Historia pewnego filmu

„Margarete" to niezwykle interesujący projekt dobitnie prezentujący, że upór w docieraniu do prawdy oraz kreatywność, czyli dwie konstytutywne cechy współczesnego artysty, mogą przynosić niesamowite efekty artystyczne. Wideo-gawęda autorstwa Janka Turkowskiego stanowi refleksję na temat rejestracji wspomnień oraz zachętę do rekonstrukcji wydarzeń zapisanych na archiwalnych, audiowizualnych nośnikach sprzed kilku dekad.

Wchodząc do sali, w której ma miejsce pokaz, można zauważyć przykuwający wzrok barwny, dziergany ręcznie dywan przypominający serwety wykonywane przez nasze prababki. Wokół poduszki, utrzymane w tej samej stylistyce, wyznaczające miejsca siedzenia. W samym centrum znajduje się projektor oraz duży ekran, na którym wyświetlane są filmy. Reflektory rzucają ciepłe, pomarańczowe światło, które wzmacnia klimat domowego ciepła i rodzinnej atmosfery. Można odnieść wrażenie, że siadając wokół artysty pokonujemy magiczną granicę i wkraczamy w czyjąś prywatną przestrzeń. I to właśnie zaraz się wydarzy, ponieważ autor projektu zaprasza przybyłych do wspólnego obejrzenia odnalezionych filmów oraz wysłuchania zapisanej w nich historii.

Janek Turkowski, będący współpracownikiem Ośrodka Teatralnego Kana w Szczecinie wcielił się w rolę poszukiwacza historycznej prawdy, tudzież prywatnego detektywa lub odkrywcy, który drążąc w mrokach zapomnianej przeszłości, postanowił ocalić od zapomnienia kilka zgoła nieistotnych taśm. Taśm, które dla uwiecznionych na nich osób mogą znaczyć bardzo wiele.

Podczas godzinnego spotkania z humorem opowiada o kolejnych etapach rozwoju swojego projektu, wtrącając od czasu do czasu ciekawe anegdoty oraz okraszając swoją bezpretensjonalną gawędę żartami. Turkowski doskonale kreuje atmosferę intymnej opowieści o życiu, wpisując się tym samym w nurt voyeryzmu. Publiczność przemienia się na chwilkę w podglądaczy, którym udało się podejrzeć życie prywatne Margarete Ruhbe, Niemki urodzonej w 1909 roky w Mitau na Łotwie.

Projekt zmusza do myślenia i nasuwa refleksję, że każda nasza aktywność jest w jakiś sposób rejestrowana, a następnie - po naszej śmierć, choć - jak wskazuje spektakl - nie tylko, porzucana na wysypisku wspomnień, gdzie nawet najpiękniejsze chwile z życia można przehandlować za 20 euro. Turkowski zasiał ziarno niepewności - wszak może i nasze pamiętniki, zdjęcia czy filmy dostaną się kiedyś w ręce zmyślnego dokumentalisty, czy nawet artysty (!) i posłużą za materiał do stworzenia spektaklu?

Jeszcze do niedawna baliśmy się kształtowania naszej cyfrowej tożsamości w Internecie. Napominani, że każda aktywność w wirtualnym kłączu cyberprzestrzeni pozostawia po sobie cyfrowy ślad nie do zatarcia, staraliśmy się rozważnie korzystać z nowych mediów, lecz zapomnieliśmy, że równie wiele znaków naszego istnienia pozostaje w życiu rzeczywistym, a projekt „Margarete" doskonale pokazuje, że każdy życiorys może stanowić świetne źródło do stworzenia jakiegokolwiek spektaklu - byleby mieć pomysł - oraz wskazuje sposób, w jaki można ocalić od zapomnienia wspomnienia anonimowych ludzi.

Jego autor w kreatywny sposób oswaja przeszłość. Zebrał i okiełznał mnóstwo niby nic nie znaczących faktów, rekonstruując zarazem spójną historię życia Margarete i jej siostry. Co więcej, opowiada także o tym, że dzięki fascynacji do starych taśm, można odbyć podróż sentymentalną w głąb socjalistycznej Europy oraz wyprawę do wnętrza własnej duszy, ponieważ takie poszukiwania nigdy nie pozostają bez wpływu na tożsamość i psychikę jednostki. Autor uwypukla także kwestię dziedzictwa żyjących przed nami ludzi, zapisanego na celuloidowych filmach w formatach 8 i 16 mm, które może już za kilka lat będą służyły jako materiał źródłowy do odtwarzania historii oraz pamięci o nieistniejących miejscach. Tytaniczny wysiłek Turkowskiego niewątpliwie zasługuje na docenienie i wyznacza nowy kierunek działań artystyczno-dokumentalistycznych.



Magdalena Mikrut-Majeranek
Gazeta Festiwalowa
20 listopada 2015