Kto może żyć bez tego

Gdy usłyszałem, że jeden z najbardziej obiecujących twórców Teatru Polskiego Radia zamierza zrealizować słuchowisko pod tytułem "Moja Abba", wpadłem w konsternację. Jaka Abba? Czy ma to być uczta dla mitomanów szwedzkiej grupy, czy próba radiowego pop - musicalu? Wydawało mi się to trudne do ogarnięcia. Czułem jednak, że chodzić tu będzie o coś innego niż o muzyczną podróż w lata 70. Miałem w uszach ciągle głośną adaptację "Kartoteki" i najlepsze moim zdaniem słuchowisko roku 2010 - "Sex machine".

Spektakle Tomasza Mana, bo o nim tu mowa, można porównać do machiny radiowej, która wciąga słuchacza w podróż przez nieujarzmiony dźwięk i tworzy w naszych zasłuchanych głowach labirynt wyobraźni. „Cięcie”, „Crash Europe”, „Kartoteka” czy „Sex machine” to były konceptualne podróże w rejony, gdzie realizm zamieszkuje przestrzeń razem z oniryzmem. Radiowe sztuki tego autora odczytywałem piętrowo – z podszytym często uczuciem absurdu, grozy. „Moja Abba” to zupełnie inna opowieść niż te wcześniejsze. Najnowsze dziecko Mana to historia o pasji i lęku przed jej utratą. Przypomina mi się zrealizowane przed dziesięcioma laty ważne słuchowisko Davida Z. Mairovitza „Płyty na 78 obrotów”. Inspiracją i napędem do życia były dla głównego bohatera melodie z płyt gramofonowych. W zamiłowaniu tym znalazł ucieczkę przed samym sobą. U Mana ten temat powraca. „Moja Abba” to opowieść o tym, że człowiek potrzebuje sztuki jak powietrza. Potrzebuje swojej Abby.

Twórca zaprosił ponownie do współpracy wybitnego realizatora Andrzeja Brzoskę. Autorami oprawy muzycznej ponownie zostali Igor Gawlikowski i Marek Otwinowski, czyli Karbido. Miałem wrażenie, że wprzęgnięto mnie w tłok dźwięków, który powoli rozkręca się, dążąc niechybnie do zaskakującej puenty pod ogromnym ciśnieniem. Główna bohaterka, grana tu przez Justynę Szafran (urokliwy, debiutujący w radiu głos), marzy, aby pojechać do Sztokholmu na koncert Abby. Jednocześnie w splocie czasoprzestrzennym, tak drobiazgowo budowanym tu przez oprawę dźwiękową, poznajemy: losy jej córki, pragnącej zrobić karierę w telewizji (po raz kolejny nietuzinkowy głos Sandry Korzeniak), męża i zarazem ojca (Zbigniewa Zamachowskiego) i prezentera telewizyjnego, który zamienia się w młodzieńczą miłość głównej bohaterki (stały aktor Mana – Andrzej Chyra). Właściwie „Abba” wypływa tu bardzo oszczędnie. Twórcy zadbali, by nie było to słuchowisko muzyczne, od czasu do czasu przerywane wstawkami Abby. To Abba słyszana przez pragnienia głównej bohaterki, to muzyka, którą jest głęboko zakopana w toni dźwięków. Karbido zdeformowało ją nie po to, by wysunąć na plan pierwszy muzykę szwedzkiego zespołu, ale aby uruchomić aparat pasji, tego narkotyku, co nakręca szarą egzystencję głównej bohaterki. Bohater grany przez Chyrę mówi: „musimy im wjechać w głowę Abbą”. W tej „jeździe z Abbą” odkrywamy krok po kroku umysł kobiety, jej lęki, fobie i marzenia. Każdy spektakl Mana jest wejściem w głowę bohatera. Każdy jest wehikułem pewnej myśli przewodniej, idei, którą autor chce obronić w materii swojego dzieła. Materia słuchowiska jest osobliwa. Nie pierwszy raz przekonuję się, że teatr radiowy wchodzi do myśli głębiej niż jakikolwiek przekaz wizualny. Nie chodzi tu już o aspekt niewidzialności, interioryzacji słuchacza w hermetycznym splocie dźwięków. Radio odwołuje się do podświadomości w ten autentyczny i prosty sposób, jakim jest głos człowieka skierowany bezpośrednio do nas. Pomijam tu medium, jakim jest głośnik. Chodzi o doznanie estetyczne, tę erupcję liryczną, o której pisał jeden z ojców „słuchowiska” – Zenon Kosidowski. Po drugiej stronie głośnika jest c z ł o w i e k. Takim momentem lirycznym w „Abbie” staje się partia wokalna głównej bohaterki, która nuci przechodzące w pogłos: „Lay all your love on me”, „Does your mother know”, „The winner takes it all”, „I have a dream” aż po będące mottem jej życia, wybrzmiewające w finale słuchowiska: „Thank you for the music”. W „Kartotece” Man zjednał Bohatera i Chór. Pokazał, że umysł człowieka jest polifoniczny, niekonsekwentny i niebezpieczny. W „Sex machine” wprowadził medium, które personifikowało myśl jako instrument w relacjach z ludźmi. „Moja Abba” jest wejściem we wrażliwość człowieka. Z toni dźwięków dobiegają nas archiwalne nagrania występu Abby z warszawskiego studia S-2. Kto z nas nie przewijał tysiąc razy tej samej kasety magnetofonowej, by „dokopać” się do ulubionego utworu? Tutaj mamy żywą imitację tych zabiegów. Dopiero na końcu odkrywamy przyczajoną tragedię głównej bohaterki, która zamyka ją w przestrzeni tych melodii jak w odwiecznie mającym już lecieć do Sztokholmu feralnym szybowcu.

