Koniec świata w Wierszalinie

Na ten spektakl czekało wielu widzów. Bilety wykupiono na kilka tygodni przed premierą. Dopiero teraz na "Wierszalin - reportaż o końcu świata" można się dostać z marszu. Najnowszy spektakl ekipy Piotra Tomaszuka rzeczywiście jest wydarzeniem sezonu.

Po wielu latach od powstania kompanii Wierszalin - Tomaszuk wreszcie postanowił zrobić adaptację teatralną książki, bez której supraski teatr może w ogóle by nie powstał? Chodzi o kultowy już w wielu kręgach "Wierszalin - reportaż o końcu świata" Włodzimierza Pawluczuka - rzecz o proroku Ilji i jego sekcie, działającej w międzywojniu na Podlasiu. To najważniejszy tekst, który powinniśmy w teatrze zrobić - mówił Tomaszuk - by odpowiedzieć tym wszystkim, którzy przez całe lata w Polsce i za granicą zadawali mu pytania: a co to takiego ten Wierszalin? 

Bo też rzeczywiście od książki białostockiego socjologa wszystko się zaczęło: Pawluczuk 40 lat temu wędrował po wioskach pamiętających Eliasza Klimowicza i jego wyznawców, potem zaś tak fascynująco to opisał, że o fenomenie Ilji dyskutuje się po dziś dzień. O proroku nakręcono filmy, powstały sztuki. I co szczególnie ważne - z inspiracji książką Pawluczuka i mistyki tamtych czasów - powstało Towarzystwo Wierszalin (założone przez Piotra Tomaszuka i Tadeusza Słobodzianka), czyli właśnie supraski teatr, którego tradycje, po hibernacji, kontynuuje najnowsza ekipa Wierszalina.

Car uszedł z życiem 

Książka Pawluczuka to świetny, barwny reportaż. Spektakl Tomaszuka "łapie" jej klimat - zapis czasów cudownych, kiedy w podlaskich wioskach objawiali się święci i prorocy. W supraskim teatrze wszystko to przybiera charakter poetyckiego musicalu, rozpisanego na wiele głosów, pieśni, opowieści. 

O tym, jak w październiku 1929 roku do wsi Ciełuszki przybyły dwie kobiety ze wsi Grzybowszczyzna i opowiadały o proroku Eliaszu, który był wzięty do nieba, a teraz przygotowuje naród do przyjścia Mesjasza i buduje Wierszalin - Nowe Jeruzalem. O tym, jak z każdym dniem przybywało proroków, a lud nie chciał słuchać prawowiernych. O Andrzejuku, do którego przemówiła ikona Chrystusa, i innym chłopie, który poczuł się Janem Chrzcicielem. O 24-letniej Oldze D. ze wsi Ciełuszki, jednej z sekciarek, która zrzucała ubrania i biegała krzycząc: Kajajcie się! O Uljanie, która wcześniej lubiła wódkę i mężczyzn, a teraz stała się Matką Boską. O jeszcze innej Matce Boskiej, która żyła z Ilją. O mieszkańcach wsi Pieńki, którzy w oczekiwaniu na koniec świata praktykowali długie posty i obiecali nie zadawać się z własnymi żonami. Wreszcie o carze Mikołaju, który ponoć uszedł cało i pod koniec lat 20. przybył do wsi Wojszki, gdzie osiedlił się u Bonifaciuków i szył ludziom buty...

Wszystkie te historie aktorzy odgrywają, odczytują z notatek, zapisków świadków, zachowanych meldunków policyjnych. Mieszają się tu perspektywy, mieszają epoki (raz mamy rok 1929, raz 1960, gdy reporter jeździ po wioskach, szukając ostatnich wyznawców). Przestrzeń - niby ciasna, kameralna, a rozciąga się w nieskończoność (prosta scenografia Eweliny Pietrowiak: scenę okala płot z krzyży - prawosławnych, katolickich, drewnianych, metalowych). Żadne inne miejsce nie byłoby tak dobre na ów spektakl, jak siedziba supraskiego teatru: mistyczne historie z podlaskich wiosek zagrane pod niskim pułapem, w drewnianej chałupie, gdzie słychać każdy skrzyp deski. 

Orzeł porwie duszę do nieba 

Mieszają się tu też nastroje: od religijnej ekstazy, śpiewów, powagi, po rubaszne żarty. A w tle szczypta autoironii, którą aktorzy mistrzowsko potrafią nasycić niemal każdą postać. Ten dystans to niezaprzeczalny walor spektaklu, ale nie szyderstwo, Boże broń. Tomaszuk znalazł sposób na opowiedzenie o tych czasach: patos zbijając humorem, używając groteski w kantorowskim nieco stylu. Świetne są tu - jak zwykle w Wierszalinie - sceny zbiorowe. Szaleństwo, psychoza, której ulega prosty lud - aktorzy Tomaszuka potrafią to odegrać znakomicie prezentując nam raz po raz postaci z krwi i kości, raz bezwolne marionetki, porwane przez charyzmatycznego samozwańca. Wiele też niezłych solówek, m.in.: Karol Smaczny - w roli osobnika, który spłodzić ma Chrystusa Zbawiciela, czy absolutnie świetny Dariusz Matys - w scenie opowiadania o orle, który porwał duszę chłopa zbierającego ziemniaki i poniósł do nieba. 

Supraski spektakl jest jednym z tych, które chce się obejrzeć jeszcze raz, już w chwilę po wyjściu z teatru. W tej opowieści o rodzeniu się mitu brak tylko jednego, kto wie, czy nie najważniejszego. Precyzyjniejszej odpowiedzi na pytanie, skąd pewnego dnia wzięło się szaleństwo? Ktoś, kto przeczytał reportaż Pawluczuka i jego książkę "Judasz" - będzie wiedział, skąd. Ten, kto w spektaklu usłyszy tylko słowa księdza: "Obłęd panie, ludzi ogarnął, czasy takie były, lud Boży czegoś szukał, nie wiadomo czego" - genezy ekstazy nie zrozumie.

Teatr Wierszalin, Supraśl, ul. Kościelna; "Wierszalin-reportaż o końcu świata"; najbliższe spektakle: sob. - niedz., godz. 18



Monika Zmijewska
Gazeta Wyborcza Białystok
19 czerwca 2007