La, la, la, tralala to oni w tył głowy strzelali

Pewnym kluczem do zrozumienia tekstu "Burmistrza" może być fragment didaskaliów poświęcony burmistrzom świata. Pewnym pomysłem na uniweraslizację przekazu mógłby być komentarz reżyserki dedykowany rzeczywistości najbliższej. Pewnym zamknięciem z okazji jubileuszu 35-lecia pracy artystycznej Ewy Ignaczak mógłby być spektakl zaskakujący formalnie. Tego wszystkiego zabrakło, co spowodowalo, że uwypuklona została literackość tekstu dramatycznego i widz wyszedł z pewnym niedosytem. Przepracowany w teatrze problem odkupienia win, niestety nie poruszył.

Ewa Ignaczak, jedna z najbardziej pracowitych i uznanych demonstratorek teatru poza głównym nurtem w Trójmieście, pozwoliła sobie na zilustrowanie pogrobowej rzeczywistości niepamięci narodu polskiego. Szczególna sytuacja wyrugowania z pamięci zbiorowej zła, jakiego dokonano na żydowskich mieszkańcach pewnej nieokreślonej miejscowości, stała się kanwą dla autorki tekstu do rozważań nad społecznymi schematami zachowań. Historyczna prawda minęła się z prawdą wyznawaną. Poprawność plemienna zdominowała poprawność polityczną i racje zamordowanych. Skutki utrzymywania status quo, budowanego narodową histerią o byciu wyłącznie ofiarą, doprowadziły do konfrontacji, w wyniku czego ponownie "wdeptano" w ziemię tych, co domagali się odkupienia win i rozliczenia traum.

"Burmistrz" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk w sposób przewidywalny odsłania nierzeczywisty świat lęków, sycących się "utraconą", tragiczną przeszłością, która dla wszystkich, mimo upływu czasu, stanowi barierę trudną do przejścia. Przywoływanie pamięci o bestialsko zamordowanych przez Polaków członkach społeczności żydowskiej pozostaje w rażacej sprzeczności wobec wyznawanej wiary w nadzwyczajność oraz nieomylność naszego narodu. Nic tak nie syci próżności, jak złote cielce ignorancji i nierolerancji. Nic tak nie krzepi słabych, jak prymitywny bełkot słabszych od nich. W tych okolicznościach trudnych, choć banalnie oczywistych dla zadowolonych z siebie, nie są słyszalne głosy dyskusyjnych apologetów prawdy. Nieoczywistymi (bo niezrozumiałe są ich role sprawiedliwych) są Burmistrz Przed czy Miss Piękności. Niemiec na Pokucie jest poza dwoma zbiorami "konfliktu". Utrzymują go "przy życiu" osobiste poczucie winy za wojenne zbrodnie ojca oraz wybrane struktury historyczne hodowane przez strażników racji. Zatem winnymi zbrodni przeciw ludzkości i poszczególnym narodom są Niemcy. Kolaboracja z nimi, jawne okazywanie strachu wyrażane aktami nienawiści, demonstracyjne zakłamywanie faktów, nie stanowią pola dyskusji w zamkniętej społeczności masowych bohaterów.

"Tu czaszeczki I kosteczki Porzucone A tam mięso Na talerzu Nie zjedzone Ciepła woda Prosto z kranu Ameryka A ta panna Coś kapryśna I ma bzika". Wątek amerykańskiej spuścizny ofiar Holokaustu, powojennych traum, pamięci o zakrwiawionej ziemi, na której pozostały nieuszanowane szczątki przodków i bliskich, zostal pominięty przez reżyserkę. Miss z Ameryki w TGG zostaje "wchłonięta" przez "ideę" Matki Boskiej (w obu rolach najciekawsza w spektaklu Małgorzata Polakowska), która staje w obronie pomordowanych. Miss rozumie niezawinione cierpienie Niemca na Pokucie, przyznaje się też do błędnego odczytania natury społeczności miasteczka, w jakim się znalazła. Zrozumiała, że ich butny strach nosi znamiona nierozliczonych krzywd. No i właśnie w tej kwestii zabrakło mi komentarza odreżyserskiego. Dzisiaj, kiedy nie słabną protesty amerykańskich, szczególnie nowojorskich Żydów w kwestii przemilczania historii przez Polaków, a nawet tworzenia nowej wersji prawdy historycznej. Dziś, gdy spodziewamy się masowego wprowadzenia koncepcji nowej polityki historycznej, posiadającej znamiona myślenia patriotycznego - warto budzić z uśpienia tych, którzy nie chcą mieć własnego zdania. To właśnie o nich biją się politycy i manipulatorzy. To właśnie ludzie bezkontekstowi i bezrefleksyjni robili "ćwiczenia" na Niemcu na Pokucie, to właśnie oni kultywowali śpiewnie przekaz o jednonarodowej odpowiedzialności za zbrodnie wojenne.

Burmistrz Przed mógłby stanowić przykład ofiary zbiorowego układu społecznego, bo ostatecznie ginie przygnieciony Pomnikiem, symbolem trwałości zmowy milczenia i kultu pożądanej prawdy. Jednak jego początkowa postawa nieporadnego strażnika miasteczka zbudowanego na szczątkach pomordowanych kłóci się z ostatecznym poświęceniem. Reżyserka wprowadziła do spektaklu postać komentatora/wodzireja, łączącego wypowiedzi burmistrzów i zbiorowości miasteczka. Być może on właśnie odebrał Burmistrzowi pewną autonomię, choć może dosadniej wpisał go w "naganną" sprawczość Losu?

Premierowa publiczność, jak się wydawało, ze zrozumieniem i wysoko oceniła propozycję TGG. Nawet prezydent Wojciech Szczurek, obecny chyba po raz pierwszy w murach teatru na stacji, wydawał się być zadowolonym widzem. Zastanawiało mnie, na ile obecność gdyńskiego strażnika sytuacji, który wystawił sobie już pomnik wdzięczności za każdy pomruk, badanie profilaktyczne, niszczenie pamięci o właścicielach parceli miejskich, etc - mogło wzmocnić przekaz, a na ile wpisało się to w prześmiewczy cynizm Fatum.



Katarzyna Wysocka
Gazeta Świętojańska
7 lutego 2017
Spektakle
Burmistrz
Portrety
Ewa Ignaczak