Kobiecość - studnia bez dna

W teatrze interesują mnie przede wszystkim emocje. Chłodny, intelektualny teatr pozwala tylko na rozważania, a teatr podszyty emocją dotyka widza, pozwala mu na przeżywanie. A nośnikiem emocji jest dla mnie kobieta i żeńska strona mężczyzny, jeśli już mamy rozróżnić genderowo. Kobiecość, emocjonalność kobiety jest fascynująca.

Rozmowa z Pawłem Palcatem, reżyserem spektaklu "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym w Koszalinie.

Joanna Krężelewska: Białoruska dziennikarka Świetlana Aleksijewicz w książce, o której było bardzo głośno, pokazała wojnę, widzianą oczami kobiet. Jak pokaże nam ją mężczyzna?

Paweł Palcat: - Na dwóch poziomach. W pierwszym bohaterkami są trzy przyjaciółki - Masza, Olga i Irina. One, a głównie jedna z nich, opowiadają historię. To rodzaj dziadów, obrzędu, który przeprowadza Olga, a dotyczy wszystkich bohaterek. Drugi poziom to sama struktura spektaklu. Ma on formę mocno logiczną do połowy, a później, im bardziej nabiera tempa, robi się bardziej instynktowny i emocjonalny. To męski i żeński punkt widzenia.

Czy o samej wojnie dowiemy się czegoś nowego?

- O wojnie nie. Raczej o ludziach na wojnie. Nie wiemy, na którym froncie walczą bohaterki. Udało się zminimalizować opowiadanie o konkretnie II wojnie światowej. Pojawiają się Niemcy, Rosjanie, ale zuniwersalizowaliśmy doświadczenie wojenne przez wyrugowanie faktów, dat i miejsc. Zamiast tego mamy czystą emocję. Los człowieka, który nie pojawia się w książkach do historii.

Temat kobiet walczących na froncie był w ZSRR tematem tabu.

- Tak, To klamra, którą otwieramy i zamykamy spektakl.

Dowiemy się, dlaczego tak było?

- Tak, kiedy do głosu dochodzi mężczyzna, tłumacząc to ze swej perspektywy. Bohaterka zarzuca mu: "tak było, a wyście milczeli". On jej odpowie.

W Koszalinie mogliśmy zobaczyć reżyserowany przez Pana spektakl "Zrozumieć H." Spotkał się z gorącym przyjęciem wśród widzów, zdobył drugą nagrodę Festiwalu m-Teatr. Tam też kobiecość była motywem przewodnim. I główną bohaterką. Opowiadał Pan o życiu Henryki Krzywonos. Tyle kobiecości w Pana pracy to przypadek?

- Absolutnie nie. W teatrze interesują mnie przede wszystkim emocje. Chłodny, intelektualny teatr pozwala tylko na rozważania, a teatr podszyty emocją dotyka widza, pozwala mu na przeżywanie. A nośnikiem emocji jest dla mnie kobieta i żeńska strona mężczyzny, jeśli już mamy rozróżnić genderowo. Kobiecość, emocjonalność kobiety jest fascynująca. To studnia bez dna.

Tworząc ma Pan w głowie dla kogo to spektakl?

- Zawsze. Inaczej ten spektakl odbierze widz, który miał doświadczenie na przykład stanu wojennego czy wojny. Inaczej młody widz. A ten jest przyzwyczajony do paska na TVN24, który jedząc rano śniadanie ogląda wiadomości i nie przejmuje się, że w Izraelu wybuchła bomba, a w Syrii zabito dwadzieścia osób.

Tu będzie mógł zidentyfikować się z emocją.

I następnym razem, co? Poczuje coś?

- Jeśli choć przez sekundę, to będzie sukces.

Paweł Palcat - aktor, absolwent wrocławskiej PWST, wielokrotnie wyróżniany i nagradzany reżyser młodego pokolenia. Premierę wyreżyserowanego przez niego spektaklu "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" zaplanowano w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym na sobotę na godz. 19.00.



Joanna Krężelewska
Głos Koszaliński
14 marca 2013
Portrety
Paweł Palcat