Inny, a więc zły. "Noc Helvera" ku przestrodze

Premiera bez kwiatów i bez udziału twórców w ukłonach po spektaklu, za to ze słowem wstępu reżysera przed występem aktorów, a na koniec długa cisza widzów w ciemności zanim ostatecznie rozległy się mocne brawa - tak nietypowo rozegrała się czwartkowa premiera spektaklu "Noc Helvera" w gdyńskim Konsulacie Kultury.

Pierwsza premiera spektaklu Gdyńskiego Centrum Kultury pt. "Noc Helvera" Ingmara Villqista w reżyserii Grzegorza Chrapkiewicza odbyła się w czwartek, 24 stycznia, zaś w piątek wieczorem odbędzie się... druga premiera. Powodem tego jest realizacja przedstawiania w innej obsadzie - postać Helvera kreuje bowiem dwóch aktorów - Adam Mortas z Teatru Nowego w Łodzi, którego zobaczyć mogliśmy wczoraj oraz Nikodem Księżak - student warszawskiej Akademii Teatralnej, którego obejrzy dzisiejsza widownia.

"Noc Helvera" to napisany przez Ingmara Villqista (właściwie Jarosława Świerszcza) dramat, który swą prapremierę miał już 20 lat temu w Teatrze Kriket w Chorzowie. Rok później tekst ukazał się w "Dialogu". Aż ciężko uwierzyć, że minęło od tamtej pory tyle czasu, jednak nietrudno zauważyć, że z jednej strony pewne tematy w ogóle się nie starzeją (a wręcz dziś ulegają wyostrzeniu), z drugiej zaś niektóre chwyty i konwencje teatralne ulegają presji czasu i stają się anachroniczne i przestarzałe. Ale o tym za chwilę.

Wypada bowiem powiedzieć słowo o autorze, znanym skądinąd trójmiejskiej widowni zarówno z roli etatowego reżysera w Teatrze Wybrzeże i ze spektakli realizowanych tam wówczas na podstawie własnych tekstów (a były to: "Preparaty" (2001), "Sprawa miasta Ellmit" (2003), "Helmucik" (2004)), jak i z funkcji dyrektora Teatru Miejskiego w Gdyni, w którym Villqist wystawił swoje "Beztlenowce" (2010), "Kostkę smalcu z bakaliami" (2010), oraz "Kompozycję w słońcu" (2007). Niektórzy widzowie na pewno pamiętają te sztuki.

Mówię o tym nie bez kozery, dlatego że pisarstwo Villqista jest specyficzne, problematyka jego dramatów (a napisał ich dwadzieścia kilka) jest podobna, pojawią się wspólne motywy: wykluczenia, inności, totalitaryzmów, itp. I tak samo jest w przypadku tego kameralnego dramatu psychologicznego, jakim jest "Noc Helvera", po który onegdaj chętnie sięgały polskie teatry (w tym Teatr TV), podobnie jak zresztą po niemal wszystkie utwory tego autora. Jedną z wybitniejszych "Nocy Helvera" była realizacja Teatru Powszechnego w Warszawie (reż. Z. Brzoza) z Krystyną Jandą w roli Karli, ale wielu widzów pamięta zapewne telewizyjną wersję tej sztuki w reżyserii Barbary Sass.

Co tu dużo mówić, Villqist był autorem pożądanym, modnym i bardzo chętnie wystawianym. Początek lat dwutysięcznych to był czas, gdy polska dramaturgia odradzała się z popiołów i wielu autorów w tamtym czasie wypłynęło na tej fali - publiczność była złakniona nowych, młodych, świeżych tekstów, sceny głodne ich wystawiania, a dramatopisarze chętni do pisania. Powstało wtedy mnóstwo dramatów, które dziś już należą do historii, bo szybko się zestarzały, a to za sprawą doraźnej, bardzo współczesnej tematyki, która się zdezaktualizowała, słabej dramaturgii i schematycznej konstrukcji utworu.

Z Villqistem jest trochę inaczej, bo zwykle akcję swoich dramatów umieszczał w umownym "wszędzie i nigdzie" i nie dookreślał dokładnie czasu wydarzeń - podobny zabieg zastosował w "Nocy Helvera", gdzie czas akcji to XX wiek, a miejsce akcji to "kuchnia w małym jednopokojowym mieszkaniu w robotniczej dzielnicy dużego przemysłowego miasta w Europie". Daje to duże pole do popisu dla realizatorów i jednocześnie czyni dramat uniwersalnym.

Gdyńscy twórcy, na czele z reżyserem - Grzegorzem Chrapkiewiczem, scenografem - Wojciechem Stefaniakiem oraz autorką kostiumów - Aleksandrą Harasimowicz, skorzystali z tej uniwersalności i stworzyli spektakl wygrany właśnie na tej nucie, w barwach szarości, czerni i bieli. Nic nie jest tu dopowiedziane, wszystko umowne i wieloznaczne. Nawet w projekcjach (autorem wideo jest Mikołaj Śliwa) - mimo rozpoznawalności pewnych scen czy zdarzeń - nie możemy się doszukać dosłowności, bo tłumy zostały rozmazane, tła rozmyte, a transparenty niesione przez pikietujących nieczytelne.

