Korfanty żyje i ma się dobrze!

Nic wcześniej na to nie wskazywało, ale widać cuda się zdarzają. Ku zadowoleniu wielu (a w szczególności zapewne samych twórców) Scena w Galerii Teatru Śląskiego ponownie zaczęła tętnić życiem. A to wszystko za sprawą pewnego spektaklu. A dokładnie „Korfantego. Hotelu Brześci i innych piosenek" w reżyserii Przemysława Wojcieszka.

Wojciech Korfanty to – jak głosi wszystkowiedząca Wikipedia – polski przywódca narodowy Górnego Śląska. Urodzony 20. kwietnia 1873 roku. Umiera 17. sierpnia 1939 roku na owrzodzenie wątroby. Prawdopodobnie! I choć wydaje się, że powinien być koniec historii, dopiero wtedy wszystko się zaczyna. Wraz ze śmiercią pojawiają się pierwsze teorie spiskowe, przypuszczające zamordowanie polityka II RP. Pytanie brzmi, kto to zrobił: Józef Piłsudski? A może jeszcze ktoś inny... chociażby Donald Tusk?

Brzmi absurdalnie? Możliwe. Ale na to i jeszcze na wiele innych pytań widz odnajdzie odpowiedź w tym spektaklu. Reżyser podjął się niełatwego zadania. Zdecydował się traktować o postaci zapomnianej i skutecznie wymazywanej z pamięci powszechnej przez władze sanacji, jak i PRL-u. Nawet tu, na Śląsku – na jego rodzinnych ziemiach, Korfantego można znaleźć co najwyżej w nazwach ulic. „Korfanty. Hotel Brześć i inne piosenki" ma szansę zmienić coś w ludzkiej podświadomości.

Przemysław Wojcieszek zderza widza z szarą rzeczywistością, która trwa niezmiennie od dwudziestolecia międzywojennego. Zwraca uwagę na podejście władzy w kwestii Śląska i wysuwa kontrowersyjną, aczkolwiek prawdziwą tezę, iż potrzeby mieszkańców tych ziem są tylko kartą przetargową w każdych kolejnych wyborach, a same obietnice rządzących nigdy nie są spełniane.

To, co wyróżnia „Korfantego" na tle innych spektakli teatralnych, to forma. Reżyser stworzył spektakl silnie zmetaforyzowany i alegoryczny. Tak naprawdę życiorys tytułowego bohatera schodzi na dalszy plan, a tematem przewodnim pozostaje sytuacja społeczno-polityczna w III RP pokazana na przykładzie Korfantego i jego przeciwników ze sceny politycznej: od Michała Grażyńskiego przez Edwarda Rydza-Śmigłego, aż do Józefa Piłsudskiego.

Co ciekawe, całe przesłanie sztuki zostaje wręcz wyśpiewane przez trupę teatralną. I to dosłownie, gdyż sztuka posiada formę piosenki aktorskiej. Wpadające w ucho „Kto zabił Korfantego", „Będzie lepiej" i hip-hopowe podkłady muzyczne sprawiają, że ciężka konkluzja Przemysława Wojcieszka przybiera lżejszą formę. Na szczególną pochwałę zasługują wszyscy artyści, którzy zmierzają się z niełatwym zadaniem – angażują w przedstawienie publiczność. Od widza zatem zależy, ile wspomnień wyniesie ze spektaklu.

„Teatr nie jest fabryką arcydzieł, tylko miejscem, gdzie dyskutujemy o świecie, w którym przyszło nam żyć" - powiedział Wojcieszek i tak też postąpił z „Korfantym". Aktorzy opuścili scenę nie tylko przygnębiającymi słowami: „historia niczego nas nie nauczyła", ale również frazą: „będzie lepiej". Czy aby na pewno?

„Korfanty. Hotel Brześć i inne piosenki" skłania widza do refleksji: zarówno do tych na skalę Polską, jak również do tych własnych, osobistych. Spektakl ciekawy i godny obejrzenia. Rzecz wyjątkowa w lekkiej formie. Mogę stwierdzić, że wizja reżysera odniosła w pewnym stopniu sukces, bowiem z mojej strony gorąco polecam ten tytuł.



Jan Gruca
Forum Młodych Krytyków DT
23 grudnia 2017
Spektakle
Korfanty