Kobiecy lament w Alei Przyjaźni

Wczoraj (piątek 15 maja) w Alei Przyjaźni w centrum Gliwic zdarzenie niecodzienne, "teatralno-uliczne". Oto byliśmy świadkami intymnych zwierzeń trzech kobiet. Propozycja prostego "teatru chodnikowego", była zdecydowanie odmienna od poprzednich spektakli oglądanych na XX Gliwickich Spotkaniach Teatralnych. Pozornie tylko lżejsza.

Darmowy teatr dla każdego, kto akurat przechodził przez centrum miasta. Pierwotnie przedstawienie stworzone było z myślą o wakacjach. Inspiracją do wystawienia sztuki opartej o dramatyczny tekst Krzysztofa Bizio były włoskie podróże Krystyny Jandy, prezes Teatru Polonia w Warszawie i reżyserki spektaklu. Od dnia premiery, która miała miejsce w 2007 roku na stołecznym Placu Konstytucji, „Lament” grany jest w różnorakich miejscach - na placach, skwerach, dworcach kolejowych, na trotuarach. Wszędzie tam, gdzie spotkać można pierwowzory bohaterek sztuki Krzysztofa Bizio – babci Zofii, matki Justyny i wnuczki Ani. 

Bohaterki zwracały się wprost do przechodniów, były niemal na wyciągnięcie ręki. Niwelowało to dystans pomiędzy aktorkami, a widownią i powodowało poczucie swoistej bliskości. Jednakże trudnością gry na ulicy, na zwykłym podeście, w przestrzeni nie mającej nic wspólnego z przestrzenią teatralną, jest nieprzewidywalność. Wykonawczynie nie są bowiem w stanie przewidzieć czy nie wydarzy się coś, co zaburzy dramaturgię spektaklu. Mówią do nas zagłuszane przez odgłosy miasta, pędzące samochody, przejeżdżający tramwaj czy płacz dziecka. Trzy kobiety reprezentujące trzy pokolenia. Tak samo szare jak my. W szarych kostiumach, z szarymi rekwizytami – szarymi jak ich życiorysy. 

Mocną stroną przedstawienia był niewątpliwie tekst młodego współczesnego dramaturga. Jest on na tyle aktualny, że publiczność każdorazowo doszukuje się w opowiadanej historii własnych analogii i nierzadko identyfikuje się z postaciami. Mówi o kondycji polskich kobiet, o ich lękach, pragnieniach, rozczarowaniach. 

Gliwickie przedstawienie było dobre aktorsko, chociaż najsłabiej wypadła rola wnuczki Ani grana przez młodziutką Olgę Sarzyńską. Największe brawa dla Katarzyny Maternowskiej, która po mistrzowsku wcieliła się w postać Justyny. Kreowana przez nią matka była dramatyczna i liryczna zarazem. Przekonująca, podobnie jak dawno nie oglądana Barbara Wrzesińska (babcia Zofia). 

Zawiódł się ten, kto spodziewał się jedynie połykania ognia czy chodzenia na szczudłach - ekwilibrystycznej rozrywki, z jaką kojarzą się występy uliczne. Wracając do domów rozmyślaliśmy o tragicznym finale tej historii. Historii wstrząsającej, której warto było wysłuchać.



Katarzyna Warachim
Dla Dziennika Teatralnego (Katowice)
16 maja 2009
Spektakle
Lament