Jak to było rok temu
Reminiscencje z I edycji Katowickiego Karnawału Komedii.1. Jako osoba zaprzyjaźniona z Teatrem Korez miałem okazję na miesiąc przed ubiegłoroczną edycją KKK uczestniczyć w próbach do „Kolegi Mela Gibsona”. Zanim na scenie pojawiła się scenografia, kostium, a Mirosław Neinert zagrał część przedstawienia dla TVP 3, aktor zaprezentował wybranym – kilkuosobowa publiczność – dwudziestokilkuminutowy fragment monodramu Tomasza Jachimka („Okupa z Talarkiem wzięli sobie Kalusa i pojechali chałturzyć do Chicago”). Jako ciekawostkę mogę dodać, że lwią część owego audytorium stanowili twórcy KKK i to właśnie wtedy miała miejsce słynna sesja z maskami, którą mogliśmy później zobaczyć w programach festiwalu.
2. Joannę Szczepkowską miałem przyjemność odbierać – wspólnie z redaktorem Klimczakiem – z dworca. Później niosłem z samochodu do GCK-u walizkę z wystającymi z niej rekwizytami – parasolkami, jednocześnie wtajemniczając przybyłego z nią specjalistę od światła i dźwięku w historię niegdysiejszego Dezember Palace. Zero jakiejkolwiek gwiazdorskiej pozy. Nie miała oporów, by na środku biura na czworakach rysować na odwrocie jednego z plakatów sylwetkę potrzebnej do spektaklu, a doskonale znanej z okładki książkowego wydania jej „monokomedii”, „gołej baby”. W wywiadzie opowiadała m.in. o tuzach, z którymi miała okazję współpracować (Kieślowski, Łomnicki), sztukach współczesnych (nie jest typem ostrej, drapieżnej kobiety), wspominała także o swojej pierwszej powieści, która miała się ukazać. Obecnie „Kocham Paula McCartneya” możemy kupić w każdej księgarni. Książka – momentami bardzo zabawna (czasami bywa to – jak w przypadku opowieści o wyciąganiu sobie oka - czarny humor) – jest sentymentalną podróżą bohaterki do czasów dzieciństwa. Mimo iż tłem dla niego była m.in. afera mięsna, jest w tej powieści magia rodem z „Amelii” lub opowieści o Krzysztofie Niemczyku, który – sam, dłońmi siostry lub przyjaciół – pisywał listy do aktorki Lei Padovani, by „stara gwiazda czuła się kochana i otoczona wielbicielami na całym świecie”. Z kolei rozmowy dorosłych już przyjaciółek przypominają gorzkie dyskusje babci, matki i córki z telewizyjnej „Mizerykordii”, koncertowo zagranej przez Danutę Szaflarską, Joannę Szczepkowską i Małgorzatę Kożuchowską. Mistrzostwem świata jest porównanie sklepu mięsnego do publicznej łaźni lub burdelu z „Rzymu” Felliniego. Na szczęście aktorka – wbrew temu, co mówiła w wywiadzie - nie wycofała się całkowicie z teatru, poświęcając się jedynie – dużo bardziej ją pociągającej – twórczości literackiej. Po okresie objeżdżania polski z monodramem wróciła do pracy w zespole, zbierając świetne recenzje za Catherine Moore w „Lulu na moście” i Białą Królową w „Alicji” (oba spektakle grane są w warszawskim Teatrze Dramatycznym). Z kolei przedstawienie w Korezie grała w wypełnionej po brzegi sali (sam miałem miejsce stojące) i była na tyle wiarygodna, że jedna z pań siedzących na widowni wrzuciła jej do kapelusza kilka drobniaków. Zmęczoną podróżą i głodną aktorkę, pytającą mnie, o której godzinie gra drugi spektakl, po rozmowie zaprowadziłem do „Hipnozy”.
3. Jerzy Stuhr zaskoczył swoich współpracowników, ponieważ sam trafił do Korezu. Aktor natychmiast zrobił próbę, specjalnie dla niego sprowadzono zupę koperkową, na salę wniesiono z biura białą, skórzaną kanapę, przed wejściem czekała ekipa telewizyjna, w foyer Violetta Rotter-Kozera z „Pory na kulturę” przeprowadzała wywiad z dyrektorem Neinertem. W tym chaosie - wśród kamer, kabli, statywów i światła świecącego prosto w oczy - zdrowe podejście do całej sprawy prezentował jedynie Dariusz Stach, oznajmiając, że „zaginął kontrabas Stuhra!”. Aktorowi grało się przed śląską publicznością tak dobrze, że w tym samym roku wystąpił jeszcze w chorzowskiej „Rozrywce” i podczas Sylwestra w Teatrze Śląskim.
Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
9 stycznia 2009