Jeśli głodować, to tylko w Paryżu

Maria Sartova przywołuje na scenie białostockiej opery paryską bohemę lat dwudziestych. Są wyraziste stroje, pełna rozmachu scenografia i niezwykle dynamicznie grająca orkiestra

Cyganerią, bohemą, zdaniem reżyserki Marii Sartovej, można być wyłącznie w Paryżu. I właśnie do Paryża przenosi widzów ta "najbardziej francuska z włoskich oper". W pierwszym akcie poznajemy "czterech muszkieterów kultury". Poeta, malarz i filozof w wieczór wigilijny próbują się rozgrzać w nieogrzewanym pomieszczeniu, na którymś z pięter wyjątkowo obskurnej rudery. Nie udało się sprzedać filozoficznych dzieł, szkoda byłoby porąbać na opał krzesło, zatem... palą rękopis. Co tak skwierczy? Sceny pocałunków. Widać, że pretendujący do sławy artyści żyją chwilą. Symboliczne spalenie dzieła otwiera szerokie pole do interpretacji. Czy to młodzieńcza głupota, czy zadufanie, że jest się w stanie stworzyć coś doskonalszego, a może bolesne dla autora rękopisu przypieczętowanie prawdziwej przyjaźni, gdzie trzeba coś poświęcić w imię wspólnego dobra.

Ta myśl pozostaje z widzami, kiedy do wyziębionego pomieszczenia wchodzi czwarty artysta - muzyk. Spełniając fanaberię bogacza - miał grać, dopóki nie zdechnie papużka, zarobił tyle, że starczy na jedzenie, opał i wyjście do ulubionej restauracji. A więc - jeden za wszystkich, wszyscy za jednego? Dlaczego nie? Wcześniej kwartet młodzieńców musi odeprzeć atak kamienicznika domagającego się czynszu. Brawurową muzyką i śpiewem wypędzają wiarołomnego wierzyciela i ruszają na ucztę.

Opóźnia się tylko poeta, który pozbywszy się rękopisu, musi skończyć artykuł do gazety. Kiedy w budynku zgaśnie światło, czas na zawiązanie właściwej akcji. W ciemnościach pojawia się ona - uboga hafciarka Łucja, zwana Mimi, a Rodolfo - jak to poeta - z miejsca zakochuje się w dziewczynie. Z wzajemnością. Zauroczenie podkreślają pięknie poprowadzone arie, zaś opowieść o wyszywaniu kwiatów zdaje się być w libretcie równie poetycka, co strofy mające rozsławić imię poety. Para decyduje się już wspólnie dołączyć do przyjaciół zmierzających do ulubionej knajpy zwanej "Momus".

Niech żyje bal

I tu na oczach widzów, wzorowana na wykonanej z odpadów na "La Ruche" - siedzibę paryskiej bohemy konstrukcja, zmienia się w gwarną paryską ulicę, uliczny targ, który doprowadzi w końcu widzów do wnętrza kawiarni. Zanim przyjaciele artyści zasiądą przy stole, scenę opery wypełni zbita ciżba przechodniów, kupców, pojawi się tłum dzieci, sprzedawca zabawek. Gdzieś na uboczu, zakochany Rodolfo sprawi Mimi różowy kapelusz, uszczęśliwiając ubogą dziewczynę, której największym skarbem jest widok na świat ponad dachami Paryża. Tak przynajmniej wynika z libretta. Jest szczęśliwa, zakochana, tylko bardzo jasny makijaż może sugerować, że coś z jej zdrowiem jest nie tak.

Na scenie dzieje się tak wiele, że trudno wyłapać wszystkie niuanse tej złożonej choreografii i cieszyć oko kostiumami stylizowanymi na lata 20. czy 30. XX wieku. Kiedy przyjaciele zasiądą do biesiady, w kawiarni pojawi się Musetta - młoda śpiewaczka i niewątpliwa gwiazda towarzystwa, niegdyś będąca w związku z malarzem Marcellem. Ona będzie się popisywała, on w końcu przyzna się śpiewająco, że nadal jest pod jej urokiem. Wszyscy pełni są energii, z orkiestronu płynie szybka, bogato zaaranżowana muzyka, zaś dowcipny finał z ucieczką przed zapłatą rachunku znów nasuwa skojarzenie z przyjacielską solidarnością. Udająca gwiazdę śpiewaczka zachowuje się jak kumpela i daje przysłowiowego drapaka z czwórką artystów i hafciarka. To była udana impreza.

