Kobiety, kobietki i damy

Jakie są kobiety, z czym się zmagają, jak są odbierane rzez mężczyzn i jak odbierają mężczyzn. Zabawnie i refleksyjnie opowiada o tym Olga Adamska w swoim monodramie "My hrabiny nie płaczemy".

Premiera tego spektaklu miała mieć miejsce 1 kwietnia, ale prima aprilis w tym roku nie był zabawny ani dla nas, ani dla tego przedstawienia. Musieliśmy poczekać pół roku, żeby zobaczyć spektakl, który zdążył stać się legendarny na mieście, zanim został wystawiony.

A wszystko zaczęło się dwa lata temu, kiedy Olga Adamska, aktorka Teatru Polskiego, znalazła w internecie teksty kilku pań, które opisywały i komentowały swoją codzienność. Od wielkich sramatów życiowych po małe dramaciki, które w ostateczności też urastają do wielkich, co niezmiennie śmieszy mężczyzn, którym zazwyczaj się wydaje, że oni w ogóle nie są śmieszni, kiedy na przykład zbiorowo oglądają mecz.

Olga Adamska, zazwyczaj grająca kobiety silne, z klasą, diwy (znakomity epizod jako Marelan Dietrich w spektaklu "Piaf"), zainteresowała się kobiety zwyczajnymi. A w zasadzie nadzwyczajnymi w swojej zwyczajności. Najpierw się dborze bawiła czytając teksty, a potem postanowiła je zaadaptować na scenę. Teksty zebrała i w zwartą formę ułożyła Ania Ołów Wachowicz.

Olga Adamska w tym spektaklu jest jak kameleon - chwilami liryczna, chwilami dramatyczna, zła, zrozpaczona, zabawna, pijana, chociaż lepiej zabrzmi podchmielona. Wszystko to w godzinę z minutami. Kobieta, kobietka, dama. Każda z nas.

Przez większość spektaklu publicznośc nie przestaje się śmiać, bo krótkie scenki to taka precyzja słowa i taki kunszt aktorski, że mamy do czynienia z produktem scenicznym doskonałym. Aktorka bawi, kiedy opowiada dlaczego spóźniła się do pracy, po raz kolejny. Otóż do zmywarki spadł jej kolczyk, do najbardziej tłustego naczynia, a kiedy próbowała ratować sytuację, ubrudziła sobie bluzkę. To jest ten mały dramacik, którego nie rozumieją mężczyźni, a który urasta do dramatu.

Świetna jest scena, w której kobieta, po kilku kieliszkach wina, nieporadnie próbuje założyć nogę na nogę, co zazwyczaj jst oznaką pewności siebie i godności. Ale trudno zachować godność, kiedy życie przytłacza.

Zabawnie jest również, kiedy bojhaterka robi nam wykład na temat kobietki, dla niewtajeczniczonych jest to typ antykobiecy, robiący zły PR kobietom, niestety występujący często w przyrodzie.

Mężczyźni na tym spektaklu się dobrze bawią, ale muszą się zmierzyć z satyrą, która kieruje swoje ostrze właśnie w nich. Scenka opowiadająca o mężyźni, który przy przeziębieniu potrzebuje reanimacji, rehabilitacji i psychoterapii to majstersztyk. Podobnie jak Mister Logistyki, który, oddelegowany do zadania: zakup choinki, aby wykonać zadanie musi zadać 100 pytań kobiecie, a potem domaga się pochwał.

Ale jest też Olga Adamska opowiadająca o nieszczęśliwej miłości. I wtedy na widowni zapada cisza. Bo ta opowieść jest przejmująca, bo zapada gdzieś głęboko w nas, a to absolutnie zasługa aktorki.

Spektakl jest praktycznie pozbawiony dekoracji. Na scenie są tylko trzy krzesła, lampka, butelka wina i kieliszek oraz mikrofon. Nic więcej tu nie trzeba. Teatr to sztuka wyobraźni, y dzięki aktorce doskonale widzimy i jej salon, i SPA, które odwiedza, i jej mężczyznę kupującego choinkę i każdy szczegół opowieści.

Olga Adamska swoje opowieści przeplata piosenkami, a że wokalnie radzi sobie równie dobrze, co aktorsko, wiemy nie od dzisiaj. Muzycznie towarzyszy jej Roman Rydz na akordeonie.

To kameralne przedstawienie to popis sztuki aktorskiej. Bawi, ale tez zostawia z refleksją. Skoro kobiety tak dobrze sobie radzą w życiu, mimo wszystko, są mądre i wykształcone, dlaczego wciąż są traktowane jak istoty drugiej kategorii?

 



Małgorzata Klimczak
Dziennik Teatralny Szczecin
14 września 2020