Idee a rzeczywistość

Nowy, poświęcony polskim operom sezon artystyczny w Operze Bałtyckiej zainaugurowano "Erosem i Psyche" Ludomira Różyckiego. Inscenizacja przygotowana przez Natalię Kozłowską ma ciekawe momenty, jednak najlepsze wrażenie pozostawia Orkiestra Opery Bałtyckiej, "opowiadająca" mit Erosa i Psyche muzyką.

Opera Ludomira Różyckiego, po niewątpliwym międzynarodowym sukcesie towarzyszącym jej premierze w 1917 roku, po II wojnie światowej praktycznie została zapomniana i całkowicie zniknęła też z polskich i zagranicznych repertuarów teatrów operowych. Pomysłodawcą przywrócenia jej do łask jest Rafał Kłoczko, dyrygent, kierownik muzyczny i inicjator podobnych przedsięwzięć, prezentowanych w Gdańsku od kilku lat regularnie dzięki wsparciu Fundacji TUTTI w Centrum św. Jana lub Operze Bałtyckiej. Opera Bałtycka jest w tym przypadku jest jedynie koproducentem spektaklu, użyczającym artystom zaproszonym przez Rafała Kłoczko i reżyserkę Natalię Kozłowską sceny i udostępniającym twórcom Chór, Orkiestrę oraz tancerzy Bałtyckiego Teatru Tańca.

Nie jest to więc typowa premiera Opery Bałtyckiej, choć na scenie występują profesjonaliści, których widzowie produkcji operowych Natalii Kozłowskiej i Rafała Kłoczko mieli okazję poznać w poprzednich spektaklach ("Gianni Schicchi", "Siostra Angelica" czy "Płaszcz" Pucciniego i przede wszystkim "Francesca da Rimini" Rachmaninowa). Realizacja "Erosa i Psyche" związana jest także bezpośrednio z osobą Przemysława Baińskiego, wykonującego część głównych partii spektaklu (Eros, Arystos, Błędny Rycerz, De la Roche, Stefan), w tym sezonie będącego rezydentem Opery Bałtyckiej (spektakl współfinansuje Instytut Muzyki i Tańca właśnie dzięki programowi "Artysta-Rezydent").

Pięć scenicznych obrazów, które składają się na napisane przez Jerzego Żuławskiego libretto "Erosa i Psyche", ukazuje przeróżne zmagania ducha, idei i uczuć wyższych z materią i realnością, które uosabia Blaks. To on zawsze staje Psyche na drodze do realizacji wzniosłych celów - przez niego Psyche dojrzy twarz Erosa, skazując się na wieczną tułaczkę. Kolejne zmagania Psyche z Blaksem obserwujemy zaś w starożytności w pałacu prefekta rzymskiego z czasów Chrystusa, w średniowiecznym klasztorze, w Paryżu w czasach Rewolucji Francuskiej oraz w domu bogatego barona na początku XX wieku. Za każdym razem idee i uczucia Psyche tłamszone są przez chytrość, siłę i władzę Blanksa, który początkowo był jedynie leniwym parobkiem królewny Psyche.

W inscenizacji Natalii Kozłowskiej istotną część scenografii zastępują projekcje wideo Olgi Warabidy, korespondujące zazwyczaj z wydarzeniami scenicznymi i podkreślające najbardziej emocjonalne momenty spektaklu. Cała oprawa wizualna przedstawienia opiera się na połączeniu projekcji wideo z grą świateł (świetnie wyreżyserowanych przez Piotra Miszkiewicza), bo na scenie najczęściej artyści są osamotnieni wobec pustej przestrzeni, sporadycznie wzbogaconej o pojedyncze rekwizyty.

