Kwartet na lęki i gesty

Widzowie siedzą naprzeciwko siebie. Między nimi jest niewielka scena. Przypomina zaplecze w galerii handlowej, do którego prowadzą wymuszone wyrysowanymi strzałkami i oznaczone światełkami wejścia i wyjścia.

Wszystkie działania w tej, zdawałoby się neutralnej przestrzeni, najpierw są wymuszone wyznaczonymi drogami, a potem nadzorowane gęsto usytuowanymi kamerami monitoringu, śledzącymi skrupulatnie ruchy każdego w każdym zakamarku. Widzowie też śledzą to podskórne życie spoglądając na obrazy z kamer wyświetlane na dużym ekranie, na jednej ze ścian sceny. Można mieć dość dziwne poczucie, że znajdujemy się w neutralnej przestrzeni, więc niby bezpiecznej, ale jednocześnie bardzo nadzorowanej i podglądanej, więc może jednak w jakiś sposób zagrożonej? Jakby chciano nam zasugerować, że tylko pełna kontrola daje szansę na porządek i bezpieczeństwo.

Na dłuższe rozmowy pracownicy galerii schodzą na scenę w określonym rytmie i czasie. Rozmawiają podczas przerw w pracy, albo podczas ćwiczebnego alarmu, który tu dość często jest ogłaszany. Czwórka bohaterów przedstawienia ubrana jest w czarne pracownicze kombinezony. I choć nazywani są przez autorów spektaklu dość ogólnie, by nie powiedzieć anonimowo: Stary, Stara, Młody i Młoda, to dość szybko dają się poznać, jako postacie mające swoje odrębne historie, doświadczenia, poglądy, czy marzenia. Z kawałków rozmów, urywanych dialogów Artur Pałyga, autor sztuki, buduje zróżnicowane charaktery swoich bohaterów. Każdemu z nich Piotr Ratajczak, reżyser spektaklu, przydziela odrębne znaki i gesty. Z powtarzania, nakładania się tych gestów, z harmonizowania ich, tworzy się dzieło kwartetu. Jakby z sumy tych działań tworzyły się dodatkowe cechy postaci, takie jak emocjonalność czy energia, których nie da się wyrazić słowami. Rytmiczna powtarzalność gestów symbolizuje mechaniczność pracy.

Młoda (rozedrgana, znerwicowana, emocjonalna Ewa Kutynia) - jeszcze sprzed czasów 500+, pracuje całymi dniami i nie ma czasu na zajmowanie się małym dzieckiem, którym na co dzień opiekuje się jej matka. Młody (wyglądający na opanowanego Michał Rolnicki) pisze prace magisterską, ale nie wie co ma w życiu robić. Nie potrafi pogodzić rytmu otaczającej go rzeczywistości z własnym rytmem życia. Stara (spokojna, opanowana, chyba rozgoryczona Bogumiła Murzyńska) jest bardzo religijną, głęboko wierzącą osobą. Nie potrafi przyjąć do wiadomości tego, że jej syn właśnie się rozwodzi. Próbuje go zrozumieć, usprawiedliwić. "A jakby przetrwali, to by znów dobrze było. I dla dzieci lepiej i dla wszystkich. Już lepiej niech się zdradzają, oszukują, kłamią, bo to mniejsze zło. Tak uważam. Mam poglądy, patrz. Jakie to jest przyjemne, mieć poglądy" - mówi. Stary (nieufny z zasady i zgryźliwy Andrzej Dopierała), wszędzie widzi spiski, ale choć zdaje mu się, że zna odpowiedzi na wszelkie wypadki, to nie potrafi sam sobie postawić diagnozy. Każdy z czterech aktorów kwartetu prowadzi przede wszystkim własny motyw. Powtarza go, modyfikuje.

W zasadzie żaden z motywów nie staje się tematem wiodącym dopóki nie pada określenie wypowiedziane przez Starego "Muzułmany. Przerażają mnie muzułmany", ale i "Jedyne na czym chcę się skupić to muzułmany. Jedyne na czym umiem się skupić to muzułmany". Im dłużej o owych "muzułmanach" mowa, tym bardziej jasne staje się to, że nie chodzi o wyznawców Allaha, ale o samych bohaterów, którzy coraz bardzie sami czują się tak jakby byli owymi "muzułmanami". Tymi, którzy są od niewdzięcznej pracy, którzy żyją w lękach, depresjach, są źle wynagradzani i egzystują pod progiem wszelkiej wymaganej przyzwoitości. A jednocześnie czują się sterowani strachem. Zewnętrznym i wewnętrznym. Granica coraz bardziej się zaciera. Jeśli bohaterowie czują się sterowani strachem, to naturalnym staje się odruch obronny, czyli lęk. Owo metaforyczne rozumienie "muzułmaństwa" zderza się z cytatami z Oriany Fallaci, zastanawiającej się nad tym jakie lęki wywołać może zderzenie Zachodu z kulturą i religią muzułmańską. Cytaty z książki Fallaci czytane przez Starego i Młodą brzmią tak, jakby były wyobcowane w tej sztuce. Temat muzułmaństwa zaistniał i wybrzmiał niezależnie od Fallaci. Inaczej. Może bardziej emocjonalnie, ale jednocześnie stereotypowo.

Artur Pałyga pisząc "Muzułmanów" nadał mu pierwotnie tytuł Wściekłość od tytułu książki, która miała stać się inspiracją dla nowej sztuki. Kolejne próby czytane wyznaczyły jednak inny kierunek. Nie Oriana Fallaci, nie Galeria Katowice (w której początkowo planowano wystawić spektakl), a po prostu Scena Kameralna Teatru Śląskiego. Ta ewolucja wydaje się znamienna. Mogę sobie wyobrazić to, że autor pisząc sztukę próbował dotrzeć do takich emocji, które w momencie premiery wydawały się być bardzo żywe, mogły prowokować do dyskusji. Po półrocznym graniu przedstawienia, być może w wyniku bardzo zdyscyplinowanej reżyserii Piotra Ratajczaka, odnieść można wrażenie, że to co miało być pierwotnie buntem stało się po czasie kolejną stabilizacją.



Andrzej Lis
e-teatr.pl
7 grudnia 2017
Spektakle
Muzułmany