Kariera boksera: wzloty i bolesne upadki

Życie boksera nie jest usłane różami - po efektownych zwycięstwach przeważnie przychodzą dotkliwe porażki. Jednak gdy ktoś chce wykorzystać wizerunek boksera, który stoczył się na samo dno, do głupawego telewizyjnego show, to, wydawałoby się, trudno liczyć na ciekawy spektakl. Jednak "Taniec Wellera" Teatru Gdynia Główna mimo pozornie banalnego scenariusza, zaskakuje pozytywnie nie tylko wykonaniem.

Jest ich troje. On - skryty, małomówny, wycofany bokser, ona - energiczna producentka i menedżerka, która dostrzega w nim potencjał oraz trener - rozhisteryzowany, przewrażliwiony na własnym punkcie gej. Lena proponuje Tobiemu wytrenowanie Bohdana Wellera w zupełnie innej niż dotąd dyscyplinie. Wcześniej Weller tańczył między linami efektownie nokautując kolejnych rywali, dziś jest wrakiem człowieka, zwykłym pijaczyną. Dzięki Tobiemu ma ponownie zatańczyć, tyle, że nie w ringu, a na parkiecie.

Weller wspólnie z Tobim przygotowuje się do występu w telewizyjnym show "Taniec z Legendami", nieprzypadkowo zwanym przez trenera-geja "Tańcem z ciotami". Bo plan na sukces jest prosty: taniec dwóch gejów, w tym byłego boksera, ma ocieplić wizerunek stacji jako tolerancyjnej, przyjacielskiej telewizji dla każdego.

Tobi właśnie porzucił występy u boku Cukrowej Wróżki w Muzeum Narodowym. Wellera poznaje się po kolejnej burdzie z jego udziałem. Współpraca początkowo nie układa się najlepiej, ale między bohaterami zawiązuje się nić porozumienia, niezrozumiała nawet dla pomysłodawczyni ich występu - Leny. Oczywiście każdy z bohaterów ma jakąś uwierającą go historię, którą z czasem poznają widzowie spektaklu. Wzajemne wyznania coraz bardziej ich do siebie zbliżają. Jednak na drodze do sukcesu staje szef stacji, który nieoczekiwanie zmienia pomysł na show, stawiając pod znakiem zapytania wysiłek całej trójki.

Chociaż scenariusz "Tańca Wellera", oparty na karykaturze znanego i popularnego formatu tanecznego show, do wyszukanych nie należy, to pozytywnie zaskakuje jego wykonanie. Ta prosta, klarownie przedstawiona opowieść, napisana przez Andrzeja Pieczyńskiego (reżysera i aktora przedstawienia) i Iwonę Kusiak, wiele zyskuje dzięki obu aktorom.

Andrzej Pieczyński w roli Tobiego ma prawdziwe pole do popisu. Jego brawurowe aktorstwo i zagrywanie się pod publiczkę balansuje na granicy kiczu i farsy, ale przez pierwszą część spektaklu bardzo ożywia i dynamizuje spektakl. Potem na scenie niepodzielnie panuje już Krzysztof Baliński, który karierę sceniczną rozpoczynał przed laty u Wojciecha Misiuro w jego Teatrze Ekspresji. Jego surowe, oszczędne aktorstwo "naturszczyka" bardzo mocno kontrastuje ze szczebioczącym i nieustannie tokującym Tobim Pieczyńskiego.

Baliński jako Weller bardzo dobrze stopniuje napięcie. Jego bohater zaskakuje biernością, pełnym podporządkowaniem cudacznym pomysłom trenera i producentki. Jednak od początku wyczuwa się, że skrywa w sobie tajemnicę, którą widzowie poznają w odpowiednim momencie. To właśnie w dawnej gwieździe europejskiego boksu odżywa duch sportowca, gdy inni wątpią w powodzenie.

Na tle Pieczyńskiego i Balińskiego mało widoczna na scenie jest Lena (Malina Chojecka). Jej bohaterka nie ma w sobie energii Tobiego ani tajemnicy Wellera, zaś jej problemy miłosne przypominają tanie romansidło (dawne rozterki miłosne bohaterów to najsłabszy element dramatu Pieczyńskiego i Kusiak). Mielizny tekstu maskuje, na szczęście, zgrabna reżyseria Andrzeja Pieczyńskiego oparta na prostym przekazie i konsekwentnym prowadzeniu postaci.

Spektakl, choć z pozoru wydaje się błahą komedią o fikcyjnym bokserze, bezlitośnie opisuje grę interesów, która decyduje zarówno o sukcesie sportowym, jak i powodzeniu w show-biznesie. Dzięki umiejętnemu zestawieniu aktorów, stanowiących swoje całkowite przeciwieństwo, opowieść ta nabiera wiarygodności, zwłaszcza że dotyka manipulacji na styku sportu i biznesu, które dość rzadko znajdują swoje odbicie w teatrze. Warto dodać, że przedstawienie zrealizowano dzięki finansowemu wsparciu obecnego na premierze byłego mistrza świata w boksie - Dariusza Michalczewskiego. Dobrze byłoby, gdyby inni wzięli z "Tigera" przykład.



Łukasz Rudzińsk
www.trojmiasto.pl
1 października 2016
Spektakle
Taniec Wellera