Co roku na festiwalu „Dwa Teatry” w Sopocie trzymam kciuki za słuchowiska Tomasza Mana. To nie wynika z takiej, a nie innej ślepo przyjętej zasady. Dla mnie trafiają w sedno idei teatru radia XXI wieku. W 2010 roku moim faworytem była „Kartoteka”, w którym niestereotypowo Man odczytał Różewicza. W 2011 roku ufałem, że to „Sex machine” otrzyma główną nagrodę festiwalu za dźwiękową podróż przez ludzką słabość i kompleksy w tak nowatorskim wykonaniu akustycznym. Żadne ze słuchowisk co prawda nie wygrało, ale każde obsypane zostało nagrodami. Man posiada niebanalną wyobraźnię. Przy wsparciu Karbido i Andrzeja Brzoski, bez których te słuchowiska w tym kształcie by nie powstały, stworzył on dla teatru radiowego nową jakość ujmowania rzeczywistości. Podróż przez „Cięcie”, „Kartotekę”, „Sex machine”, a w końcu poprzez „Moją Abbę” przypomina migotliwe muskanie rzeczywistości niczym ciałka ślimaka, które kurczy się na każdy najmniejszy dotyk. I co istotne, każda wykładnia tych radiowych światów jest motywowana tym, co ludzkie – samotnością, lękiem, miłością. Autor czyni to odważnie, wyznacza ścieżkę do ogarnięcia tej „sapiens machine” możliwie najbliżej prawdy. Prawdy ze środka. Przychodzi mi teraz na myśl, że melodia przepływającej krwi w żyłach, pulsującego serca i pracujących mięśni stworzyłaby metafizyczny spektakl radiowy, nie potrzebujący tak bardzo słów. Słuchowiska Mana idą za tropem wyznaczonym przez mistrza reżyserii radiowej, Zbigniewa Kopalki: „muzyka mówi, a słowa śpiewają”. Niech mottem tej sztuki staną się słowa z utworu Abby, wieńczące słuchowisko:
(…)
Dziękuję za muzykę, za piosenki, które śpiewam
Dziękuję za całą radość którą niosą
Kto może żyć bez tego, pytam z całą uczciwością
Czym życie by było? (…)



Janusz Łastowiecki
Dziennik Teatralny
28 listopada 2011
Spektakle
Moja ABBA