Koci świat Louisa Waina

Czarno-biały kot siedzący na głowie Benedicta Cumberbatcha spogląda na nas z plakatu filmu Szalony świat Louisa Waina i zaprasza na seans. Do sali kinowej wchodzą wielbiciele puchatych zwierząt domowych, amatorzy malarstwa oraz przypadkowi odbiorcy, nieświadomi czego właściwie mogą się spodziewać. Film Willa Sharpe'a jest na tyle uniwersalną opowieścią, że w pełni zaspokaja oczekiwania wymienionych grup. Co z fanami twórczości tytułowego artysty? Muszą poczekać do napisów końcowych, aby móc cieszyć oko psychodelicznymi wizerunkami kotów, które wyszły spod pędzla Waina.

Cumberbatch po raz kolejny w swojej aktorskiej karierze, po Sherlocku i Grze tajemnic, wciela się w rolę utalentowanego indywidualisty, geniusza łamiącego społeczne schematy. Prowadzi intensywne życie rysownika prasowego, jednocześnie utrzymując rodzeństwo. Codzienność bohatera zmienia się, gdy poznaje guwernantkę Emily Richardson (Claire Foy), zatrudnioną przez jego najstarszą siostrę (Andrea Riseborough). Uczucie łączące bohaterów staje się głównym wątkiem obyczajowym fabuły filmu. Śledząc losy tej pary, dostrzegamy ich społeczne wyobcowanie – oboje czują się niezrozumiani i niedopasowani do współczesnych norm. Łączy ich zabawna niezdarność, niezręczność ruchów, impulsywność decyzji. Po kontrowersyjnych zaślubinach uznanych przez otoczenie za skandaliczny mezalians, szczęśliwa para urządza wspólny dom i planuje przyszłość. Na drodze staje im choroba nowotworowa Emily, która jednocześnie jest punktem zapalnym kariery Waina. Wtedy w ich życiu pojawia się bezdomny kot Peter, który rozbudza zamiłowanie malarza do kociego wizerunku.

Dramatyczne sceny wzbudzające łzy widzów, zostały wzmocnione przez muzykę Arthura Sharpe'a, jednocześnie oddającą nastrojowość przełomu wieku XIX i XX w Wielkiej Brytanii. Dbałość twórców o szczegóły oddane w scenografii i kostiumach, ukazanie burzliwie rozwijającego się miasta, w pełni wprowadza widza w czasy współczesne Wainowi. Nawiązaniem do tła historycznego wydarzeń jest również wyraźne ukazanie wyparcia rysownictwa przez ówcześnie nową technologię – fotografię. Odbiorcom żyjącym w XXI wieku trudno jest wyobrazić sobie świat bez aparatów cyfrowych, umożliwiających uwiecznienie każdej chwili. Film z zaskakującą lekkością przypomina nam o istocie i użyteczności warsztatu rysowniczego.

Ze względu na obecność wszechwiedzącego narratora (Olivia Colman), historia bohaterów przypomina tragiczną baśń, w której znajdziemy również elementy komiczne. Sama postać Waina i jej ekscentryczność wzbudza uśmiech, a wtórują mu niczego nieświadomi koci aktorzy. Dziwność ruchów i poczynań Louisa przypomina styl postaci wykreowanych przez Wesa Andersona, których wizerunek wydaje się balansować na pograniczu filmu aktorskiego i animacji.

Mimo czułości malarza względem zwierzęcych przyjaciół zadziwiające jest to, jak mało widzimy ich na ekranie. Są elementem tła wydarzeń, zdecydowanie przyćmionym przez wątek romansowy i obyczajowy. W chwili wybuchu popularności kotów jako zwierząt domowych, powstania klubu ich wielbicieli, w centrum uwagi znajduje się szaleństwo Waina. Kocia fascynacja artysty jest formą ukazania stopniowego zatracania się w tworzeniu po śmierci małżonki oraz wyraźnego rozwoju zaburzeń psychicznych mężczyzny. Spotyka się z niezrozumieniem, wręcz bagatelizacją swojego cierpienia.

Seans Szalonego świata Louisa Waina zrodził w mojej głowie pytanie – czy istnieje właściwy sposób oddania życiorysu i ducha twórczości artysty poprzez film? Animacja Twój Vincent w reżyserii Doroty Kobieli i Hugh Welchamana jest przykładem na to, że można obie te kwestie połączyć. To obrazy Vincenta opowiadają historię poczynań artysty, co pozwala odbiorcom ujrzeć go zarówno jako malarza, jak i zwykłego człowieka. Charakter twórczości impresjonistycznej był tu w pełni oddany przez aspekty wizualne, czego niestety zabrakło w filmie Willa Sharpe'a. Urywek szalonego i psychodelicznego stylu Waina widzimy dopiero w momencie jego upadku i pobycie w nędznym, zaniedbanym szpitalu psychiatrycznym oraz podczas wyświetlania napisów końcowych, gdzie umieszczono jego przykładowe prace. W tym momencie ludzie wychodzą z kina, nie spoglądając na żywe, bogate kolory obrazów Waina.

Myślę, że jako genialny artysta, zasłużył na upamiętnienie pasujące do jego stylu artystycznego, bez melodramatycznych scen. Twórcy filmu przedstawili jego tragiczną i smutną historię w wersji dostosowanej dla dzieci od lat 13, z dodatkiem komizmu dla całej rodziny. Efektem jest przyjazny familijny seans, o którym możemy bardzo szybko zapomnieć. Zostajemy ze spłyconym wizerunkiem Louisa jako śmiesznego i dziwnego człowieka z ogromnym talentem do rysowania uroczych postaci zwierzęcych. To jemu zawdzięczamy wszechobecną miłość do kotów, istnienie środowiska kociarzy i memów internetowych. Scenarzysta i reżyser stworzył z przejmującego życiorysu malarza smutno-śmieszną opowieść, idealną na niedzielne popołudnie.

Być może to sposób na to, aby nie przestraszyć rodzin z dziećmi szaleńczym i wzbudzającym niepokój wzrokiem kocich kreatur, oddających stan psychiczny i wizje niecodziennego artysty, jakim rzeczywiście był Louis Wain.



Angelika Kamińska
Dziennik Teatralny Trójmiasto
13 czerwca 2022
Portrety
Will Sharpe