Karolak przez Urbaniaka pytany

Mam kumpla. Od lat spieramy się o to, czy kultura powinna być dotowana z budżetu, czy utrzymywać się sama. M jest zwolennikiem urynkowienia, sprywatyzowania teatrów. Po studenckich praktykach sprzed piętnastu lat w Ministerstwie Kultury, ma jakiś taki uraz do pań parzących kawy i wcinających kanapki zamiast pracować. Tak po prostu ma. Staram się więc zgrabnie omijać podczas naszych spotkań rafy rodzimego życia teatralnego, by go zwyczajnie nie wkurzać. Ale czasem po prostu się nie da.

 

M podesłał mi rozmowę Urbaniaka z Karolakiem, link do weekendowej „Wyborczej". Że ten Karolak to spoko koleś i że ma rację. Przeczytałem. Dość słaba to w gruncie rzeczy pogadanka, okraszona banalnymi pytaniami, zagajeniami bardziej, skądinąd sympatycznego Majka. Nawet nie winię prowadzącego o lapidarność, bo wiem, że Karolak jest strasznym gadułą i „miłym misiem" w rozmowie. Wiem, bo sam z nim przeprowadzałem wywiad dla „Teatru" trzy lata temu. Wówczas również opowiadał, jak to było mu ciężko zakładać teatr, jakie ma oparcie w sponsorach i ile hajsu wyłożył na kosztowną IMKĘ. Majk pyta, Karolak odpowiada, Karolak mówi, Majk słucha i tak to się ciągnie. Tam, gdzie aktorowi niewygodnie to zbacza i odpowiada trochę... obok. A Majk nie zadaje kluczowych pytań. Bo ma być przecież miło i sympatycznie.

Jest w naszym teatralnym środowisku kilka takich... „ni to tajemnic". Wszyscy na festiwalach, na bankietach, przy wódce ostrzegają, wszyscy niby wiedzą, ale wolą siedzieć cicho. Bo jednak ten Karolak to ma sporo kasy, ma festiwal Polska w IMCE, ma wpływy pośród polityków.Wielu dyrektorów pozawarszawskich scen chce w IMCE zaistnieć, pokazać spektakl, wystąpić przed publicznością ze stolicy (no przecież, przecież!). „Co tam też w tej Warszawie powiedzą na nasze wysiłki? Jak przyjmą naszą sztukę?" Bo Karolak, przy pomocy redaktora z „Rzepy" – Jacka Cieślaka, zaprasza co lepsze przedstawienia z kraju. Bilety krojone są niestety na kieszeń warszawiaka (po 80 i 100 złotych), mimo że dotacja ministerialna na ten przegląd płynie wartkim strumieniem. I... pewnie dlatego zespoły mają płacone na czas za występy w IMCE.

Karolaka teatr lubiany jest przez platformerskie władze. Sam dyrektor nie ukrywa przecież poparcia dla PO. Politycy lubią przy ulicy Konopnickiej bywać sądząc, że doświadczają ambitnej sztuki. Zapewnia ich przecież o tym sam dyrektor. I Gombrowicza obejrzą i z Sienkiewicza się pośmieją... Tymczasem przedstawienia produkowane są tam według prostej i odwiecznej zasady – oparte na popularnych, rozpoznawalnych aktorach, wedle słów Erwina Axera, że najważniejsza jest obsada. Znane twarze przyciągną przecież polityków i sponsorów. Przyznaje się zresztą do tego w rozmowie dyrektor Karolak. „Jak takie spotkanie z prezesami wygląda?" – dopytuje Urbaniak. „Opowiadam im, co chcemy zrobić i dlaczego. Wtedy zawsze pada pytanie o aktorów. To podstawa." – odpowiada szczerze dyrektor. To, żeby było jasne nic zdrożnego. Jednak w IMCE liczy się już bardziej aktorski dreamteamniż fabuła. Ot, choćby w spektaklu pod tytułem „Bielska. Boczarska. Grabowski. Karolak." Tak, tak, jest tam taki w repertuarze, to nie żart.

Zabrakło mi w rozmowie Urbaniaka pytań o kasę. Bo to przecież problem powtarzany szeptem w środowisku. A jakoś nikt nie ma śmiałości zadać tych pytań. Czy to prawda, że są w IMCE problemy z płatnościami, problemy z kasą? Czy to prawda, że w IMCE ociągacie się miesiącami z płatnościami dla współpracowników?Znam dwójkę reżyserów, która borykała się długi czas z tym problemem. W wywiadzie rezolutny Majk o finanse Karolaka jednak nie spytał. Ja bym natomiast chętnie dowiedział się, jak wyglądały umowy z Krzyśkiem Garbaczewskim i Marcinem Cecko i dlaczego obaj dwa lata temu musieli odejść z IMKI na zaawansowanym etapie prób do przedstawienia. Zapytałbym, dlaczego dyrektor wiele miesięcy nie odbierał telefonów i nie odpisywał fotografce jednego z przedstawień, która chciała odebrać obiecaną kwotę? Zastanowiłbym się i wrócił pamięcią do chwil, gdy powstawał „Generał", spróbowałbym się dowiedzieć od dyrektora, jak i za ile powstawało parę jeszcze innych przedstawień, ile i czy płacono dramatopisarzom. I czy realizatorzy otrzymywali na czas swoje honoraria. Zadałbym wreszcie dyrektorowi Karolakowi pytanie, dlaczego ludzie z branży ostrzegają się nawzajem słysząc „IMKA". Mówią, by nim się tam pojedzie, najpierw podpisać umowę.

Piękny obrazek w wywiadzie dla „Wyborczej" chciał nam sprzedać Tomasz Karolak. Elokwentnego, pełnego pomysłów aktora, rzutkiego właściciela teatru. Zastanawiam się, czy choć połowa z tych pomysłów dojdzie do realizacji, czy honoraria wpłyną twórcom na konta. I czy na czas wpłyną. Prawda bowiem jest taka, że teatr to dla Karolaka taki wybryk, zabawka, błyskotka. Fajna taka, ale dość kosztowna, mimo pomocy sponsorów-prezesów spółek Skarbu Państwa (Orlen, PKO). Były szybkie samochody, jest teatr, a teraz podobno aktor ma już i swój zespół muzyczny. I dobrze, ma pieniądze, może mieć zabawki. Warto jednak, by szanował też ludzi i dotrzymywał umów. Bo czy IMKA to taki świetnie zarządzany teatr? Właśnie o to bym z chęcią Karolaka zapytał.



Bartłomiej Miernik
miernik Teatru
9 października 2014