Kot na scenie

W "Kocie w butach" łódzkiego teatru Pinokio realizatorzy wykorzystali wiele rozmaitych technik teatralnych. Młodzi widzowie mogą zobaczyć tradycyjny teatr, teatr lalkowy czy elementy czarnego teatru połączone w jednym przedstawieniu. Skupiając swoją uwagę na całym widowisku mogą wyjść z teatru bogatsze w wiedzę teatralną i mądrości wypływające z morału bajki.

Baśń Charlesa Perraulta zaadaptował Adolf Weltschek, a w Łodzi zinscenizował ją Piotr Seweryński. Reżyser zapewne chciał zaprezentować dzieciom jak najwięcej teatralnych technik. Zapoznaje więc ich z niezwykle urozmaiconym teatrem, korzystając z gry w żywym planie i przy użyciu lalek. Zaciekawia najmłodszych widzów eklektyzmem przedstawienia, zaskakuje a czasem nawet straszy najmłodszych pomysłami inscenizacyjnymi. Jest to ogromną zaletą spektaklu, gdyż dzieci nie będą miały czasu na nudę. Żywa reakcja publiczności towarzyszy aktorom przez cały czas trwania przedstawienia. Dzieci krzyczą ze strachu, starają się pomóc wieśniakom (Krzysztof Ciesielski, Danuta Kołaczek), lub dopingują Kota (Mariusz Olbiński) w potyczkach z królewskimi żołnierzami (Włodzimierz Twardowski, Piotr Szejn). 

Najciekawsze i zarazem najstraszniejsze dla maluchów wydają się być sceny, w których wykorzystano technikę czarnego teatru. Trzeba przyznać, że Teatr Pinokio wie w czym prezentuje się najlepiej, pamiętając swoją realizacje fantastycznych „Miniatur” w całości utrzymanych w takiej konwencji. Za pomocą kurtyny świetlnej przedstawione zostają przygody małego Kota, jego spotkanie z potworami i przedziwnymi stworami, dzięki którym stał się tak odważny. Z kolei ultrafioletowe światło wykorzystano przedstawiając mroczny pałac czarodzieja - z poruszającymi się i mówiącymi świecami i spadającymi z sufitu pająkami, gdzie ogromny czarodziej spoglądał na wszystko wysoko ponad sceną. Na szczególną uwagę zasługują pojedynki szermiercze, których autorem jest Waldemar Wilhelm. Realistyczne i dynamiczne okażą się najciekawszymi scenami spektaklu dla niejednego chłopca. 

Warto wspomnieć również o aktorach, a w szczególności o Tadeuszu Płucienniku, który wcielił się w postać Króla, czy Marku Niemierowskim grającym podstępnego Astrologa. Mariusz Olbiński, jako tytułowy Kot, z pewnością pozostanie w pamięci dzieci, w pełni na to zasługując. 

Morał wynikający z bajki jest bardzo prosty i czytelny dla młodych widzów. Jeżeli będziemy czegoś bardzo pragnąć i zasłużenie na to zapracujemy, powinniśmy dotrzeć do celu i osiągnąć sukces. Szkoda, że w tej wersji „Kota w butach” wszystko wydaje się zasługą samego Kota, a wkład „Barona Szarabana” (Łukasz Bzura) to jedynie skrywane uczucie, jakim darzył księżniczkę (Żaneta Małkowska) i wykonywanie ciężkich prac, za które udało się kupić strój muszkietera dla Kota. Mogą to być mało istotne szczegóły dla najmłodszych, jednak starszy widz na pewno je zauważy.



Agata Siuta
Dziennik Teatralny Łódź
23 maja 2009
Spektakle
Kot w butach