Hopsasa wywijasa, czyli premiera i goście w Muzycznym

Dzieci różnie podchodzą do oglądanych bajek. Czasami oczekują prostych rozwiązań, które chętnie wykorzystują, aby "wychowywać" rodziców, czasami drążą temat, bo ich zaciekawił, a czasami po prostu stwierdzają, że bajka jest nudna, bo pozbawiona tempa czy podana w niezrozumiałej dla nich poetyce. A jak było tym razem w Gdyni?

Teatr Muzyczny zaprosił premierowo dzieci na spektakl według tekstu Marii Kownackiej z 1935 roku pt. "Bajowe bajeczki i świerszczykowe skrzypeczki, czyli o straszliwym smoku i dzielnym szewczyku, prześlicznej królewnie i królu Gwoździku" w skrócie "O straszliwym smoku, dzielnym szewczyku, prześlicznej królewnie i królu Gwoździku", który w reżyserii Krzysztofa Raua utrzymuje się w repertuarze polskich teatrów od ponad 40. lat. Nazwisko reżysera (jak również pozostałych realizatorów: Jerzego Derfla, Krzysztofa Jakowicza, Wojciecha Stefaniaka czy Tadeusza Wiśniewskiego) zapewnić miało ciągłość tradycji i jakość przedsięwzięcia, jednak nie dało gwarancji na przedstawienie wybitne. Dlaczego? Przede wszystkim z powodu banalnej i psychologicznie łatwej do podważenia (już przez najmłodsze dzieci) treści sztuki. Zabrakło również pomysłu na ruch sceniczny, uboga warstwa tekstowa spłyciła dodatkowo całość.

Razi przede wszystkim brak refleksji nad tekstem, który mógł mieć rację bytu w czasach głębokiej komuny lat 70., kiedy dla uczczenia 30. rocznicy powstania PRL-u wybierano w teatrach i tę bajkę, która podobno wzorcowo podchodzi do kwestii wychowania. Otóż jak nie chwalić szewczyka, który odrzuca bogactwo i miraż dla pozostania szewczykiem? Jak nie chwalić królewny kruczowłosej, która "rzuca" królewskie godności i przywileje, aby trwać w miłości i pracy szewskiej z ukochanym? A jak wytłumaczyć to współczesnemu, najmłodszemu obywatelowi Polski demokratycznej i kapitalistycznej, że sławę i bogactwo należy odrzucić, podobnie jak związane z tym przyjemności, aby poświęcić się harówie przy kopycie szewskim? Czy należy mieszać dzieciom w główkach, że jak się jest małym, to można oglądać takie "banialuki", a jak się jest starszym, to trzeba trwać w ustawicznej rywalizacji i gonić za pieniędzmi? Maria Kownacka zaproponowała model dziś już absolutnie nieadekwatny do rzeczywistości, inaczej niż Janina Porazińska (czterdzieści lat później), która swojemu Szewczykowi Dratewce pozwoliła cieszyć się, po trudach ratowania księżniczki, należną nagrodą na zamku złej czarownicy (a zatem nie dostał nic od ojca królewny, a jedynie przejął majątek czarownicy, co wydaje się "naturalne"). Pytań można zadawać więcej, mnie nurtuje jeszcze jedno - dlaczego nikt nie miał oglądać wesela szewczyka i królewny? To było również kiedyś politycznie poprawne, aby ślub odbył się po cichu? (z powodu mezaliansu czy wykraczającego ponad przeciętną majętność króla, czyli urodzonego monarchisty, a zatem).

Nie znajduję uzasadnienia dla obsadzenia trzech ról aktorami gościnnymi, ponieważ niczego wyjątkowego, co mogłoby sugerować ich zatrudnienie, do tego przedstawienia nie wnieśli. Spośród aktorów Muzycznego na uwagę zasługuje dynamiczny, sprawny dykcyjnie Aleksy Perski (król Gwoździk), który przygotował ciekawą etiudę, w której w zabawny spsób pokazuje swój ból po zniknięciu córki. Tomasz Valldal Czarnecki umie rozbawić, wcielając się w "kobiecą" rolę złej czarownicy. Bardzo dobrze słychać wszystkie zespołowe partie wokalne, co jak wiadomo sztuką jest samą w sobie.

Aktorzy Teatru Muzycznego przyzwyczaili nas, że dobrze poprowadzeni mogą ujawnić pełen wachlarz swoich możliwości wokalnych, ruchowych i aktorskich. W spektaklu o dzielnym szewczyku, co to nie chciał korony, zamku i wdzięczności, aktorzy nie mieli zbyt dużo możliwości, aby zaistnieć aktorsko i wokalnie. Ograniczyła ich dodatkowo zmniejszona powierzchnia Sceny Kameralnej, a także dekoracja, która pozwalała właściwie tylko na statyczne odgrywanie scen. Zbyt często powtarzane partie wokalne przestały po pewnym czasie wnosić cokolwiek do spektaklu. Szkoda, że wybór tekstu padł akurat na anachroniczną sztukę Kownackiej, bo ogromny rynek produktów dla dzieci, po prostu wypiera to, co nie jest wyjątkowe.



Katarzyna Wysocka
Gazeta Świętojańska
25 lutego 2014