Hejnał Mariacki

W swoim długim życiu teatralnym miałem wielokrotnie okazję obserwowania, jak po każdej zmianie na szczytach władzy furkoczą chorągiewki na wieżach „suwerennych" artystów, zmieniając swoje ustawienie do nowego kierunku wiatru. Zawsze to budzi niesmak, kiedy ktoś radykalnie wypiera się swoich wcześniejszych poglądów, przyjaciół i własnych słów. Nasze środowisko artystyczne, tak przecież związane z poszukiwaniem i kultywowaniem wartości, nie akceptuje demonstracji lizusostwa i merdania ogonem przed nowymi władcami.

Uważam, że ta zdrowa niechęć budzi się przy takiej okazji u większości naszych odbiorców, czyli społeczeństwa, któremu teoretycznie powinniśmy świecić przykładem. Najdobitniejszym przypadkiem takiej jednoznacznej polaryzacji opinii był stan wojenny wprowadzony przez WRON, czyli Wojskową Radę Ocalenia Narodowego zwaną popularnie „wroną". Nie wdając się w skomplikowane okoliczności jej powstania, przypomnę tylko niewinnej naszej młodzieży, że rada ta działała pod hasłami ratowania państwa przed zagrażającym mu złem, czyli według niej stawała zdecydowanie po „jasnej stronie mocy".

Naród nie dysponował wtedy podziemną Armią Krajową, więc opór zbrojny był niemożliwy, co zostało udowodnione drastycznie w kopalni „Wujek", kiedy do bezbronnych górników strzelano ostrymi nabojami na rozkaz ludzi do dzisiaj nie osądzonych. Mieliśmy więc do wyboru szereg pokojowych form oporu, z których z wielkim wzruszeniem wspominam bezprecedensowy bojkot środowisk teatralnych wymierzony przeciw kłamliwej do bólu telewizji publicznej. Porządny człowiek się w tych czasach w telewizji nie pokazywał. Widownie teatralne pękały w szwach, a na srebrnym ekranie pojawiali się tylko patologiczni karierowicze, lub otumanieni propagandowym czadem artyści słabego umysłu, którzy intelektualnie nie byli w stanie ogarnąć zaistniałej sytuacji. Jakież było ich zdumienie i tym większy intelektualny zamęt, kiedy, po wyjściu na scenę teatralną, zostawali bezlitośnie wybuczeni przez solidarną publiczność. Byłem wielokrotnie świadkiem takiego wybuczenia i pamiętam, jak boleśnie przeżywały tę reakcję widowni nieostrożne lizusy. Taki ostracyzm w Polsce ma długą tradycję i do dzisiaj istnieje mniej lub bardziej nasilony bojkot osobników, którzy swoje chorągiewki na wieżach bez wahania nastawiają w kierunku pomyślnych wiatrów.

Jednak czasami trudno oddzielić ostrożność wobec władzy i podejrzliwość wobec jej deklaracji od fundamentalnych uczuć patriotycznych, wśród których banalna miłość do ojczyzny zawsze może być interpretowana politycznie i wykorzystywana w sporach i opluwaniu się wzajemnym, tak powszechnie dzisiaj uprawianym dzięki gościnnej i bezpiecznej sieci internetowej. Ludzie myślący, którzy uważają się za elitę narodu, przywódców duchowych i nauczycieli muszą więc bardzo starannie analizować każdy przypadek takiego upublicznienia swoich poglądów, żeby oddzielić w nich ziarno szlachetnych uczuć od ich koniunkturalnych i cynicznych podróbek. Nie każdemu się chce taki trud podjąć. Cóż nas obchodzi, czy ktoś jest uczciwy, czy nie, jeśli to nie czyni nam osobiście żadnej szkody, ani nie przynosi pożytku. Ważniejsze jest wykorzystać wątpliwości co do intencji naszego bliźniego tak, jak dyktuje nam to doraźna korzyść. To smutne, że tak się powszechnie dzieje, bo to świadczy, że szeregi miłośników prawdy mogą się niebezpiecznie kurczyć. Sprzyja temu cyniczna popkultura przesiąknięta materią reklam będących kwintesencją artystycznego fałszu. Sprzyja temu kult oglądalności. Sprzyjają temu mechanizmy uprawiania polityki nastawionej na skuteczne zdobycie i utrzymanie władzy. Powie ktoś, że nigdy jej cele nie były inne, ale jednak śmiem twierdzić, że odsetek porządnych ludzi zajmujących się polityką niepokojąco maleje. Moim zdaniem dlatego, że maleje ilość wyznawców prawdy, jako wartości niepodważalnej.

Te smętne refleksje dopadły mnie w związku z reakcją na użycie w naszym Strasznym Dworze hejnału mariackiego. Ta prosta melodia ma w życiu naszego narodu szczególne znaczenie. Oburzenie wywołał jakiś czas temu chuligański pomysł kogoś z kierownictwa Polskiego Radia, żeby ten hejnał, nadawany od zawsze w południe, zdjąć z anteny z powodów oszczędnościowych. Można by przecież wykorzystać te cenne minuty na złotodajną reklamę! Na szczęście hejnał, chociaż w okrojonym minutażu, przetrwał. Pięknie śpiewał o nim Bułat Okudżawa w piosence dedykowanej Agnieszce Osieckiej: „Kiedy słyszę, jak trębacz wznosi się nad Krakowem ze swoim hejnałem, chwytam za szablę z nadzieją w oczach, by walczyć za wolność..." Te słowa postanowiłem potraktować jako motto do swojej, ostatniej pewnie w moim życiu, inscenizacji Strasznego Dworu w Operze Bałtyckiej. Jest ona metaforycznym zapisem mojej patriotycznej edukacji i rozpaczy, że niektóre jej owoce były zatrute. Jakież było moje osłupienie, gdy jeden z konkurentów w zbliżającym się konkursie na stanowisko dyrektora opery, skomentował to tak: „Użyli hejnału mariackiego, żeby się podlizać prezydentowi Dudzie, który pochodzi z Krakowa".



Marek Weiss
Weissblog
27 stycznia 2016
Portrety
Marek Weiss