Jestem despotą
Ten spektakl w sferze wizualnej jest interesujący dla odbiorcy dziecięcego, jak i dla odbiorcy dorosłego. Ale ja wierzę w taki teatr, który jest teatrem szkatułkowym, w którym jest wiele wersji, wiele warstw. Ta warstwa pierwsza to warstwa wizualna, warstwa bezpośredniego odbioru. Potem w tych pudełeczkach są następne pudełka. Im bardziej ktoś wchodzi otwarty do teatru, tym więcej może tych pudełek pootwierać. Pod warunkiem, że są one dobrze zapakowane przeze mnie.Z Karolem Urbańskim, autorem libretta, inscenizatorem, choreografem i reżyserem „Dziadka do orzechów" w Operze na Zamku w Szczecinie, rozmawia Magdalena Jagiełło-Kmieciak.
Magdalena Jagiełło-Kmieciak: Podjął się Pan trudniejszego wyzwania i napisał Pan libretto do oryginalnego opowiadania „Dziadek do orzechów" E.T.A. Hoffmanna, a nie opartej na nim baśni Aleksandra Dumasa, łatwej w odbiorze. Miało być oryginalnie?
Karol Urbański: - Mnie interesowała oryginalna opowieść Hoffmanna, ponieważ „Dziadek do orzechów", jeden z trzech wielkich baletów Piotra Czajkowskiego, który się znalazł w kanonie baletu klasycznego jest obecnie bardzo mocno zakorzeniony w świadomości ludzi, jest spektaklem bożonarodzeniowym, feerią, która stała się częścią obchodów tego święta. Natomiast gdzieś się zagubiła istota tej opowieści, którą Hoffmann chciał przedstawić. I zapewne dlatego wszyscy korzystają z wersji Dumasa, który bardzo tę historię upraszcza. Łatwiej jest więc prowadzić spektakl dramaturgicznie. Ja jednak chciałem sięgnąć do samego oryginału.
Czyli postawić na filozofię. Stawia Pan w spektaklu pytania i próbuje Pan na nie odpowiedzieć. Na przykład – co zrobić, by w życiu nie być marionetką, a być człowiekiem.
- Odpowiedź zawsze zostawiam widzowi, bo to, co mówiąc kolokwialnie wkłada się do spektaklu niekoniecznie się z tego spektaklu wyjmuje. Natomiast zadając sobie pytania, mam też swoje odpowiedzi. Jak większość baśni, ta tez zawiera przesłanie, które jest przesłaniem – nie wiem, czy filozoficznym – na pewno mądrością życiową. Mądrością, która się przekazuje ludziom, kiedy są najbardziej chłonni, czyli kiedy są dziećmi i kiedy być może nie do końca rozumieją sens tego przesłania. Ale potem mogą do tego w życiu dorosłym wrócić i odszyfrować. Ja mam tak z wieloma baśniami, że ich sens rozumiem dopiero teraz.
Czy to nie jest trochę ryzykowne, przenieść ciężar na dorosłą publiczność? Czy dzieci zrozumieją Pana „Dziadka". To bardzo wymagający recenzenci.
- To najfajniejsi recenzenci, bo dzieci są cudownie okrutne. Im się albo podoba albo nie podoba. Albo się nudzą albo się nie nudzą. Ten spektakl w sferze wizualnej jest interesujący dla odbiorcy dziecięcego, jak i dla odbiorcy dorosłego. Ale ja wierzę w taki teatr, który jest teatrem szkatułkowym, w którym jest wiele wersji, wiele warstw. Ta warstwa pierwsza to warstwa wizualna, warstwa bezpośredniego odbioru. Potem w tych pudełeczkach są następne pudełka. Im bardziej ktoś wchodzi otwarty do teatru, tym więcej może tych pudełek pootwierać. Pod warunkiem, ze są one dobrze zapakowane przeze mnie. I to jest moje zadanie.
Paradoksalnie lepiej jest czasami nie wychodzić naprzeciwko oczekiwaniom publiczności. Jeśli chodzi o „Dziadka do orzechów" to każdy ma obraz świątecznego spektaklu ze śnieżynkami, z reniferami, z bałwankami. I oczywiście to jest w porządku, natomiast ja chciałem trochę uciec od tej wersji. Dla mnie najważniejszą postacią jest tu Klara. To opowiadanie jest bardzo dobrze skonstruowane przez samego Hoffmanna i też nie daje odpowiedzi na pytanie, które on tam stawia. On zostawia przestrzeń, którą musi wypełnić czytelnik: czy ta historia dzieje się w świecie ludzi czy dzieje się w świecie zabawek, czy to sen Klary czy rzeczywistość, czy to się dzieje na przestrzeni kilku tygodni czy na przestrzeni kilku lat. Albo tylko w Wigilię i w głowie Klary, która w ułamku sekundy widzi ten świat.
A być może w głowie Droselmayera?
- Tak. Tak więc sami sobie teraz zadajemy pytania, na które do końca nie potrafimy znaleźć odpowiedzi. A może tych odpowiedzi tak naprawdę nie ma.
Przejdźmy do inscenizacji, matematycznie. Ile w Pana spektaklu jest klasyki, znanej przez wiernych widzów „Dziadka", a ile jest Pana wtrętów, zmian, takich, jakich inny reżyser po prostu by się bał?
- Z klasycznej wersji „Dziadka" jest zero procent. Cały materiał choreograficzny jest moim materiałem choreograficznym. Ale ja lubię się bawić konwencjami i wtrętami. W tym spektaklu jest bardzo dużo odwołań do różnych choreografów, do różnych stylów.
Idziemy na salę treningową tancerzy. Trudno ujarzmić indywidualności?
- Ja jestem przeciwnikiem ujarzmiania. Oczywiście, nie jest łatwo pracować z indywidualnościami, ale to dużo ciekawsze niż...
Jest Pan despotą?
- Ja siebie nie uważam za despotę, ale nim jestem. Tak twierdzą inni.
___
Karol Urbański - urodził się w 1965 roku. Tancerz, choreograf, pedagog. Ukończył Państwową Szkołę Baletową w Łodzi i filozofię na Uniwersytecie Warszawskim. Był jednym z koordynatorów programowych I Kongresu Tańca w Warszawie (2011). Wykłada na kierunku taniec w Wyższej Szkole Umiejętności w Kielcach. W 1991 roku przeniósł się do Warszawy i związał z baletem Teatru Wielkiego – Opery Narodowej. W 1995 roku wyjechał na dwa lata do Norwegii, gdzie tańczył w Norweskim Balecie Narodowym. Po zakończeniu kariery tancerza pracował w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej jako specjalista do spraw reorientacji zawodowej tancerzy. Od końca lat osiemdziesiątych prowadzi również działalność pedagogiczną. W 2001 roku był stypendystą Ministerstwa Kultury.
Od września 2012 pełni funkcję kierownika baletu Opery na Zamku w Szczecinie.
Magdalena Jagiełło-Kmieciak
Materiał Opery
10 grudnia 2016