Kto jest gościem, a kto u siebie

Czy polska szkoła mogłaby nosić imię Mosze Wassersteina? Piątkowa premiera .Żyda" Artura Pałygi w reżyserii Witolda Mazurkiewicza daje odpowiedź.

Skąd jej babka, z tą swoją "śmieszną" gębą dorobiła się takiego mieszkania, z takimi kredensami... Nauczycielka, intelektualistka, równie sarkastyczna co sfrustrowana, zagłębia się we wspomnienia. A wtedy z szafy wypada trup. Każdy ma własnego.

Do "Żyda" podchodzi się ostrożnie, bo temat, wydawałoby się, już tak solidnie oklepany i ubity, że wszystko w zasadzie zostało powiedziane. Więc nie ma o czym rozmawiać? I tu czai się pułapka, bo milczenie na ten temat okazuje się chorobliwe. Nic nie zostało załatwione, młode pokolenia dziedziczą stosy trupów w szafie, a starsze wolą nie odpowiadać im na pytania. Akcja toczy się w prowincjonalnej szkole, nad stosem zeszytów siedzi pochylona prowincjonalna nauczycielka (świetna Brygida Turowska). Niemłoda, nieładna, w źle skrojonym tabaczkowym kostiumie. Nie może powstrzymać się od złośliwych uwag, gdy jej młodsza, śliczna i głupiutka koleżanka sypie angielskimi zwrotami. To, że ktoś

skończył anglistykę, nie oznacza przecież, że może kaleczyć polszczyznę, amy wPolsce jesteśmy właśnie...

I o tę Polskę i o prawa do niej rozpocznie się za parę chwil prawdopodobnie najgorsza awantura w dziejach szkoły. Dyrektor ogłasza nowinę: pewien bogaty Żyd wesprze finansowo podupadającą placówkę, ale w zamian chce, aby szkoła nosiła imię jego ojca, Mosze Wassersteina.

Ze sceny nie pada nic nowego. Nic, czego przeciętny Polak nie słyszy w toku setek rozmów, spotkań rodzinnych, rzuconych mimochodem żarcików. Nie ma mowy o krzywym zwierciadle, odwzorowanie wynosi 1:1 i w tym tkwi siła tego mało efektownego, ale szczerego spektaklu o polskim społeczeństwie. Czy ktoś w nim może powiedzieć, że ten problem wcale go nie dotyczy?

W pokoju nauczycielskim tworzą się kolejne sojusze i antysojusze w coraz nowszych konfiguracjach. Gdy awantura wre na całego, a wszystkie brudy zostały wywleczone, rozpaczliwie broni się już tylko jedna, ostatnia, młodziutka anglistka, która tamtych czasów nie pamięta, ale przede wszystkim to w ogóle jej nie obchodzą. Nic bardziej mylnego, bo historię dziedziczymy wszyscy.

"Żyd" nie pognębia jednak swojego widza, ciężkie tony równoważą te lżejsze, ale jasno wskazuje, że nawet słowa, których używamy rzadko, są niewinne.



Sylwia Hejno
Polska Kurier Lubelski
28 stycznia 2014
Spektakle
Żyd