Inscenizowany traktat o sztuce i artyście

Drugi dzień 28 Toruńskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora otworzył spektakl „Bacon” Marcina Bikowskiego w reżyserii Marcina Bartnikowskiego. Monodram rozpoczyna się dość osobliwie. Aktor badawczym i analitycznym wzrokiem spogląda na publiczność, ignoruje inicjowane przez nią oklaski, niczym romantyczny wieszcz zdaje się znajdować ponad ludźmi i ich sprawami. Chwilę po tym dość łatwo rozpoznać, że Bikowski przeistoczył się na scenie w tytułowego Francisa Bacona.

Aktor rozpoczyna swą opowieść o sztuce, specyfice aktu kreacyjnego, problemach, którym artysta musi stawić czoła. Bacon Bikowskiego przejawia wszystkie typowe cechy kojarzone zwykle z artystą. Jest neurotyczny, skłonny do częstych zmian nastrojów, mówi szybko, ze zmienną intonacją. Żyje w świecie totalnie wykreowanym. Jego jedyne towarzystwo stanowią bowiem lalki, które, co znamienne, powoływane są do życia przez niego samego. Artysta z nimi rozmawia, bawi się, próbuje wyłożyć poetykę swej twórczości. Ten stan rzeczy generuje jednak permanentne poczucie samotności. Rozmawiając z lalkami Bacon podejmuje tak naprawdę konwersację z sobą samym, eksplikując jednocześnie treści artykułowane często przez krytyków sztuki pod adresem jego twórczości. Okazuje się zatem, że malarz skazany jest na wieczne niezrozumienie. Lalki nie pojmują różnic między „deformacją" a „zniekształceniem", które, dla Bacona, mają znaczenie niemalże kluczowe. Wszystko to zaprezentowane jest w sposób lekko humorystyczny (dywagująca nad istotą sztuki lalka, która cieniutkim głosem prezentuje swoje poglądy, musi wzbudzać uśmiech), ale przywołuje zarazem smutną refleksję. Rozważania artysty zmierzają w końcu w stronę bardziej ogólną. Stawia on wyraźne pytanie o powinności artysty względem sztuki oraz publiczności. Zagadnienie to nie zostaje rozstrzygnięte wprost, choć Baconowska wizja człowieka (postrzeganego przezeń jako kumulację mięsa) zakłada raczej trudności w porozumieniu malarza z odbiorcami.

Bikowski buduje spektakl poprzez bycie niemal wszechobecnym na scenie. Dylematy oraz nastroje artysty znajdują odzwierciedlenie w jego mimice, gwałtownych, wyrazistych gestach, intensywnym ruchu scenicznym. Ciekawe rozwiązanie stanowi wypowiadanie pewnych kwestii do estradowego mikrofonu. Zabieg ten urozmaica pasmo brzmienia głosu aktora (obdarzonego niezwykle atrakcyjną barwą i możliwościami), a także pełni momentami funkcję semantyczną. Wypowiadane do mikrofonu treści mogą bowiem uchodzić za opinie krytyków sztuki, z którymi artysta się nie utożsamia.

Panujące na scenie światło stanowi wyraźne odniesienie do malarstwa Bacona. Dominuje w nim kolor żółty, od czasu do czasu przetykany odcieniami czerwieni, a są to przecież barwy znamienne dla obrazów irlandzkiego malarza. Lalki, którymi posługuje się Bikowski cechują się sporym przerysowaniem kształtów oraz zniekształceniem twarzy, co również przysuwa na myśl koncepcje artystyczne Bacona. Dekoracja sceniczna przedstawia, ogółem, pracownię artysty. Stanowią ją płótna (zamalowywane stopniowo przez aktora) oraz głośniki oznaczające silną więź artysty z szeroko pojętym światem kultury.

Na uwagę zasługuje również specyfika tekstu, którym mówi Bikowski. Uwydatnia on bowiem fakt, iż my – widzowie jesteśmy świadkami aktualnie trwającego procesu tworzenia. Nie zawsze w pełni spójny tekst balansuje między poezją a prozą, między wzniosłością a wulgarnością wręcz. Idiolekt artysty uwypukla stan jego wiecznego poszukiwania, niepokoju, niepewności odnośnie do wyboru najlepszej formy wyrazu.

Monodram Bikowskiego kończy się znanym z modernistycznej dramaturgii wygaszeniem. Aktor opuszcza nas w ciszy, przy stopniowo przyciemnianym świetle. My zaś pozostajemy w poczuciu uczestnictwa w przedsięwzięciu niezwykłym, niekoniecznie w pełni przez nas zrozumianym. Czyż może jednak być inaczej? Niepodobna nam przecież przeniknąć, pojąć swoistą logikę patronującą umysłowi prawdziwego artysty.



Bartosz Adamski
Magazyn Menażeria
22 stycznia 2014
Spektakle
Bacon