Książę możny u Boga

Biblijne słowo "Shoah" znaczy katastrofa, klęska, zagłada. Od lat 40. XX wieku słowo to nabrało bardziej realnego, namacalnego znaczenia. Określa to, co u nas nazywa się Holocaustem.

Niezwykła, dramatyczna historia narodu Izraela, została w spektaklu Teatru Klinika sprowadzona do dwóch przeplatających się wątków – religii i zagłady. Wiara, tak ważna dla narodu żydowskiego, będąca jego siłą i nadzieją, jest osadzona w niewyobrażalnych realiach. Naród stojący na granicy zakłady, obdarty z godności. Jednocześnie naród wybrany. Izrael – „książę możny u Boga”.

Ta historia to miotanie się między wiarą a zwątpieniem, między żalem a nadzieją. Miotanie wyrażone krzykiem, ruchem, upadkami. Wykrzywione, zniekształcone biblijne motywy są chyba przenośnią zniekształcenia ówczesnej rzeczywistości. Bo to nie była normalna rzeczywistość. I nie ma tu normalnego Abrahama, normalnego Mojżesza. Są ich krzywe odbicia, ludzko złe. Odbrązowione. Jest Bóg, który zsyła zagładę. Głód, poniżenie, szukanie człowieczeństwa w odczłowieczonym świecie, walka z tym światem i z sobą samym. Katastrofa, klęska, zagłada. Shoah.

Teatr Klinika gra obrazem, dźwiękiem, ruchem. Spektakl jest plastyczny, a w swej plastyce dopracowany. Stroje, scenografia – fantastyczne. Tak jak gra światłem, dymem, ruchem i rytmem. Świetnie dobrana muzyka, i pokłon dla aktorów za jej współtworzenie na scenie. Wyśpiewywanie tradycyjnych pieśni, właściwie ich wyjękiwanie, wykrzykiwanie.

Bo dużo jest krzyku. Nadekspresja. A przecież tragedia nie musi być głośna. Często to cisza, rezygnacja, żal. Tutaj to przede wszystkim gniew i nachalnie głośna rozpacz. Może dlatego czegoś zabrakło. Przez to, że czegoś było za dużo. Szuranie, krzyk, upadki. Jęki i krew. Tupanie. Stukanie. Wejście w widownię. Zbyt głośne, zbyt nachalne, chyba trochę zbyt oczywiste.



Dorota Wójcik
Gazeta Festiwalowa Ars Cameralis
30 listopada 2009
Spektakle
Shoah