Jak teatr szuka duszy i schodzi do piekła

"Ja ci to mówię, mówię, ja ci to mówię, mówię - I'm najlepsza! Dziunia! w klubie!", ryczy całkiem ładnie Dagny Cipora. Ale to nie koncert disco polo, tylko najnowszy spektakl Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie. Widzom nie jest do śmiechu, właśnie wrócili z zaświatów. Człowiek jednak ma duszę, czyż jej poszukiwanie nie jest największą przygodą? To jedno z pytań, które stawia Jan Nowara, reżyser sztuki "Romantyzm - Nowe Oczyszczenie".

Z jednej strony dzieła największych romantyków - Słowackiego, Mickiewicza, Byrona, z drugiej - przeboje Lady Pank, Republiki, Bajmu i innych. W tych muzycznych rządzi Narcyz, Dziunia i Bruce Lee, żądza pieniądza, sławy i rozdmuchane ego, w tych romantycznych - dusze szamoczą się w czyśćcu, niezaspokojone, dręczone wizjami dawnego życia i tęskniące za wiecznym szczęściem. Jan Nowara w spektaklu "Romantyzm - Nowe Oczyszczenie" zderza ze sobą dwa światy, próbując pokazać jałowość wszechobecnej konsumpcji i gwiazdorstwa, które nijak się mają do kondycji ludzkiego ducha i poczucia spełnienia.

W zatomizowanym społeczeństwie zapatrzonych w siebie indywiuuów i w świecie, w którym sławę można osiągnąć w pięć minut, wrzucając odpowiedni filmik na You Tube, zaskakująco trafnie brzmią słowa romantyków. W ich tekstach człowiek wciąż przecież szamocze się między swoją wielkością i marnością, wadząc się z Bogiem. Jednak u nich wszystko co uczynione zostanie na ziemi, znajdzie potem zapłatę w niebie, tymczasem współczesny człowiek o duszy zdaje się nie myśleć. Żyje tu i teraz. Bo jutra może nie być. Dusza istnieje, przekonują twórcy spektaklu i rząd udręczonych, czy to mieszkańców zaświatów czy, jak kto woli, postaci z sennych koszmarów wędruje przez widownię na teatralną scenę. Ich pojawienie się co rusz przerywa koncert przebojów - głośny i efektowny, ze ze srebrnym konfetti i dobrze oddający współczesne "życie na maksa".

Sztuka mała pierwszą premierę tuż przed wakacjami, w Podziemnej Trasie Turystycznej. Teraz, przeniesiona na Dużą Scenę teatru przy ul. Sokoła, wraca w nowej odsłonie. Zmiana miejsca i scenografii wyszła spektaklowi na dobre. Publiczność nie musi już grupkami wędrować przed korytarze podziemnej trasy i walcząc z okolicznościami takimi, jak niewygoda i chłód, skupiać się na tekstach romantycznych poetów. O wiele więcej uwagi można im poświęcić, będąc wygodnie usadowionym na widowni. Co więcej, scenografia stworzona w teatrze przez Marka i Macieja Mikulskich bardziej kojarzy się ze schodzeniem do piekielnych czeluści, niż ta w rzeszowskich piwnicach, które do takiej aranżacji może i są dobre, ale też o wiele trudniejsze ze względu na sporą przestrzeń i wymagające warunki akustyczne.

W teatrze udało się natomiast stworzyć na jednej scenie dwa światy - ziemski i pozaziemski. Pomogły w tym m.in. multimedia. Z ich pomocą na przezroczystej przesłonie, kojarzącej się z ułudą tego, za czym goni człowiek, zdjęcia rozświetlonej metropolii przeplatają się z obrazami sądu ostatecznego, piekła i potępionych dusz. Przed kotarą lśniące stroje śpiewających gwiazd, a z tyłu blade czaszki i rozpięte jak na krzyżu tkaniny.

Uznanie należy się Pawłowi Dajewskiemu, autorowi choreografii. To, w jaki sposób poprowadził aktorów śpiewających koncert, powiedzmy disco, jak przerysował sceniczne ruchy celebrytów, posługując się pastiszem i ironią, pozwoliło widzowi odczytać tak "wybitne" teksty, jak "Dziunia" zespołu Pewex, w duchu innym niż disco polo. Brawa należą się, śpiewającej czwórce, z Mariolą Łabno-Flaumenhaft na czele, która właśnie świętuje 30 lat pracy na scenie. Wraz z nią wspaniale "gwiazdorzą" na scenie - Dagny Cipora, Michał Chołka i Robert Żurek. Z "duchów" najwięcej dreszczy wywołuje Beata Zarembianka (Ewa) i Sławomir Gaudyn (Konrad), ale i pozostali zapadają w pamięć widza, który po spektaklu nie ma innego wyjścia, jak zastanowić się nad sprawą także swojej duszy.



Alina Bosak
www.biznesistyl.pl
24 września 2016