Najbardziej abstrakcyjna, rozgrywana w mitycznej Arkadii, jest pierwsza odsłona. To zarazem najmniej ciekawa wizualnie część spektaklu, bo włączywszy niezbyt ograny na scenie pomysł z praniem, artyści praktycznie pojedynczo konfrontują się z widzami, stojąc na wielkiej pustej scenie. Znacznie lepiej wygląda drugi obraz, z "żywą scenografią" w postaci Chóru Opery Bałtyckiej podczas sceny biesiadnej. Jednak zdecydowanie najlepszy zarówno reżysersko, jak i scenograficznie jest początek drugiego aktu, gdy akcja przenosi się do XV-wiecznego klasztoru, a oczom widzów ukazują się zakonnice "schowane" za klasztornymi murami, czyli półprzezroczystą kurtyną z projekcją znaku krzyża, oddzielającą je od publiczności. Właśnie ten fragment, najbardziej dramatyczny i efektowny, doskonale też oświetlony, najbardziej zapada w pamięć. W kolejnej, rewolucyjnej odsłonie reżyserka udowadnia, że doskonale potrafi operować rekwizytami, których tak unika przez większość spektaklu, ostatnia część przedstawienia zaskakuje wizualnie głównie podczas bardzo efektownego finału.

Kluczową, bardzo trudną partię Psyche powierzono Barbarze Zamek, posiadającej duże zdolności aktorskie oraz przyjemny w barwie, ale bardzo delikatny sopran o bardzo dużej emocjonalnej amplitudzie (oprócz Zamek w rolę Psyche wcielać się będzie także Magdalena Stefaniak). Najbardziej wyraziste postaci stworzył jednak w roli Blaksa Marcin Miloch, obdarzony mocnym, doskonale słyszalnym barytonem. Dobrze zaprezentował się Przemysław Baiński, którego tenor najlepiej wypada w pieśni Błędnego Rycerza, choć aktorsko (zwłaszcza w roli Stefana) artysta jest nierówny.

Głównym problemem całej inscenizacji jest jednak kłopot większości artystów z przebiciem się wokalnie przez orkiestrę, przez co liczne fragmenty libretta pozostają niejasne (dotyczy to głównie postaci Arete i Ksieni, kreowanych przez Katarzynę Okońską, niekiedy też Psyche Barbary Zamek i Erosa Przemysława Baińskiego). Dlatego spektakl powinien być pokazywany wraz z tekstem libretta, bo choćby w finałowej scenie z szóstego rzędu nie sposób było usłyszeć o czym śpiewają Psyche i Eros. Takich problemów nie było w przypadku Marcina Milocha czy Eweliny Rakocy, która najlepiej prezentuje się w roli Laidy.

Muzyka Ludomira Różyckiego jest bardzo bogata i urozmaicona, pełna niespodziewanych zwrotów od piano do forte i instrumentalnych dodatków, przywodzących na myśl pojedyncze maźnięcia pędzla po płótnie, brzmieniowo w każdym obrazie inna, z licznymi nawiązaniami do twórczości Pucciniego czy Wagnera. Wszystkie te niuanse pieczołowicie oddaje prowadzona pewną ręką przez Rafała Kłoczko Orkiestra Opery Bałtyckiej - najmocniejszy element spektaklu. Efektownie w drugim, biesiadnym obrazie prezentuje się również Chór, zaś w odsłonie rewolucyjnej autorzy choreografii (Sayaka Haruna-Kondracka i Bartosz Kondracki) ciekawie wykorzystali możliwości tancerzy BTT.

Całe przedsięwzięcie sprawia wrażenie zbyt ściśle podporządkowanego nadrzędnemu celowi, jakim jest inscenizacja nie granej od lat, a zarazem bardzo wymagającej dla wykonawców opery. O ile wolnościowe hasła, powtarzane jak mantrę przez Psyche, tuż po I wojnie światowej trafiały na podatny grunt, dziś ani nie zaskakują oryginalnością ani głębią skojarzeń, zaś muzyka Różyckiego znacznie wykracza ponad niebyt udane libretto Jerzego Żuławskiego. Pewnie dlatego z wartościowego przedsięwzięcia jakim jest wskrzeszanie zapomnianych dzieł operowych, w przypadku "Erosa i Psyche" pozostaje kilka efektownych scen. Na więcej zabrakło potencjału.



Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
15 września 2015
Spektakle
Eros i Psyche