Klęska Villqista

Spektakl w warszawskim Teatrze Na Woli ogląda się z zażenowaniem. Banał widowiska obnaża dodatkowo pycha autora i reżysera Ingmara Villqista - pisze Jacek Wakar w "Kulturze".

Były czasy, kiedy Villqista dość powszechnie uważano za odnowiciela polskiego dramatu. Nigdy nie należałem do chóru wielbicieli. Drażniła mnie artystowska poza każąca autorowi umieszczać akcje swoich sztuk w nieistniejącym Ellmit, co z kolei miało wskazywać na powinowactwa ze skandynawskimi mistrzami mrocznego psychologizmu. Irytowały mnie pretensjonalne często postaci, na które pisarz sprowadzał wszystkie kataklizmy świata. Sądziłem, że jest to twórczość mocno przeceniania, ale przynajmniej w "Nocy Helvera" czy "Beztlenowcach" widziałem atrakcyjny materiał dla teatru. 

Wraz z "Kompozycją w błękicie" czar Villqista pryska na dobre. Dawno nie było w teatrze takiego połączenia dojmującego banału z bezbrzeżną pychą autora. Znać, że pisarz chce być nowym Bergmanem albo przynajmniej Enquistem, stąd i u niego toksyczny związek matki i córki zamkniętych w domu-więzieniu. I jeszcze ten trzeci. W "Kompozycji" mężczyzna nie jest jednak żadnym katalizatorem konfliktu, ale przerośniętym dzieckiem, bez myśli i uczuć. 

Im większe jednak są ambicje Villqista, tym boleśniejsza staje się jego kompromitacja. Dialogi w jego sztuce nadają się wprost do humoru z zeszytów, psychologiczna charakterystyka postaci nie istnieje. Artysta mówi w programie, że nie oskarża nikogo, próbuje wywołać w widzach współczucie dla bohaterów, bo przecież biedni tak bardzo cierpią. Osiąga jednak efekt całkiem odwrotny, bowiem na scenie Teatru Na Woli widzimy rozwrzeszczaną babę, bezwolną kretynkę i faceta, którego miejsce jest zupełnie gdzie indziej… Reżyser nie ma przy tym nawet cienia pomysłu na poprowadzenie aktorów, dlatego to ratują się, jak mogą. 

Kończy się to kolejnym tego wieczoru ośmieszeniem. Ewa Szykulska całą rolę Starej Kobiety gra zdartym głosem i potarganą fryzurą. Dorota Lulka jako Alke (dlaczego tak pretensjonalnie?) nie gra w ogóle nic, tylko raz na jakiś czas drze się wniebogłosy. A Marcin Troński (Jane - znów brawa dla dramaturga) patrzy jak sroka w gnat i pokazuje, że jest dużym mężczyzną. Tyle ma do zagrania. 

"Kompozycja w błękicie" została napisana na zamówienie Teatru Na Woli, który w szczególny sposób promuje nową polską dramaturgię. Były już "Wyścig spermy" i "Siostry przytulanki", a teraz Villqist. Szefowie Teatru Na Woli z uporem godnym lepszej sprawy na nowo określają, czym jest literackie dno.



Jacek Wakar
Dziennik
10 kwietnia 2009
Portrety
Ingmar Villqist