Idiotyczne dramatyzowanie

„Idiota” w reżyserii Wojciecha Kościelniaka to spektakl osadzony w dzisiejszych czasach. Gawriła Ardalionowicz rozmawia przez telefon komórkowy, Jepanczyn grywa z nim w tenisa, Rogożyn nastawia czajnik na kuchence elektrycznej, a Myszkin chodzi ubrany w koszulkę z logiem Solidarności.

Na scenie znajduje się tylko czerwona lodówka, która przestawiana z miejsca na miejsce i pełniąca różne funkcje sygnalizuje zwykle zmianę otoczenia. Kuchenny blat staje się wybiegiem dla paradujących aktorek i śpiewaków, którzy opowiadają swoje perypetie przy zawiłych dźwiękach akordeonów. Ich historie niekiedy kończą się morałami, ale cóż z tego, skoro z tych konkluzji nie wynika nic więcej. Nikt nie ma zamiaru zmienić swojego postępowania i widzowie przestają zwracać uwagę na moralność. Jedynym wyznacznikiem dobra i zła zostaje nieokreślona postać Dziewczyny, krążącej po scenie w ślad za Myszkinem. Nie odzywa się, ale jest jakby jego sumieniem, które i tak ostatecznie opuszcza go jeszcze zanim ten zdąży popełnić błąd.

Tak jak w pierwszej części książki Dostojewskiego, tak i na scenie poznajemy kolejno charakterystykę różnych bohaterów. Rogożyn z wielkim krzyżem na szyi tworzy wrażenie fałszywego hipokryty i trzeba przyznać, że Cezary Studniak spisał się w tej roli wspaniale. Gawriła nerwowo biega po scenie i przeklina rozmawiając z „mamusią", z kolei Jepanczyn w ogóle nie wykazuje jakichkolwiek emocji. Wszyscy są fałszywi. Mistrzowską sceną jest wykonanie piosenki „W przedziale się pali wspaniale" przez Bartosza Pichera. Zachrypniętym głosem wyśpiewuje historyjkę o tym, jak wyrzucił za okno pociągu pieska należącego do kobiety, która za to samo okno wyrzuciła jego cygaro. Nie jest to błyskotliwy humor, ale publiczność głośno się śmieje. Córka Jepanczyna śpiewa o urodzie. Słyszymy też coś na wzór bajek: o lisie i kurach i o cnotach rycerza. Wszystko kręci się wokół takich „wartości" jak pieniądze, piękno, władza. Nie wiadomo co wywołuje gorszy rodzaj pożądania. Zapewne najbardziej zgubna jest miłość, a właściwie postać Nastazji. Helena Sujecka występująca w tej roli świetnie potrafiła zagrać zarówno demoniczne wcielenie tej kobiety, jak i moment jej upadku, słabości. Biegała wokół ogniska, otoczona niewzruszonymi twarzami złych ludzi i wykrzykiwała słowa nienawiści na przemian z błaganiem o współczucie. Przez chwilę pociągał ją świat Księcia, był dla niej jednak zbyt prosty. Wszystkie te postaci potrzebowały dramatyzowania. Zakrzyczały głównego bohatera. Ten zwykle jest obecny na scenie, ale tylko kilka razy dochodzi do głosu. Kiedy snuje pierwszy monolog na temat swojej choroby, zupełnie nikt go nie słucha, scena zatrzymuje się, a później jest kontynuowana jakby nic się nie wydarzyło. Dopiero druga, poruszająca wypowiedź, która pojawia się już pod koniec spektaklu zwraca uwagę widza na to, w jak trudnej sytuacji znajduje się Myszkin. Jakub Lasota wypowiada z adekwatną, nadmiernie poprawną artykulacją: „Mówienie wywołuje problemy. Wszystkie moje myśli są takie proste. Jesteśmy śmieszni". Chwilę później zostawia gdzieś erotyczny plakat Nastazji i pozwala się karmić córce Jepanczyna. Następuje symboliczna scena, w której ta zawiązuje mu oczy i prowadzi go przez chwilę, aż w końcu zostawia go na krawędzi sceny. Okazuje się, że jej energiczność i radość (pasująca do Justyny Antoniak) jest złudna i w każdej chwili może zmienić się w furię.

Książę sam zaczyna się pośród tego wszystkiego gubić. On i Dziewczyna znikają na jakiś czas. W finałowej scenie główny bohater spotyka się z Rogożynem. Ten najpierw przypiera Dziewczynę do ściany lodówką, a później obłąkanym głosem opowiada o tym, jak zabił Nastazję. Tytułowy Idiota okazuje się być tak naiwny, że nie potrafi prawidłowo ocenić tego czynu. Dopiero w tym momencie widz jest w stanie zrozumieć co się stało: Myszkin jest tak dobry, że zaakceptował zło.

Cały spektakl dobrze ukazuje problematykę oryginalnego utworu, jednak użyte w nim poczucie humoru i generalne unowocześnienie historii może być rażące. Przedstawienie jest bardzo dobrze dopracowane aktorsko, muzycznie, nie jest ani moralizatorskie, ani specjalnie kontrowersyjne. Nie można jednak sugerować się tytułem i oczekiwać odwzorowania nastroju typowego dla Dostojewskiego. W świecie przedstawionym przez Wojciecha Kościelniaka bohaterowie zmagają się z tymi samymi trudnościami, ale robią to inaczej. Głośniej, bardziej dramatycznie, tragikomicznie. I tylko Idiota pozostaje niezmiennie kompromisowy, nie mający ani prawa głosu, ani własnego zdania.



Gabriela Kwarta
Dziennik Teatralny Wrocław
6 grudnia 2012
Spektakle
Idiota