Karolina Garbacik: Jestem tu wrośnięta korzeniami

Jestem tu wrośnięta korzeniami. Nie wyobrażam sobie życia bez moich znajomych, rodziny. Znam tu każdy kąt. Lubię tę zaściankowość, to, że wszyscy się znają - mówi o Białymstoku Karolina Garbacik, choreografka, założycielka studia tańca DanceOFFnia, laureatka Złotych Kluczy Kuriera Porannego

Kurier Poranny: W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że miała już dwa razy spakowane walizki i przed samym wyjazdem zdecydowała się zostać w Białymstoku.

Karolina Garbacik: Rzeczywiście dwa razy w życiu podjęłam decyzję o przeniesieniu się do innego miasta. Raz, jako świeżo upieczona maturzystka. Myślałam wtedy o studiach w Warszawie. Kolejny raz, już jako osoba dorosła. Chciałam wyjechać do Kalisza. Wszystko było zaklepane, ale jednak zostałam.

Dlaczego?

- Bo jestem tu wrośnięta korzeniami. Nie wyobrażam sobie życia bez moich znajomych, rodziny. Znam tu każdy kąt. Lubię tę zaściankowość, to, że wszyscy się znają. Poza tym już po liceum wiele się tu działo w moim życiu tanecznym. Nie chciałam tego zostawiać.

Nie myślała Pani, że w Warszawie będzie więcej możliwości?

- Nie. Tu jest środowisko, w którym funkcjonuję. Gdybym wyjechała, to musiałabym zaczynać od początku. Dzisiaj jestem pewna, że to jest moje miejsce.

Nasze miasto nie ma wad?

- Właśnie wróciłam z Bytomia. Jeżeli ktoś uważa, że nasze miasto jest brzydkie, to zapraszam na terapię tam. W Bytomiu wszystko jest tak zniszczone, tak obrzydliwie brudne...

Przyjechałam w sobotę do Białegostoku i pomyślałam: tu jest zupełnie inny świat - zielono, ładnie, przejrzyście. Rozmawiałam z taksówkarzem z Bytomia i powiedział, że chętnie na emeryturę przeprowadziłby się tutaj.

Na co dzień spotyka się Pani z młodymi tancerzami, którzy muszą zdecydować, co dalej. Rozmawiacie o tym?

- Tak, często. Taniec na szczęście ciągle nie jest w Polsce taką dziedziną, w której ważne są papierki, a rozwój. I wielu z nich możliwość rozwoju widzi właśnie tutaj. A później, owszem, wyjadą. Bo nie ma tu musicali i zawodowych teatrów tańca. Pracy będą szukać gdzie indziej, ale wrócą. Nie będę podawać nazwisk, ale ci znani tancerze wyjeżdżają i wracają.

W zasadzie nie macie swojej sceny.

- To jest ogromny minus. I potrzebni są nam otwarci ludzie, którzy mają wpływ na to, byśmy pokazywali spektakle taneczne na scenach teatralnych. Wielu nam pomaga, ale przydałoby się tych osób więcej.

Dziękuję za rozmowę.



(-)
Kurier Poranny
17 lipca 2009