Kultura za murem bezpieczeństwa

Okupowana Palestyna przez długi czas nie była celem podróży polskich artystów. Zmienił to dopiero Rok Polski w Izraelu.

Lista projektów Instytutu Adama Mickiewicza zrealizowanych w Autonomii Palestyńskiej w ostatnich dwóch latach zajmuje ledwie dwie kartki. W porównaniu z programem zakończonego niedawno Roku Polskiego w Izraelu to tyle co nic: dwa koncerty polskiej muzyki w Betlejem, kilka projekcji polskich filmów w Ramalli i gościnne występy poznańskiego Teatru Biuro Podróży na Zachodnim Brzegu. I jeszcze projekt polskiej artystki wizualnej Joanny Rajkowskiej, która w ubiegłym roku niezależnie od IAM pracowała z młodzieżą w obozie dla uchodźców w Dżeninie.

A jednak były to wydarzenia nie mniej istotne niż polskie prezentacje w najważniejszych izraelskich teatrach, salach koncertowych i galeriach. Były nie tylko symbolicznym, ale realnym gestem solidarności wobec Palestyńczyków, którzy od czasu budowy muru bezpieczeństwa wokół Zachodniego Brzegu żyją w coraz większej izolacji.

Licząca blisko 500 km bariera, miejscami wysoka na osiem metrów, zatrzymała ataki terrorystów, lecz jednocześnie pozbawiła tysiące ludzi pracy i dostępu do życia kulturalnego. Tylko nieliczni mieszkańcy Zachodniego Brzegu mogą podróżować do Jerozolimy. Ale nawet tam arabskie życie kulturalne jest poddane ograniczeniom. W ostatnich latach policja izraelska kilkakrotnie zamykała Palestyński Teatr Narodowy we wschodniej Jerozolimie, ostatni raz w maju, tuż przed inauguracją międzynarodowego Festiwalu Literatury finansowanego przez British Council i UNESCO. Poszło o udział w imprezie przedstawicieli Autonomii Palestyńskiej, który potraktowano jako nielegalną działalność polityczną. W rezultacie uroczystość została przeniesiona do ogrodu Francuskiego Centrum Kultury, które ma status dyplomatyczny.

Przezwyciężyć lęk

Z powodu rygorów każdej wizycie twórców z zagranicy na Zachodnim Brzegu towarzyszy duże zainteresowanie. Trzeba było widzieć nabitą do ostatniego widza salę Domu Pokoju w Betlejem podczas ubiegłorocznego koncertu Zespołu Polskiego Marii Pomianowskiej, który grał mazurki Chopina na starych, ludowych instrumentach. Czy wypełnione widzami boisko sportowe w Ramalli, na którym latem tego roku wystąpił Teatr Biuro Podróży z Poznania.

Szczególne emocje towarzyszyły występom poznańskiego teatru, który przywiózł na Zachodni Brzeg słynny spektakl plenerowy "Carmen Funebre". To inspirowana relacjami uchodźców z Bośni opowieść o wojennym terrorze, który niszczy życie rodzin, wyzwala gwałt i przemoc, pozbawia dachu nad głową. - Byliśmy z "Carmen" w Bejrucie, Teheranie i w dzielnicach biedy w Brazylii. Ale nigdzie chyba nie odbierano spektaklu tak jak tutaj - mówił Paweł Szkotak, reżyser.

Scena, w której żołnierze niszczą symboliczny dom uchodźców i terroryzują mieszkańców, przywodziła publiczności na myśl palestyńskie domy równane z ziemią w Gazie w odwecie za zamachy terrorystyczne. A wysoka brama z metalu kojarzyła się z murem, który odciął Zachodni Brzeg od świata. Kiedy w finale aktorzy podłożyli pod nią ogień, publiczność zareagowała burzliwymi oklaskami.

- Czułem się częścią tego świata - mówił mi po przedstawieniu Nidal Khatib, aktor z Ramalli. Od lat jeździ po miastach i wioskach Zachodniego Brzegu z lalkowym przedstawieniem dla dzieci, w którym obok postaci ptaków i zwierząt pojawiają się motywy z palestyńskiej codzienności: żołnierze, punkty kontrolne i mur. Nidal pomaga dzieciom przezwyciężyć lęk przez śmiech. Sam tego potrzebuje: wielokrotnie był zatrzymywany na check pointach i rewidowany, a jego lalki - niszczone.

Zakazany teatr

Prowadzenie projektów kulturalnych w warunkach okupacji wymaga samozaparcia. Rok temu wojsko nie chciało przepuścić busa z polskimi muzykami jadącymi na koncert do Betlejem, choć samochód należał do polskiego przedstawicielstwa dyplomatycznego w Ramalli. Musieli jechać kilkadziesiąt kilometrów dalej na inne przejście, na którym kontrole nie są tak szczegółowe.

