Igraszki z publicznością

"Igraszki z diabłem" czeskiego dramatopisarza Jana Drdy są tekstem często wystawianym na polskich scenach, stanowiącym dla inscenizatora wyzwanie, gdyż baśniowa konwencja może stać się pułapką. Spektakl Gabriela Gietzky\'ego zrealizowany w częstochowskim Teatrze im. Adama Mickiewicza jest doskonałą sceniczną realizacją dramatu, który kryje w sobie spore pokłady dowcipu, rozrywki i mądrości - wszystko to trafia do widza za sprawą magii zawartej w ludowej baśni.

Na świecie musi istnieć równowaga - siły dobra i zła walczą ze sobą zaciekle, jednak oba te pierwiastki spotykają się w człowieku, który nie powinien być ani bezgrzeszną istotą - gdyż wtedy staje się nieludzki, ani bezwzględnym, nie mającym litości złoczyńcą. Mądrość ludową płynącą z „Igraszek z diabłem” można zamknąć w słynnej maksymie Terencjusza „Nic co ludzkie, nie jest mi obce”, bowiem umartwiający się, stroniący od kobiet Scholastyk (Waldemar Cudzik) wcale nie jest wzorem do naśladowania - modląc się w odosobnieniu nie splamił rąk pracą fizyczną, nie poznał też żadnej z ludzkich trosk. A przecież ludźmi kierują najróżniejsze motywacje - królewna Desperanda (Teresa Dzielska) oraz jej służąca Kaśka (Iwona Chołuj) desperacko poszukują męża, nie są jednak skłonne wziąć „pierwszego lepszego”, za to są w stanie iść za wybrankiem do samego piekła. Kiedy na drodze Kaśki staje Marcin Kabat (Adam Hutyra) - prostoduszny, ale odważny, nie bojący się pracy i kolejnych wyzwań chłop, śmiało można powiedzieć, że „trafiła kosa na kamień”. Z tą parą nie są w stanie wygrać nawet siły nadprzyrodzone - sprytny, przebiegły diabeł Lucjusz (Sebastian Banaszczyk) okazuje się tak samo bezradny jak anioł Teofil (Małgorzata Marciniak). To za sprawą dzielnego Marcina zbój Sarka-Farka (Bartosz Kopeć) odbywa pokutę, a Kaśka odnajduje swoje szczęście. Czasem zdrowy rozsądek okazuje się skuteczniejszy niż nadprzyrodzone umiejętności. 

Miejsca, w których rozgrywa się akcja, to przede wszystkim wiejskie krajobrazy i piekielne otchłanie. Scenografia jest dość ryzykowna - ociera się bowiem o granice kiczu. Owych granic jednak nie przekracza będąc jednocześnie przykładem ciekawych pomysłów i zabawnych rozwiązań oraz bliskiej korespondencji z tekstem, bowiem nietypowe stroje i elementy scenograficzne uwypuklają humor i łagodzą natrętną dydaktykę zawartą w dramacie. Dużo tu pulsujących neonów, różnokolorowych świateł i rozświetlających scenę błyskotek - drzewo, a raczej jego liście, to gąszcz zielonych żarówek, pelerynka anioła Teofila usiana jest białymi lampkami, dzięki którym niebiańska istota świeci w ciemności, młyn, w którym straszy (i w którym odbywają się dramatyczne walki o ludzkie dusze, które można przegrać w karty), będący siedzibą diabelskich mocy jest natomiast wypełniony monitorami zawieszonymi na świecących jaskrawo, zwisających z sufitu elementach - dzięki temu diabły mogą mieć baczenie na zachowania ludzi. Wszystko na scenie pulsuje, iskrzy i błyszczy, a częste zmiany scenografii nie pozwalają na chwilę nudy - trzeba przyznać, że oszałamiający rytm przedstawienia został utrzymany do samego końca, nie dając chwili wytchnienia ani widzom, ani aktorom, co w wielu wypadkach skutkowało bólem brzucha… ze śmiechu.  

Konwencja baśni zrealizowanej w tak nietypowym anturażu jest niemałym wyzwaniem dla aktorów, którzy doskonale odnaleźli się w takiej sytuacji scenicznej. Stworzyli bardzo wyraziste, przekonywujące postaci, którym daleko do jednowymiarowości charakterystycznej dla ludowych przypowieści. Determinacja szukającej męża Kaśki, nieudolność leśnego zbója oraz podstępność podłego Lucjusza zostały nakreślone z niezwykłą precyzją, dzięki czemu w spektaklu można oglądać zachwycającą galerię typów ludzkich (i nadludzkich). Aktorzy wykazali się nie tylko sporym talentem komediowym, ale także wyczuciem formy, co w tym wypadku było bardzo istotne.  

„Igraszki z diabłem” Gabriela Gietzky’ego to rozrywka na wysokim poziomie, spektakl zawiera bowiem wszystko, co jest niezbędne do dobrzej zabawy: humor słowny i sytuacyjny, wzbudzającą uśmiech scenografię i doskonałych aktorów, dzięki którym każdy dowcip może wybrzmieć w pełni, prowokując do żywych reakcji nawet zatwardziałych mruków. Odtwórcy wszystkich ról sami najwyraźniej doskonale się czują w baśniowym świecie, w którym dobro i zło to tematy na co dzień zaprzątające myśli człowieka. Twórcy postanowili poigrać nieco z publicznością, z jej wyczuciem estetyki, a także poruszyć głęboko skrywaną chęć powrotu do magicznego świata dzieciństwa. Eksperyment można zdecydowanie uznać za udany.



Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
1 grudnia 2009