ideę non-fiction?

Metoda verbatim, jaką uprawia w moskiewskim Teatrze.doc autorka tekstu "Dwóch w twoim domu", Jelena Griemina, w tym przypadku, na sopockim gruncie, nie wniosła oczekiwanego uniwersalizmu, podniesienia dramatu jednostki. Być może prawda zbieranych przez młodych pisarzy materiałów (metoda polega na dotarciu do autentycznych miejsc i postaci mających stać się osnową tekstu) okazała się niewystarczająco pożywna lub na gruncie rosyjsko-białoruskim znajomość tematu jest ponadprzeciętna. Jak mówi sama Griemina, i potwierdza to reżyser, Rudolf Zioło, spektakl ma podwójne dno, czyli grany w Rosji ma odciągnąć uwagę cenzorów od własnych problemów, grany poza granicami ma wpisać się w traumy narodów doświadczonych przez reżim. Niestety, nie podzielam tych opinii. Do mnie nie dotarła powaga momentu, w jakim znalazł się bohater. Jeżeli wyjściowo miała być to komedia absurdu o prawach człowieka, i tak też to grano, to poziom przerysowania wynikał zapewne sam z siebie. Na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże potraktowano z nadobną czcią tekst (czy słaby w kontekście metod dramatopisarskich Piscatora? - zapewne nie), unikając dyskusji na płaszczyźnie wartościującej.

Temat uwięzienia, klaustrofobii sytuacyjnej i przestrzennej jest często obecny w literaturze. Dla Polaków zniewolenie ma wymiar szczególny. Trudne do przyjęcia są łatwe rozwiązania w tej sprawie, dopuszczalna jest karykatura, absurd i szaleństwo, lecz trudno akceptować zrównanie oprawców i ofiar - główny bohater widzi w nich zwykłych ludzi, proponuje lampkę wina, postuluje za łagodnym traktowaniem domowych intruzów. Zapachniało utopią. Żona Uładzimira rozkłada swój gniew sytuacyjnie. Kocha męża, komunikuje się z nim uroczymi kodami miłości, jest też małostkowa, histeryczna i oderwana od rzeczywistości - idzie do sklepu po rybkę dla kota, ale okazuje się, że podskoczyły ceny, nie umie również podciąć włosów mężowi przygotowującemu się do rozprawy, pozwala na to "im". Uładzimir wraca z więzienia przybity, tęskni za miejscem dla siebie, dlatego nieśmiało sygnalizuje, aby "dwóch" zamieszkało na czas aresztu domowego w pokoju żony, jednak ona protestuje. Cóż, życie

Z historii "Danuty W." również dowiadujemy się o zderzeniu rzeczywistości domowej z ideologią wolnościową. Jednocześnie poza przykrywaniem czapką pewnych aspektów prawdy historycznej, Wałęsowa opisuje autentyczne zmaganie się z nawykami i wygodnym okopaniem się zaangażowanego politycznie męża. W "Przesłuchaniu" Ryszarda Bugajskiego widzimy kobietę niezłomną, inteligentną, cierpiącą, tragiczną po prostu (absolutna perła kreacji). W "Nord-Ost" poznajemy światy trzech kobiet, uwikłanych w konflikt czeczeńsko-rosyjski. Nie brakuje tam tematów na sprawy zasadnicze i typowo ludzkie, kobiece, domowe. Prawda w "Dwóch w twoim domu" przygniata banalnością, nie zderza się z wartościami wyższymi na tyle, aby budować portrety poszczególnych postaci i rzeczywistości białoruskiej. Zabrakło "podkładu" absurdu, obśmiania, klepnięcia po plecach, kiczu. Zbyt małe ich dawki sytuują ten tekst daleko poza innymi w gatunku non-fiction.

Magdalena Boć w roli Olgi pokazała różnorodność tej postaci. Nie podniosła jej do rangi pomnikowej, jednak pieczołowicie starała się zdynamizować losy i sytuację bohaterki, zbliżając ją do pewnych stereotypów. Maniera, z jaką grała, podkreślała papierowość postaci, nie jej głębię, której można było oczekiwać od żony aktywisty społecznego. To niełatwe, by grać, gdy ani tekst, ani koncepcja inscenizacyjna, nie dają możliwości do grania. Grzegorz Gzyl w roli Uładzimira przyjął w całości spuściznę, jaką narzucił tekst. Zagrał wycofanego mężczyznę, gotowego na kompromisy, spolegliwego. Jego końcowy monolog został powiedziany na biało, bez półcieni, pauz, jakby Uladzimir przegrał, już nie walczył. Jakub Mróz i Piotr Łukawski nie zaproponowali widzowi dyskusji z literackimi pierwowzorami. Ich oficerowie są po prostu mężczyznami na zmianie (no właśnie, dlaczego nie było zmian na służbie?), ani złymi, ani dobrymi. Temat, jakiego podjęła się Jelena Griemina, godny jest wszelkich pochwał, jednak w sopockiej inscenizacji tekst okazuje się mało płodnotwórczym materiałem.

Katarzyna Stochalska, zainspirowana z pewnością filmem "Dogville" Larsa von Triera, postarała się, aby zilustrować metrycznie obszar zamknięcia postaci. Obrys mieszkania, poszczególnych pomieszczeń, miał przypominać 43 m2, w jakich przez cztery miesiące żyły cztery osoby. Odkurzacz, umieszczony poza "skażoną" strefą, już nie był non-fiction. Podobnie jak staromodne buty Olgi, które nie pasowały do jej współczesnego cardiganu czy bielizny. Rozumiem, że w czterdziestotrzymetrowym mieszkaniu na Białorusi chodzi się w szpilkach. Damian Pawella dopełniał światłem historię uwięzienia, detalicznie krocząc za postaciami.

Teatr dokumentalny powinien spełniać także rolę terapeutyczną, oczyszczającą nagromadzone w ludziach emocje spowodowane cierpieniem, osamotnieniem, rozczarowaniami, dylematami moralnymi. Nie kupuję jednak spektaklu, który ma się nijak do tego, co dzieje się obecnie na Białorusi, w Rosji i, przede wszystkim, na Ukrainie. Nijak ten tekst ma się również do czasu równoległego, jakiego dotyczy. Poznajemy postaci chyba po opuszczeniu przez Uładzimira kazamatów KGB, a postrzyżyny, czyli scena przed finałem, dotyczą okresu po co najmniej miesięcznym areszcie domowym, czego w ogóle nie można odczytać z dialogów. Cieszy podjęcie ważkiego tematu przez Teatr Wybrzeże, mam nadzieję na bardziej udaną kontynuację.



Katarzyna Wysocka
Gazeta Świętojańska
30 sierpnia 2014