Problemy miał również poznański teatr. Występ w Hebronie przeniesiono do Betlejem z powodu napiętej sytuacji w mieście. W Qalqilyi poznańscy twórcy mieli zagrać na tle muru bezpieczeństwa, spektakl został jednak w ostatniej chwili odwołany z powodu starć między terrorystami z Hamasu a policją Fatahu (partii rządzącej w Autonomii).

Zamiast do Qalqilyi teatr ostatecznie pojechał do obozu uchodźców z Dżeninie. Tam boiska szkolnego, na którym występował, strzegło kilkunastu uzbrojonych w kałasznikowy policjantów Autonomii. - Dżenin to jedno z najbardziej konserwatywnych miast na Zachodnim Brzegu, tutejsi islamscy duchowni sprzeciwiają się jakimkolwiek formom prezentacji zachodniej kultury. Teatr jest dla nich "haraam" - zakazany. Obawialiśmy się, że może dojść do incydentów - tłumaczył jeden z organizatorów z palestyńskiego ministerstwa kultury.

Warto było jednak podjąć wyzwanie. - To było fenomenalne: nowoczesny teatr, jakiego nie można zobaczyć na co dzień w Nowym Jorku, w najbardziej konserwatywnym miejscu w Palestynie! Od 12 lat, od kiedy prowadzę tu teatr, nie pamiętam, aby ludzie klaskali tak długo - zachwycał się Juliano Mer Khamis, reżyser i dyrektor Teatru Wolności działającego w obozie dla uchodźców.

Jego zdaniem ważny był sam fakt występu zawodowego teatru z Europy przed zamkniętą, ortodoksyjną społecznością. Widzowie długo nie chcieli wracać do domów i dyskutowali o tym, co zobaczyli. O Śmierci na dwumetrowych szczudłach, która rozrzucała po ziemi ubrania ofiar, o płonącej bramie i o kobiecie terroryzowanej przez żołnierzy, którą ktoś porównał do Palestyny.

Kultura ponad podziałami

Paradoks polskich prezentacji na Zachodnim Brzegu polega na tym, że bez Roku Polskiego w Izraelu nie byłyby w ogóle możliwe. Teatr Biuro Podróży występował wcześniej w Tel Awiwie, zespół Pomianowskiej brał udział w festiwalu w Riszon Le-Zijon. Gdyby nie pomoc izraelskich instytucji, które współfinansowały ich przyjazd, obie grupy nie dotarłyby do Palestyny.

Tego faktu Instytut Adama Mickiewicza starał się nie nagłaśniać. Palestyńczycy nie chcą słyszeć o pomocy izraelskiej nawet w tak neutralnych kwestiach jak organizacja wydarzeń kulturalnych, bo to dowód na uzależnienie od Izraela. Z kolei w Izraelu współpraca z organizacjami palestyńskimi nadal budzi podejrzenia o popieranie terroryzmu. Polscy artyści zdołali przebić się przez ten mur nieufności. Podczas rutynowej kontroli na lotnisku Ben Gurion musieli jednak zataić pobyt na Zachodnim Brzegu, aby uniknąć wielogodzinnych rewizji i przesłuchań.

Jest jeszcze inny problem: Palestyńczycy oczekują od zagranicznych instytucji czegoś więcej niż tylko spektakli teatralnych i pomocy humanitarnej. Mówi Magda Mughrabi, Polka pracująca w palestyńskiej organizacji obrony praw człowieka: - Nie możemy narzekać, do Ramalli przyjeżdżają wybitni artyści i zespoły z całego świata. Ale na tym solidarność z Palestyńczykami nie powinna się kończyć. Artyści nie mogą wyręczyć polityków.

Rzeczywiście, most, który budują twórcy, działa tylko w jedną stronę - ze świata do Palestyny. W drugą stronę z powodu konfliktu i muru droga jest zamknięta. Paweł Szkotak: - Polska jest zbyt małym graczem w międzynarodowej polityce, aby realnie wpłynąć na sytuację Palestyńczyków i doprowadzić do uznania ich państwa. Jedyne, co możemy robić, to nie pozwolić, aby ludzie stąd czuli się izolowani i odtrąceni. To nasz gest solidarności.

Jak mówi Szkotak, każda inicjatywa w dziedzinie nauki, sportu czy kultury ma znaczenie polityczne, bo pomaga Palestyńczykom budować struktury państwa od dołu. Dlatego teatr zgodził się wystąpić na Zachodnim Brzegu za darmo.

Podobnie uważa Juliano Mer Khamis: - Społeczeństwo bez sztuki to społeczeństwo bez umiejętności komunikacji, pozbawione świadomości i refleksji. To sposób na wyrwanie się z izolacji. Z jednej strony wpycha nas w nią Izrael, z drugiej ksenofobiczni ortodoksi, którzy uważają, że zachodnia kultura zepsuje naszą młodzież. Bez kultury i sztuki nie ruszymy z miejsca.



Roman Pawłowski
Gazeta Wyborcza
12 grudnia 2009