Krwisty całun Cezara

Doskonale biała, ascetyczna przestrzeń, przywodząca na myśl salę operacyjną. To dobre skojarzenie, ponieważ Romeo Castelluci dokonuje na tekście Szekspira precyzyjnych, chirurgicznych cięć, po czym przetwarza go poprzez ciało. To niezwykle skonstruowany i nieprawdopodobnie zmysłowy spektakl, cały złożony z teatralnych znaków, niczym japoński teatr no.

Przedstawienie składa się z trzech części: w pierwszej Sergio Scarlatell, grający ...wskiego (nawiązanie do Stanisławskiego, jednego z najważniejszych twórców teatru i metody aktorskiej), podczas monologu wprowadza sobie do nosa sondę endoskopową, dzięki której na jednej z białych ścian możemy oglądać, gdzie i w jaki sposób rodzi się dźwięk. Widok drgających fal głosowych jest niezwykle cielesny i to anatomiczne pochodzenie słowa budzi skojarzenia z anatomicznym rodowodem człowieka.

W drugiej części pojawia się Juliusz Cezar (Gianni Blazzi), spowity w krwistoczerwoną szatę, która po scenie zabójstwa zmieni się w całun, a następnie – w kałużę rozlanej krwi. Cezar milczy. Nie ma już nic do powiedzenia. Za to jego ciało mówi – spotęgowane odgłosy kroków, szelestu ubrania, poruszeń ciała, dają wrażenie skondensowanego życia. Wtedy właśnie na białą scenę wprowadzany jest czarny koń: doskonale żywy, z każdym mięśniem widocznym pod drgającą nerwowo skórą, na której jeden z aktorów białą farbą napisze złowrogie MANE TEKEL FARES, policzone, zważone, podzielone. Napis ten, tak samo jak w Biblii zwiastował rychły upadek Babilonu i śmierć Baltazara, tak w spektaklu Castelluciego jest zapowiedzią śmierci Juliusza Cezara.

Scena morderstwa jest olśniewającą wizualnie stop-klatką; niezwykle plastyczną figurą pełną geometrii i mowy barw. Następnie Cezar spowijany jest w całun i wyciągany ze sceny pomiędzy widzami siedzącymi na podłodze. Cofająca się przed tą krwawą plamą, milcząca publiczność, to najbardziej wstrząsający widok, z jakim dane mi się było spotkać w teatrze w ciągu ostatnich kilku lat.

W trzeciej części spektaklu Marek Antoniusz wygłasza mowę pogrzebową Cezara, dając przy okazji świadectwo przyjaźni i miłości. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Dalmazio Massini, grający Marka Antoniusza, jest po zabiegu laryngektomii – usunięciu krtani, strun głosowych i nagłośni. To dlatego znaczenie słów wypowiadanych przez Marka Antoniusza, jest niemal nieuchwytne. To żywy dowód na to, jak niewiele znaczą słowa miłości, jak nędzna jest ich siła przebicia. A jednak – mimo tego okaleczenia – ciało aktora zdaje się mówić wyraźnie i jasno. Bez żadnych zakłóceń płynących z niuansów języka. Samo w sobie staje się znakiem nawołującym do powstania przeciwko Brutusowi.

Spektakl zamyka symboliczna scena gaśnięcia świateł wyznaczających pole gry. Jest to opowieść o władzy, którą uzyskuje się poprzez słowa. A słowa zawsze pochodzą z ciała.

Romeo Castelluci po raz drugi w swojej karierze zmierzył się z "Juliuszem Cezarem" Szekspira i przedstawienie, które pokazał na tegorocznym Festiwalu Szekspirowskim, jest jak gdyby kondensacją spektaklu z 1997 roku; kondensacją sprowadzoną do znaku.

"Juliusz Cezar. Fragmenty" (Giulio Cesare e l'ars retorica) reż. Romeo Castelluci - Societas Raffaello Sanzio (Włochy) - premiera: 27.03.2014 r.



Maja Margasińska
Dziennik Teatralny Warszawa
1 sierpnia 2016