Kobieta

W tej sztuce aktorka była tylko jedna. Jednak to nie znaczy, że była sama – towarzyszyły jej dwie lalki i...

Aya Nakamura, (To właśnie ta jedna aktorka.) przeniosła widzów w świat, który nie do końca był znany. Powoli zaciekawiała odbiorcę, wprowadzając go kolejnymi odsłonami swojego świata, w głąb historii. Poza swoją postacią, była duszą i „ciałem" dla lalek.

Oprócz tradycyjnych elementów teatru japońskiego (Bunraku), w sztuce Grupy Rouge28 Theatre (Wielka Brytania) współgrały: teatr cieni, projekcja video, a także Kamishibai - odmiana teatru papieru.

Paul Paris – reżyser sztuki, złączył te wszystkie elementy razem, tworząc spójną całość - kontynuujące ze sobą wątki. Patrząc na różnorodność tych elementów, widzimy misterność z jaką stworzono tę krainę.

Przedstawiona historia, nie jest skomplikowana – mamy przyczynę i skutek, wybór i decyzję. Jednak, jak to bywa najprostsze decyzje zwykle bywają najtrudniejsze. Grupa Rouge28 Theatre przedstawia opowieść, która rozgrywa się pomiędzy trzema osobami: matką, synem i dziewczyną.

I właściwie ciężko powiedzieć, jakie rozwiązanie by było najlepszym w zaistniałej sytuacji., bo pokusa jest ogromna.

W sztuce brytyjskiej grupy ważnym elementem jest – światło. Nao Nagai, który zajmował się oświetleniem, świetnie sobie poradził z różnorodnymi rozwiązaniami scen. Świetnie operował lampami i lampkami. Kolejny atut to scenografia Phila Newmana, choć oszczędna była bardzo dobrze skomponowana i dobrze komponowała z całością.

Wyraz „Urashima Taro", był bardzo osobisty. Nie był też do końca jednoznaczny, na pewno autorzy sztuki przenieśli widzów do krainy jednocześnie odległej, ale bliskiej, dzięki temu uzyskano uniwersalność treści. Ta uniwersalność pozwalała na zrozumienie bohaterów – ich emocji, wyborów, bez słów.

W sztuce znalazł się jeszcze jeden element, którego nie można pominąć, to muzyka. Subtelne dźwięki nie narzucały się, były płynnym wypełnieniem przestrzeni aktorki. Również głos narratora był bardzo miękki i ciepły, można powiedzieć, że uwodził. Słyszany gdzieś dalej sprawiał wrażenie, że opowiadającym jest jowialny baj.

W tej sztuce zobaczyłam niespotykaną krainę i uwikłanych sobą bohaterów. Zobaczyłam smutek, i radość, poczułam złość i zdziwienie. Zatraciłam się w pięknie, które nie rzadko bywa mordercze. I... szczęście, to nie tylko mieć.

Tytuł: „Urashima Taro"



Katarzyna Prędotka
Dziennik Teatralny Warszawa
16 października 2013