Jan Klata i dzieci rewolucji
W spektaklu Jana Klaty pada tylko jedna kropla krwi, kiedy Danton zacina się podczas depilacji nóg. Mity i bohaterowie rewolucji zostają zrzuceni z pomnika. Nawet gilotynę zastąpił ryk pił mechanicznych, niczym w amerykańskim horrorze.Jan Klata w "Sprawie Dantona", wystawionej w Teatrze Polskim we Wrocławiu przesiewa mechanizmy rewolucji przez gęste sito. Oddziela ziarna od plew, demaskuje maskaradę polityków, pokazuje kulisy rewolucyjnych zrywów. Na końcu pojawia się terror i masakra. W tym przypadku masakra piłą mechaniczną. Dobro wymaga nikczemności Odniesienia do popkultury nie są bezzasadne (patrz: głośny film "Teksańska masakra piłą mechaniczną"). Reżyser "Sprawy Dantona", dramatu o Rewolucji Francuskiej, tym razem stawia na uniwersalność. Odziera z glorii chwały wszelkie przełomy, również te obyczajowe i kulturalne. Bo za tym wszystkim zawsze przecież stoją ludzie, ze swoimi wadami i słabościami. Ludzie z krwi i kości, których tak świetnie opisała w swoim dramacie Stanisława Przybyszewska. Na scenie rząd bud z dykty i kartonu, przypominający slamsy. Wszędzie walają się szare wióry (podczas Rewolucji Francuskiej idealnie wsiąkała w nie krew). Robespierre (Marcin Czarnik), przywódca Komitetu Ocalenia Narodowego leży w malignie w wannie (jak wiadomo - higiena nie była wtedy w modzie :)). W tle słyszymy mroczną piosenkę zespołu Placebo. Robespierre jest człowiekiem zagubionym, słabym, zakompleksionym ("wyglądam jak gigantyczny, przekwitły dmuchawiec" - mówi o sobie). Na początku próbuje jeszcze ocalić resztki rewolucyjnych idei i nie dopuścić do stracenia Dantona, bohatera narodowego Francji (Wiesław Cichy). Szybko jednak dochodzi do wniosku, że "dobro kraju wymaga nikczemności". Z kolei jego największy rywal - Danton już dawno zaprzepaścił wszelkie ideały. Kolaboruje z Anglikami, bierze łapówki, mami lud propagandowymi frazesami. Bojownik wolności? Raczej zręczny manipulator. Spiskowiec? Raczej "Szpieg z Krainy Deszczowców", który tajne wieści od Anglików przechwytuje przy pomocy zdalnie sterowanego czołgu-zabawki. Rewolucja? Pic na wodę fotomontaż Zresztą cała ta rewolucja to jedna wielka hucpa i zgrzytanie zębów. Wszyscy kłamią, knują, zdradzają i dbają wyłącznie o własne interesy. Oglądamy zepsute do szpiku kości "dzieci rewolucji", które bawią się w politykę i przewroty (w tle didżej-Klata puszcza nam "Children Of The Revolution" T. Rex). Symbolem rewolucji jest w spektaklu przygłupawa Marianna (niezła Kinga Preis). Błąka się po scenie, macha pałkami od werbla w rytm przeboju Boy\'a George\'a i Culture Club, a dziewczynę wiodącą lud na barykady z obrazu Delacroix przypomina jedynie z wyglądu. Jan Klata po raz kolejny demaskuje przed nami mechanizmy wielkiej historii, pokazuje, że wpływ na dzieje świata może mieć banda popaprańców, która dorwała się do władzy. Tak było na przykład w głośnym "Transferze" (patrz: konferencja w Jałcie) czy choćby w bardziej politycznie doraźnych "Szewcach u bram". Kulminacyjna rozprawa między Dantonem i Robespierrem odbywa się na dachach chat z dykty, które przypominają sąsiadujące niegdyś z Teatrem Polskim we Wrocławiu targowisko przy ul. Zielińskiego. - Dobro narodu brzmi w pana ustach dosyć niestosownie - mówi Robespierre do Dantona. - Trzeba zrównać poziom rewolucji z poziomem natury ludzkiej - podkreśla z kolei Danton, który uważa, że złodziejstwo i korupcja nie powinny być tępione. - Oprzyj się na nas, na elicie, a nie na kupie gnoju - dodaje. Erotyka i farsa Klata mnoży w spektaklu aluzje, symbole. Kiedy Robespierre mówi do ludu podczas rozprawy Dantona: - Obywatele, przywilejów nie przyznajemy nikomu. Nawet bohaterom Sierpnia - ma się wrażenie jakby chodziło o Michnika i prezydenta, który nie przyznał mu odznaczenia za zasługi z Marca 68\'. Mamy tu slapstikowe chwyty, groteskę, farsę (sceny seksu - rewelacja!). I ani jednej "pustej" roli. Aktorzy Teatru Polskiego świetnie odnaleźli się w tragikomicznej konwencji spektaklu. Desmoulins w wydaniu Bartosza Porczyka (jak on się bosko rusza!) to prawdziwy komediowy majstersztyk. Z kolei Marcin Czarnik pokazał w "Sprawie Dantona", że jest jednym z najciekawszych aktorów młodego pokolenia w tym kraju (choć momentami jego Robespierre wydawał mi się zbyt słaby, żeby pociągnąć za sobą tłumy). Beatlesi i Marsylianka Muzyka odgrywa u Klaty kluczową rolę. Mamy tu całą listę rewolucyjnych przebojów z różnych czasów. Jest "Marsylianka" w wersji Serge\'a Gainsbourga, "Talkin\' bout a Revolution" Tracy Chapman. Jedną z najważniejszych scen w "Sprawie Dantona" ilustruje utwór Beatlesów "Revolution 9", symbol chaosu rewolucji i jej następstw (oglądamy m.in. mord na człowieku przypominającym Mahatmę Gandhiego). Klata ma wielki dar. Chyba jak nikt inny w polskim teatrze potrafi opowiadać o WIELKICH SPRAWACH językiem, który trafia do młodych ludzi. Młodych duchem - dodam od razu. Podczas spektaklu na Scenie Na Świebodzkim siedziałam między dwoma panami: obaj koło sześćdziesiątki, elegancko ubrani. Jeden co i rusz wybuchał tak tubalnym, entuzjastycznym śmiechem, że aż trzęsły się dekoracje. Drugi fukał na niego z boku, mocno zgorszony spektaklem. Kto miał rację? Dla mnie jedyną wadą "Sprawy..." była nadmierna długość przedstawienia (przydałoby się kilka skrótów). W ostatniej scenie spektaklu reżyser pokazuje nam "gadające głowy", jakby żywcem wyjęte z naszego telewizora. "Panie i panowie, w takiej chwili najlepiej zrobić użytek z pilota" - sugeruje Klata. Dla mnie bomba. Teatr Polski we Wrocławiu, "Sprawa Dantona", reżyseria: Jan Klata Premiera: 29 marca 2008 r.
msz
Kulturaonline
7 kwietnia 2008