Jak trwoga to do Boga, czyli chuligani nawróceni

Kilka myśli na gorąco po obejrzeniu kolosalnej prezentacji Pawła Demirskiego i Moniki Strzępkówny.

Ci, którzy po raz pierwszy zetknęli się wczoraj ze sztuką Bonnie & Clyde polskiego teatru, mogli poczuć się, że są na Spotkaniu. Ich teatralny kosmos tworzy mieszanina elementów stałych z nowymi: Żydzi, będzie wojna, Polacy są źli i głupi, będzie wojna, rewolucja - jasne, ale za ile?, Bóg, będzie wojna, Polacy w Holokauście, internet, mity polskie - jak tu obedrzeć na nowo, będzie wojna, walka klas - sprawiedliwość społeczna - lewicowość. Ten ostatni element brzmi już dość fałszywie, zważywszy, że Demirscy to już dziś co najmniej kawiorowa lewica i opowieści o rewolucji w ich wykonaniu brzmią bajkowo. Publiczność chętnie to kupuje, bo przecież tak naprawdę to terapia. Pójdziemy na Demirskich, pobuntujemy się, poczujemy wspólnotę i takie tam, po czym wrócimy do naszych posiadłości i, w zależności od wieku, popijemy sauternes i zagryziemy foie gras albo wciągniemy ścieżkę.

Pomijając lekkie wyzłośliwianie na temat nieprzystawalności prawdy czasu do prawdy ekranu, nie można nie zauważyć, że niegdyś zbuntowany duet ciągle przynależy do czołówki polskiego teatru. Strzępka tańczy z ogromną przestrzenią Dużej Sceny Teatru Muzycznego w Gdyni, multiplikuje postaci, nakłada na siebie plany. Możemy sobie tworzyć własne wersje opowieści, zakładając, że jest to opowieść, lub własne wersje eseju, felietonu. Można też bez większego wysiłku wyciąć długi program kabaretowy i mały koncert przebojów (m.in. "Creep" Radiohead, "Jeremy" Pearl Jam i "Who Wants to Live Forever" Queen z filmu "Nieśmiertelny").

"Nie boska - WSZYSTKO POWIEM BOGU!" to model do wielokrotnego składania, reinterpretowania, mimo że motywy stałe. Szkoda, że nie było krakowskiego programu do spektaklu, który zawiera prawie cały tekst. To przeniesienie pięknego zwyczaju z Teatru Polskiego we Wrocławiu, w przypadku dzieł Pawła Demirskiego element niezbędny. Jednorazowy ogląd bez "ściągi" to jak przetrzymanie nalotu dywanowego i odliczanie bomb w schronie.

Scenografia Michała Korchowca umiejscawia główny plan pod ziemią, wiszące pnie drzew nie pochodzą jednak na pewno ze scenografii gdyńskiego "Shreka". Karuzela, jak w Warszawie przy getcie, za przezroczystą ścianą dybuki, ofiary obozów koncentracyjnych, inne mary. Po lewej obozowa budka strażnicza albo ambona na polowania - według uznania, przeznaczenie koszmarnie podobne. No i siekiery - główny rekwizyt spektaklu. Siekierezada.

Coraz mniej Demirskiego w Demirskim, choć wiemy, że parafraza to jego domena. Pojedynek Pankracego (Marcin Czarnik) z Hrabią (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik) ciekawy, ale ustępuje gdańskiemu w wykonaniu Michała Kowalskiego i Marka Tyndy w inscenizacji Adama Nalepy. W ogóle, choć byli i Czarnik i Michał Majnicz, aktorom brakuje charakterystycznej lekkości, niepodrabialnego, jak widać, frazowania, jakie znamy ze spektakli wałbrzyskich i wrocławskich. Kilkukrotne cytowania "4:48" Sarah Kane nie do końca zrozumiałe, przecież można samemu coś nie gorzej zaakcentować. Coraz mniej, na szczęście, obserwacji oraz internetu.

Teksty Demirskiego zawsze mają fragmenty autotematyczne, z których dowiadujemy się o problemach młodej pary - a to w uzyskaniu kredytu, a to wrażenia z wycieczek (tym razem wybrali się chyba do Maroko, bo Tanger często pojawia się, choć czasami jako państwo). Z "Nie-boskiej" poznajemy mrożące krew w żyłach szczegóły związane z korkiem drogowym i nie mniej wstrząsające obrazki socjologiczne ze sklepu spożywczego (scena z twarożkiem). W sumie nie tak wiele, jak poprzednio.

Poza tym Demirscy dojrzewają, już nie skaczą do gardła, ustatkowali się, co naturalne, zważywszy status finansowy. Nie ma punka, są ładne piosenki i walczyk. Pamiętam, jak kiedyś nadmieniłem w rozmowie z Demirskim, jak świetnym efektem jest ocalenie wartości - na przykładzie inicjalnej sceny z "Niech żyje wojna". Mój rozmówca żachnął się wtedy i powiedział, że to za łatwe, efekciarskie wręcz. W "Nie-boskiej" jest dużo tego "efekciarstwa", są kontrapunkty, jest dużo, bardzo dużo czasu na budowanie spektaklu w sobie w trakcie spektaklu, ale jeszcze daleko do nudy Warlikowskiego czy Lupy.

Najnowszemu przedstawieniu "Nie boska - WSZYSTKO POWIEM BOGU!" daleko jednak do siły "Niech żyje wojna" czy "Andrzeja" i nie tylko dlatego, że Ludwik Brzuskiewicz śmiał się tym razem rzadziej i krócej (zawsze śmieje się na spektaklach swych przyjaciół, na innych nie wypada). Jak zwykle dużo za dużo słów, ale do tego się przyzwyczailiśmy - Demirscy chyba nie potrafią inaczej. To już nie "k teatr", to coraz bardziej teatr głównego nurtu polskiego teatru artystycznego. Zaskakują zupełnie nowe w wyrazie akcenty religijne. Tak, Demirscy ciążą ku klasyce. We współczesnym polskim teatrze artystycznym, przeżywającym od mniej więcej 2-3 sezonów coraz mocniejszą zadyszkę, "nie boska" należy do prezentacji bardziej udanych, choć osobiście żałuję, że nie powstają już takie spektakle, jak ze złotego okresu pary (od "Niech żyje wojna" do "Courtney Love").

"Nie boska - WSZYSTKO POWIEM BOGU!" została pokazana na Dużej Scenie Teatru Muzycznego w ramach festiwalu R@Port. Nie rozumiem zamieszania z biletami - miało być mało miejsc, a okazało się, że biletów jest mnóstwo, bo udostępniona została cała widownia. Nie wiem dlaczego spektakl musiał się zacząć o 19.30 w poniedziałek, przez co spotkanie z realizatorami miało zacząć się o dzikiej porze.

PS

Jak dotąd nie słyszałem, żeby na R@Porcie ktoś chociażby zająknął się na temat skandalicznej sytuacji w Toruniu (choć taki Tomasz Karolak odważył się nałożyć koszulkę z hasłem wspierającym Teatr Horzycy), nie będzie też oczywiście debaty na temat polskiego teatru, nie będzie żadnego stanowiska ludzi teatru. Będzie oczywiście bankiet, a to przecież najważniejsze. Teatr jest ich?



Piotr Wyszomirski
Gazeta Świętojańska
20 maja 2015