Jak jednorożec w stadzie koni

Jednorożec w stadzie zwykłych koni może się czuć odmieńcem, kimś wyobcowanym, doświadczającym nietolerancji i wyśmiewanym przez innych. Podobnie rzecz się ma z Laurą, bohaterką sztuki "Szklana menażeria". Gdy czujemy się jak jednorożec w stadzie koni.

Dramat Tennessee Williamsa w reżyserii Andrzeja Chichłowskiego to najnowsza propozycja repertuarowa Teatru im. Aleksandra Sewruka w Elblągu. Premiera spektaklu odbyła się w minioną sobotę na Dużej Scenie, która na potrzeby tego przedstawienia zaaranżowana została na scenę bardziej kameralną. Dzięki temu widzowie są bliżej aktorów. Niektórzy, zwłaszcza ci z pierwszego rzędu, niemal mogą ich dotknąć.

Problemy ciągle aktualne

Sztuka Tennessee Williamsa, choć powstała 65 lat temu, a jej akcja dzieje się na południu Stanów Zjednoczonych Ameryki w czasach wielkiego kryzysu, wciąż pozostaje aktualna. Problemy, które autor podejmuje w tym dramacie, są uniwersalne, bliskie nam również dzisiaj. Bo z czymś takim jak bezrobocie, brak perspektyw na przyszłość, marne pensje, za które trzeba utrzymać rodzinę, międzypokoleniowe nieporozumienia w tych rodzinach, ich rozpad, niepełnosprawność, nietolerancja, nieśmiałość, brak wiary w siebie i we własne możliwości, borykamy się przecież na co dzień.

Jak kolekcja szklanych figurek

"Szklana menażeria" to przejmujące studium trzech postaci: opuszczonej przez męża Amandy - groteskowej damy z amerykańskiego południa, żyjącej wspomnieniami o lepszych czasach, jej kalekiej córki Laury, uciekającej do świata swoich szklanych figurek oraz syna Toma, który znudzony pracą w fabryce marzy o byciu poetą. Bohaterowie godzą się na swoje "zło", tkwiąc w zaklętym kręgu iluzji i wspomnień, we własnej niemocy. Nie radzą sobie z rzeczywistością, nie potrafią się w niej odnaleźć, ale marzą - o wyrwaniu się z tego piekiełka, o normalności, karierze, wielkiej miłości.

Kolekcja szklanych figurek Laury jest metaforą kruchych i nieszczęśliwych dusz, żywiących się wspomnieniami. Ale jest to także metafora naszego społeczeństwa - ludzi śmiertelnych, kruchych, wśród których ktoś, kto jest nieco "inny", spychany jest na margines, a żeby uzyskać akceptację pozostałych, musi się do nich upodobnić.

Laura, ze swoją niepełnosprawnością (sztywną nogą), przypomina jednorożca - jej ulubioną figurkę z tytułowej szklanej menażerii. Jest przekonana o tym, że aby nie odróżniać się od innych, musi się pozbyć owego rogu.

Różne oblicza miłości

Ale "Szklana menażeria" w reżyserii Chichłowskiego to także opowieść o różnych rodzajach miłości - matczynej, pomiędzy rodzeństwem, chłopaka do dziewczyny, toksycznej, niespełnionej, a więc i o tęsknocie za miłością.

Elbląska realizacja "Szklanej menażerii", chociaż porusza bliskie nam dzisiaj problemy, nie jest jednak spektaklem uwspółcześnionym. Za sprawą muzyki z lat 30. minionego wieku (w opracowaniu Dariusza Łapkowskiego), scenografii i kostiumów autorstwa Jerzego Rudzkiego (realizacją scenografii zajął się Zygmunt Prończyk), spektakl przenosi nas o kilkadziesiąt lat w przeszłość, na południe Stanów Zjednoczonych Ameryki, w niezwykły klimat tamtych czasów.

Czworo bohaterów

Tekst "Szklanej menażerii" to materiał dość trudny do zagrania, jednak czwórka występujących w spektaklu aktorów świetnie sobie z nim radzi. Obchodząca jubileusz 35-lecia pracy artystycznej Maria Makowska-Franceson do swej bogatej kolekcji może dopisać sobie jeszcze jedną dobrą rolę - Amandy. Niektórzy powiedzą pewnie, że swo-

ją grą, zachowaniem na scenie, przyćmiła nieco Martę Masłowską (Laura). Pozory jednak mylą, gdyż Laura to dziewczyna o niezwykłej szlachetności, budująca przed widzem swój alternatywny, emocjonalny świat. To dziewczyna samotna, nieśmiała, zamknięta w sobie, która nie nie chce wyjść do ludzi. Ona nie krzyczy, nie biega po scenie, ale uwagę widza przyciąga swoim milczeniem, smutkiem, tęsknotą, wrażliwością i troskliwością, z jaką dba o swoją szklaną menażerię. I Marta jest w tej roli jak najbardziej prawdziwa.

Kolejną ciekawą postać stworzył też w tym spektaklu Tomasz Muszyński (Tom) -prawdziwy chłopak z krwi i kości, którym targają rozmaite emocje, ale który nie jest też pozbawiony uczuć wyższych i marzeń. W sztuce oglądamy także Marcina Tomasika (Jim). I chociaż pojawia się on dopiero pod koniec spektaklu, wystarcza mu to do tego, by graną przez siebie postacią ująć widza.



Jarosław Grabarczyk
Dziennik Elbląski
29 września 2010
Spektakle
Szklana menażeria