Każdy ma swojego żyda

Fenomenalna powieść Philippa Rotha, opowiadająca o młodym Amerykaninie żydowskiego pochodzenia, który w trakcie sesji psychoterapeutycznej opowiada o swoich nałogach i problemach, wydaje się nieprzekładalna na język teatru. Tymczasem Teatr Konsekwentny, rozpisując ją na niewielką przestrzeń i czterech aktorów, odmalowuje całe bogactwo treści tej tragikomicznej opowieści, pozwalając widzowi na samodzielne odegranie roli psychoterapeuty Alexandra Portnoya

Alexander Portnoy postanawia pójść do psychoterapeuty. Musi komuś wyspowiadać się ze wszystkich świństw, jakich w życiu narobił – a zebrało się ich trochę, chociaż jest dopiero „w wieku chrystusowym” – a komu innemu, jak psychoterapeucie, może się zwierzyć, skoro w Rosz Haszana w wieku lat czternastu oświadczył rodzicom, że jest niewierzący? Alex Portnoy jest żydem i ma kompleks nadopiekuńczej matki. Irytuje go chorujący na wieczne zatwardzenie ojciec. Wkurza otyła siostra i niemożność poznania dziewczyny nie-żydówki, którą mógłby przedstawić rodzicom. Najdobitniej przedstawia to scena, w której Alex siedzi pośrodku dwóch drewnianych platform, którymi – jak karuzelą, na której sadza się dziecko – obracają jego rodzice, a on woła rozpaczliwie w kierunku jeżdżącej dookoła na wrotkach American girl „Panno Ameryko! Jestem Andreas Petersen!” ukrywając w dłoniach zdradzający jego pochodzenie ogromny nos.

Na uwagę zasługuje zwłaszcza fenomenalna gra aktorska. Odtwarzający postać Portnoya Adam Sajnuk doskonale odmalowuje swojego bohatera, przechodząc od dramatycznej szczerości, balansującej na granicy groteski, do plątania się we własnych wspomnieniach, doprowadzając się do zapętlenia w monologach, przerywanych scenami z życia rodziny Portnoyów. Wchodzi w spazmatyczny strumień świadomości, który dla zewnętrznego obserwatora przestaje być czytelny. Czego chce Portnoy? Rozgrzeszenia? Porady? A może to tylko czysty ekshibicjonizm? Może tego właśnie oczekuje od nas bohater: biernej obserwacji, by móc bezwstydnie obnażać przed nami najbardziej wstydliwe momenty życia swojego i swoich bliskich? Pomagają mu w tym matka (Monika Mariotti), awanturująca się o najmniejsze przewinienie, której jedynym celem życiowym zdaje się być obejrzenie wydzielin syna; ojciec (Bartek Adamczyk) – nieustannie okupujący łazienkę sprzedawca ubezpieczeń, siostra (Anna Smołowik), przepoczwarzająca się jednocześnie w gojkę-sekretarkę z firmy ojca, Jane „Małpkę” – wyzwoloną seksualnie dziewczynę Alexa, jego „amerykańskie” koleżanki ze studiów i inne obiekty seksualne, jakie widzi na każdym kroku.

W powieści Rotha, będącej w istocie monologiem sfrustrowanego Portnoya, obsesyjnego onanisty, tchórza i mizantropa, okazuje się, że psychoterapeuta, w którym pokładał takie nadzieje, któremu opowiedział najtajniejsze sekrety swojej duszy jest w istocie takim samym, prowincjonalnym żydem-emigrantem, nie potrafiącym nawet dobrze mówić po angielsku. W spektaklu postać psychoterapeuty w istocie rozpisana jest na nas, widzów, zazwyczaj kiepsko (bądź z akcentem) mówiących po angielsku, obsesyjnie zapętlonych na punkcie swej polskości.



Karolina Ćwiek
Teatrakcje
14 lutego 2011
Spektakle
Kompleks Portnoya