Horror, fantasy i groteska

Tym prowokującym spektaklem rozpoczęły się Warszawskie Spotkania Teatralne. W "Nocy żywych Żydów" wg powieści Igora Ostachowicza zmiksowane zostały modne konwencje filmowe (od horroru, fantasy po surrealistyczną groteskę) z poważną refleksją moralną nad stanem polskiej duszy. Ryzykowne i nader wymagające połączenie, któremu teatr sprostał.

Punktem wyjścia jest nieoczekiwane spotkanie Bezimiennego (w tej roli Marek Kalita) z ukrywającymi się w piwnicach na Muranowie, na terenie byłego getta, trupami żywych Żydów, których "szmugluje" do centrum handlowego Arkadia. Tam jednak grasują już pod wodzą Zupełnie Złego czekający na okazję neonaziści. Bezimienny staje staje po stronie prześladowanych, którzy teraz z dziecinną radością obkupują się w Arkadii.

Punktem dojścia jest brzmiąca jak alarm przestroga przed brunatnym niebezpieczeństwem - przywódca narodowców, nowy Hitler ("zawsze się jakiś znajdzie"), wzywa do walki z kryptoŻydami, gejami i wszelki maści lewicową hołotą, a na scenie pojawia się połyskująca srebrem swastyka. To spektakl oskarżenie części elit politycznych, które sprzyjają odrodzeniu nacjonalistycznych, faszystowskich tęsknot. To zarazem próba uwolnienia się od wracającej traumy holocaustu przez pokolenie wnuków - urodzonych dwadzieścia lat po wojnie.



Tomasz Miłkowski
www.aict.art.pl
9 kwietnia 2014