Kim jesteś, Isabel Archer?

Henry James uchodzi za jednego z pionierów tradycyjnej narracji, a jego najbardziej znana powieść: „Portret damy", uważana jest za jeden z najbardziej wnikliwych obrazów kobiecego wnętrza. Po książce przyszedł czas na film w reżyserii Jane Campion z roku 1996 z Nicole Kidman w roli głównej. A po ekranizacji – sztuka teatralna.

Isabel Archer (Katarzyna Dałek) to nie tylko młoda, urokliwa Amerykanka, lecz przede wszystkim wielka marzycielka. Już od najmłodszych lat pragnie czerpać z życia jak najwięcej i jej się to udaje. Trafia do Anglii pod opiekę wuja Touchetta (Krzysztof Matuszewski), gdzie natychmiast zostaje otoczona grupą adoratorów. Jednakże Isabel odrzuca zachwyty zarówno kuzyna Ralpha (Michał Jaros), jak również lorda Warburtona (Piotr Biedroń). Niechętna małżeństwu zmienia decyzję, gdy nieoczekiwanie otrzymuje spadek po wuju i rozpoczyna podróż po Europie. We Florencji poznaje Gilberta Osmonda (Marek Tynda) – ubogiego wdowca z nastoletnią córką, przy którym zatraca własną osobowość, stając się kukiełką w jego ręku.

Jak się okazuje, nie tylko Isabel Archer, ale każdy bohater dramatu zachowuje się niczym marionetka, gdy w rachunku zysków i strat najważniejsze znaczenie mają pieniądze, a do serca wkrada się miłość. „Portret damy" przybiera groteskową formę, w której emocje momentami są przesadzone, a ekspresywna mimika i zamaszyste gesty aktorów powodują śmiech u widza. Lecz ta historia powinna nie tyle bawić, ile zwracać uwagę na problem roli kobiety w społeczeństwie. Pod pozorem XIX-wiecznej opowieści o marzycielce, reżyserka porusza kwestię związaną z oczekiwaniami społeczeństwa – nierzadko ważniejsze są konwenanse oraz określone zachowanie, aniżeli własne spełnienie i szczęście. Podczas gdy główna bohaterka zmienia się pod wpływem otoczenia, widz zaczyna się zastanawiać, czy kobieta potrafi żyć szczęśliwie bez mężczyzny u swego boku?

Isabel Archer, mimo że została wykreowana w XIX wieku, niczym nie różni się od współczesnej kobiety. Stara się podążać własnymi ścieżkami, choć rodzina zachęca ją do poślubienia mężczyzny jako potrzebnego drogowskazu. Wielokrotnie przypomina się jej, że nigdy nie będzie wolna. To postać złożona – lekkoduch zmuszony twardo stąpać po ziemi. Nie sposób nie pochwalić gry Katarzyny Dałek, wypadającej w tej roli przekonująco. Dzięki niej młoda Amerykanka to kobieta jedna z wielu, dzięki czemu można łatwo się z nią zidentyfikować.

„Portret damy" jawi się jako bogato zdobiona szkatułka, gdyż sposób przedstawienia historii Isabel Archer po prostu zachwyca oko. Dostrzegalna jest wielka dbałość o szczegóły w kreowaniu scenografii, która przenosi widza do XIX wieku – czasu przepychu w najdrobniejszym detalu. Kostiumy aktorów oraz peruki zachwycają swoim wykonaniem. Sofa, dywany, łóżko i poduszki wyróżniają się czerwoną barwą, pozostając widoczne pomimo mroku ogarniającego scenę. Największym jednakże atutem scenografii są ogromne drzwi – za każdym razem, gdy zostają otworzone bądź zamknięte, przywołują w wyobraźni widok majętnego domostwa, w którym znalazła się główna bohaterka.

Integralną część „Portretu damy" tworzą trzy instrumenty: kontrabas, fortepian oraz harfa. Współgrają z wydarzeniami na scenie, tworząc klamrę opowieści, a przede wszystkim stając się dopełnieniem wydarzeń na scenie. Nierzadko są podkładem muzycznym do najważniejszych dialogów bohaterów, dzięki czemu słowa bohaterów wybrzmiewają z większą mocą.

„Portret damy" to bardzo efektowne przedstawienie i zostało zaadresowane głównie do płci pięknej W spektaklu znajdzie się wszystko to, co niemal każda kobieta ceni sobie w opowieści: inteligentną główną bohaterkę, wątek romantyczny, kostiumy, muzykę oraz taniec.

Sztuka bez wątpienia cieszy oko, aie czy przy tej okazji może skłonić do zastanowienia się nad sytuacją kobiety w naszym społeczeństwie? Tego nie jestem już taka pewna.



Marta Cecelska
Dziennik Teatralny Trójmiasto
7 kwietnia 2018
Spektakle
Portret Damy