Hipnotyzująca moc teatru

Po zeszłorocznym zmierzeniu się z sześciogodzinnym spektaklem Pawła Wodzińskiego, opartym na pięciu dramatach Słowackiego, słowo "rekonstrukcja" w tytule kolejnego teatralnego projektu brzmiało wyjątkowo niepokojąco

Niepokój ten podsycała dodatkowo świadomość materiału, jaki reżyser Michael Marmarinos postanowił owej "rekonstrukcji" poddać. Okazało się na szczęście, że Grecy zdecydowanie lepiej rozumieją nie tylko polskie słowa, ale i mechanizmy, jakimi proces rekonstrukcji rządzić się powinien. Powstało przedstawienie odważne i fascynujące, wyrywające z rzeczywistości, przywracające wiarę w hipnotyzującą moc teatru.

Jeśli bowiem rekonstrukcję powinna poprzedzić dekonstrukcja, ponowną konstrukcję umożliwiająca, tak we wrocławskim przedstawieniu przeprowadzono ją na wszystkich chyba możliwych poziomach. Teatralnej rewizji poddane zostało "Akropolis" Wyspiańskiego. Z wody powstały, by zaraz potem ożyć na scenie, pomniki wawelskiej katedry. Wszystko mogłoby się oczywiście sprowadzić do bezmyślnego aktu odtwórczego, bo i mierzenie się z legendą dramatu wieszcza, z poezją wpisaną w sceniczny poemat, z patosem i mistycyzmem, wydaje się być rzeczą arcytrudną. Tymczasem, dzięki przekorze i lekkiej ironii, które podobnie jak wszechobecny dym unoszą się nad całą pierwszą częścią przedstawienia, zmiażdżone zostają wszystkie sztuczne już od dawna "wzniosłości". Wprowadzenie mechanizmu narracyjnego i wrażenie toczącej się na scenie nieustannej improwizacji, może momentami wyglądać jak bluźniercza żonglerka "świętym" słowem i lekko kpiąca zabawa w teatr. W rzeczywistości jednak to dotkliwe fizycznie ożywanie rzeźb staje się równie mozolnym łupaniem w kamieniu języka Wyspiańskiego. Jest prawdziwym zmartwychwstaniem słowa i jego sensu, bo efektem poszukiwania w nim ludzkiej prawdy, a nie pustym powtarzaniem prawd ogólnych. Ale dekonstrukcji ulega tu znacznie więcej. Pamięć - złudna i zafałszowana, pełna niepewności, ulotna i mamiąca. Rekonstrukcji - człowiek, uczący się od nowa swojej cielesności, zadziwiony grawitacją i oszołomiony targającymi nim pragnieniami, nad którymi nie potrafi zapanować. Kolejnej rewizji poddaje reżyser obrosłe legendą "Akropolis" Grotowskiego, w dynamicznej części drugiej - seansie "ożywiania gobelinów" (tu: wyświetlanych na wielkich ekranach zdjęć ze słynnego spektaklu). Wrocławski zespół w umyślnie przerysowany nieraz sposób próbuje naśladować kolejne pozy, powielić legendę, wpisać się w schemat. Ale legenda okazuje się niewiele już mówić, wydaje się coraz bardziej wytarta i zużyta. Gorzki i dotkliwy akt demistyfikacji. Ale i na tym się nie kończy. Rewizji poddane zostaje również nasze poczucie narodowej tożsamości. Prowadzone wspólnie z widzami poszukiwanie na mapie Polski współczesnego Akropolis okazuje się mało produktywne. Zdaje się nagle jakbyśmy potrafili już tylko powielać schematy i powtarzać utarte formułki, skandować hasła o polskości. Pytani bezpośrednio, nie potrafimy odpowiedzieć. We wrocławskim przedstawieniu, co najcenniejsze, poddany rekonstrukcji zostaje jednak przede wszystkim sam teatr. Szczególnie trzecia, grecka część przedstawienia, staje się wielkim pokłonem w stronę zapomnianej dawno tradycji, poruszającym i hipnotyzującym muzycznością powrotem do rytuału. Podtrzymywany przez cały czas, wzrokowy i fizyczny kontakt z publicznością (a nawet wprowadzanie jej w sceniczną przestrzeń) pozwala dodatkowo w tym rytuale współuczestniczyć. Okazuje się, że permanentny akt demistyfikacji może stać się momentem narodzin nowego mistycyzmu. Że wielkie odczarowanie w rzeczywistości jest nowym zaczarowaniem. Wydaje się, że w tej wielkiej rekonstrukcji głębiej nie dało się już sięgnąć.

Wielkie brawa dla całego zespołu aktorskiego za nadludzki wysiłek fizyczny i ogromne zaangażowanie, bez którego ten przenikliwy seans pamięci nie miałby prawdopodobnie żadnej mocy (szczególny ukłon w stronę doskonałej Marii Czykwin, od której przez ponad 3 godziny nie sposób oderwać wzroku). Wielkie brawa dla reżysera za niezwykły i odważny, a przy tym i ryzykowny pomysł. "Akropolis. Rekonstrukcja" to spektakl trudny i niewygodny. Stawia mnóstwo ważnych pytań, niewiele dając odpowiedzi. I właśnie to wydaje się być najcenniejszą diagnozą, tak polskości, jak współczesności w ogóle. Przywykliśmy do wygody, jakiej dostarczają nam rzucane ze wszech stron gotowe odpowiedzi, a zdaje się, że zapomnieliśmy dawno jakie było pytanie... Wyjątkowo dotkliwie nam o tym przypomniano.



Katarzyna Szatan
conFronta OKT
14 kwietnia 2011