Zima trzyma

Na pewno każdy skojarzy sobie szklane kule, w których po potrząśnięciu, sypie się śnieg. Producenci białostockiej "Cyganerii" wierni idei Pucciniego w trzecim akcie wyczarowują przedmieścia Paryża, a z nieba wciąż lecą białe płatki. Na rowerze przyjedzie policjant, przyjrzy się paniom spod latarni, przepędzi śpiącego przy niej pijaka, nadejdą mleczarki. W tej delikatnej zimowej aurze pojawi się Mimi. Wywoła malarza, i jak to wśród przyjaciół bywa, zwierzy mu się z obsesyjnej zazdrości, którą męczy ją ukochany poeta. Chce odejść. Kiedy malarz bierze adepta pióra na spytki, wychodzi na jaw, że zakochany wierszokleta obawia się o zdrowie ukochanej, a zdaje sobie sprawę, że w nie-ogrzewanym domu, jej szanse na wyzdrowienie maleją. Wzruszające muzycznie przywitanie i rozstanie kochanków, z zastygającym w rozpaczy Rodolfo uwodzi kameralnością połączoną z niezwykle emocjonalną muzyką i pięknymi partiami wokalnymi.

Śmierć uczy życia

Ostatni akt "Cyganerii" przypieczętowuje opowieść o przyjaźni. By ratować zdrowie hafciarki, filozof chce sprzedać wysłużony płaszcz, który nikomu się nie kłaniał (jedna z najsławniejszych arii tej opery to właśnie "Vecchia zimmara senti"), śpiewaczka oddaje kolczyki, by umierająca Mimi mogła rozgrzać dłonie w wymarzonej mufce, poeta może tylko własnymi rękoma ogrzewać palce ukochanej. Jednak los jest okrutny, a choroba śmiertelna. Mimi umiera szczęśliwa, u boku ukochanego, szalona Musetta (ognista Ewa Vesin) zdążyła obdarować dziewczynę mufką. Marcelina Beucher (Mimi) błyszczy wokalnie, zaś Rafał Bartmiński (Rodolfo) śpiewająco przechodzi lekcję dorosłości.

Artystów wszystkie strachy

W "Cyganerii" muzyka jest w dużym stopniu podporządkowana librettu. Nie brakuje scen wymagających aktorskiego zacięcia, reżyserka zadbała też o smaczki, jak wyciąganie zębami korka z butelki, czy nerwowe poszukiwanie ognia z papierosem w ustach. Podobnie kapelusik - nie pomoże trzymanie go na sercu, rozgrzewanie połą marynarki. Śmierć będzie silniejsza. Kiedy ze sceny płyną słowa o walce o uznanie, o możliwość zarabiania na życie sztuką, patrząc na stroje można sobie przypomnieć choćby telewizyjny serial "Strachy". Tam też w sztafażu międzywojnia artyści walczyli o przetrwanie, kochali się i zdradzali, dzielili się wszystkim. Czy dziś osobom aspirującym do wstąpienia na Parnas sztuki towarzyszą podobne problemy natury socjalnej, umieją postawić wszystko na jedną kartę? Kiedy kończy się bohema, zaczyna się dorosłość. Białostocka "Cyganeria" to udana inscenizacja, przypominająca o sile przyjaźni, dzięki której łatwiej można pokonywać przeciwności losu.

Cyganeria w operze

Premiera odbyła się 24 marca 2017 roku

Najbliższe przedstawienia: 1,2, 8,9,22,23,29 i 30 kwietnia Ceny biletów: 100zł-1 strefa,85 zł- II strefa, 75 zł- III strefa. 55zł- IV strefa. Bilety ulgowe tańsze o 10 zł



Jerzy Doroszkiewicz
Kurier Poranny
30 marca 2017
Spektakle
Cyganeria