I pełno Żydów w każdym wagonie

Zapierające dech przedstawienie mówi o Zagładzie, zderzając tragiczną prawdę reportażu z radosną fikcją wierszyka dla dzieci

Monodram Moniki Kufel 'Szafa' to historia dzieciństwa spędzonego w szafie, świadectwo dobrowolnego samouwięzienia żydowskiej dziewczynki, która przeżyła Holokaust zamknięta w meblu. Nasze pojęcie dzieciństwa zostało wykarmione reklamami, w których pyzate i roześmiane dziewczynki bawią się przy różowych domkach kucykami, dającymi sobie czesać lśniace grzywy przy pomocy brylantowych grzebyków. Niewyobrażalne współcześnie ubóstwo bezimiennej bohaterki - materialne i duchowe - przedstawienie przekłada na ascezę teatralną. Aktorka gra w świetle jednego reflektora w przestrzeni wyznaczonej jednym elementem scenografii: starą, drewnianą szafą. Monodram Kufel jest mistrzowskim pokazem tego, jak kontekst zmienia znaczenie słów. Przemianie poddano 'Lokomotywa' Julina Tuwima, jeden z najurokliwszych wierszy dla dzieci. Semicko brzmiąca muzyka Krzysztofa Figurskiego przypomina, że Tuwim także był Żydem i zmienia rymowankę w kabaretowy szmonces. Aktorka śpiewa go przy rzuconym na ziemię boa ze strusich piór, wyciągniętym z szafy. Parodystyczy remanent zawartości kolejnych wagonów ('W siódmym dębowe stoły i szafy,/ W ósmym słoń, niedźwiedź i dwie żyrafy' zmienia się w hitlerowski inwentarz dobytku, który zrabowano Żydom. 'Pełno ludzi w każdym wagonie' - słowa więzną dziewczynce w gardle. A dokąd oni tak jadą? A do obozów śmierci. A pociąg się śpieszy, 'by zdążyć na czas'. Tuwimowską lokomotywę gna harmonogram Zagłady. Przedstawienie wytwarza napięcie między użytą formą kabaretu (w niemieckim stylu, w poetyce oprawcy), wierszykiem Tuwima i koszmarną rzeczywistością, do której się odnosi. Dla bezimiennej bohaterki dźwięk dzwoniącego budzika zmienia się w serię z karabinu maszynowego, a stary wieszak - w rodzica. Lęk pozwala przełamać tylko szafa, która jest azylem - nie freudowskim, tylko faktycznym. Jeśli nawet wychodzi się z niej na chwilę (nie wolno przy kimś obcym), to stąpając tylko po rozkładanych na podłodze dziewięciu walizkach. Szafa dla żydowskiej dziewczynki staję się groteskową klasztorną samotnią, w której oddaje się kontemplacji. Woła do Boga: 'ja Ci doliczę do miliona, a Ty mi skończ tę wojnę'. W końcu lokomotywa dojeżdża do miejsca przeznaczenia, do pieca krematorium. 'Uch - jak gorąco!'. Po twarzy aktorki spływają łzy.

Leszek Karczewski
Gazeta Wyborcza
10 listopada 2006