Od razu to przywodzi na myśl inny dramat, który rozgrywał się "w Polsce, czyli nigdzie", czyli "Ubu króla", podobnie podejmującego tematykę władzy (absolutnej) i rządów totalitarnych. U Villqista widzimy jedynie echa (a właściwie słyszymy - hałas zza okien i relację Helvera) tego, co dzieje się na ulicy. Jednak łatwo można się domyślać, jakimi metodami władza jest zdobywana i jak rozprzestrzenia się nienawiść oraz przekonać się, jak zło dociera przez "niedomknięte drzwi i uchylone okna". To właśnie o tym jest ten spektakl - o eskalacji agresji, nienawiści i braku tolerancji dla innego, który zawsze pozostanie "ścierwuchem" dla tych, którzy czują się silniejsi, lepsi i ważniejsi.

Innego (dosłownie i w przenośni) w spektaklu symbolizuje Helver (zagrany przez Adama Mortasa) - upośledzony umysłowo dorosły człowiek, ale równie dobrze może nim być każdy: Żyd, Ukrainiec, Polak stojący nie po tej stronie barykady, co trzeba, głosujący nie na tych, co trzeba, jakiś obcy - bo nie swój, a nawet Karla (Jolanta Jackowska) - bo nie przystaje do "normalnych" zasad (w stylu: jak się ma męża, to się z nim mieszka).

Niepokój i groza w przedstawieniu rosną z każdą minutą - nie wiadomo, czy za chwilę ktoś nie wyważy drzwi, nie rzuci kamieniem w okno, nie przyjdzie po bohaterów. Niepokojący klimat przedstawienia podkreślają muzyka Piotra Łabonarskiego oraz światło Piotra Pawlika.

Scenografia zbudowana jest bardzo oszczędnymi środkami: białe, proste krzesła i stół kuchenny, okno z parapetem, na którym siada Helver, białe drzwi w futrynie, metalowe czarne ramy i stojąca z tyłu konstrukcja, która zastępuje wszelkie meble, wiszące pionowo flagi. To wszystko, co posłużyło do zbudowania domu Helvera i Karli. Brak ścian i ażurowość tych konstrukcji - ich umowność - zdaje się bardzo wymowna. Ten dom, ten budynek, te ściany, których nie ma - one nas nie ochronią, nie znajdziemy tu azylu, nie możemy tu czuć się bezpiecznie. I tak faktycznie jest. Bohaterowie od początku dają się zarazić strachowi, czują lęk i czekają właściwie na to, co przyjdzie.

Dramat Villqista jest bardzo tradycyjnie napisany, jeśli chodzi o formę: jedność miejsca, akcji i czasu, dwójka bohaterów, fabuła rozgrywa się w słowie (nie widzimy tych zdarzeń, które dzieją się na ulicy, słyszymy jedynie relację Helvera i ich odgłosy). To powoduje, że po pierwsze cały ciężar spektaklu spoczywa na aktorach - bo wszystko rozgrywa się między nimi, w kameralnej przestrzeni, a po drugie - mamy poczucie, że ten typ teatru (gdzie najważniejsze jest słowo i aktor) dziś jest nieco archaiczny i nużący. Oczywiście teatr to przede wszystkim aktor, jednak w dzisiejszej dobie od teatru jako widowiska oczekiwać możemy czegoś więcej. Na pewno jednak fani tradycyjnego teatru, opartego na słowie, zagranego wyraziście, z psychologizmem postaci i dramaturgią zdarzeń poczują się zadowoleni.

Podsumowując, gdyńskiej "Nocy Helvera" daleko do spektaklu wybitnego i oryginalnego, jednak na pewno znajdzie on swoich odbiorców, zwłaszcza że podejmuje trudne tematy i jest również sporym wyzwaniem aktorskim, niełatwym do zagrania. Całość dramaturgii opiera się na aktorach, którzy są właściwie niemal bez przerwy na scenie, co wymaga jednak odpowiedniego skupienia i umiejętności. Dwójka odtwórców poradziła sobie z tym zadaniem przyzwoicie, choć w moim odczuciu brakło między nimi jakiejś iskry. Widać jednak duży wysiłek i nakład pracy, jaki włożony został w kreacje postaci, zwłaszcza w przypadku Jolanty Jackowskiej, która musiała wykonać podwójną "robotę", przygotowując rolę z dwójką różnych partnerów. Zapewne wielu widzów chętnie obejrzy drugą wersję spektaklu, aby sprawdzić efekt pracy aktorów.

Przed premierą reżyser, Grzegorz Chrapkiewicz, w kilku słowach odniósł się do ostatnich tragicznych wydarzeń i zadedykował sztukę prezydentowi Pawłowi Adamowiczowi. W obliczu tej tragedii, jaka zdarzyła się niedawno w Gdańsku, "Noc Helvera" nabiera kolejnych, dodatkowych sensów i jeszcze donośniej wybrzmiewa jej przesłanie. Ku przestrodze.



Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
31 stycznia 2019
Spektakle
Noc Helvera