Ladacznice czy skarby narodowe?

Marek Karol: Miałaś okazję poznać Kalinę Jędrusik?

Katarzyna Figura: Niestety, nigdy się nie spotkałyśmy, ale od dziecięcych lat ta kobieta była we mnie. Zawsze widziałam w niej jakiś wehikuł czasu, artystyczny futuryzm, przewidywanie tego, co dopiero będzie. Postrzegam ją jako kobietę uwięzioną w nie swoich czasach, nieprzystającą do nich. Na wskroś nowoczesną. Paradoksalnie jednak Kalina niosła artystyczny bagaż jeszcze sprzed wojny i z chęcią po niego sięgała.

A teraz jest w tobie Kalina?

- Staram się nią być, naturalnie na potrzeby naszego spektaklu. Czuję, że mamy wiele wspólnego. To coś biologicznego, bliskiego, a nawet metafizycznego. Coś więcej niż po prostu utożsamienie.

Uważam, że tylko ty możesz zagrać w monodramie Kalinę.

- Dokładnie to samo powiedziała mi Krystyna Janda. Z jednej strony łaskocze to moją próżność, ale z drugiej stanowi wielkie wyzwanie. Rosną oczekiwania publiczności, która chce zobaczyć Jędrusik "jak żywą", a może "nową Figurę"? Nie pierwszy raz w moim życiu wystawiam się na pożarcie. Nie potrafię inaczej. Widz jest dla mnie najważniejszy, ale nie chcę niczego zrobić pod publiczkę. Kładę na szalę wszystko. To bardzo w moim i w kalinowym stylu.

Marilyn Monroe miała podobnie. Łączą was sylwetki, głosy i seksapil...

- Nie mnie oceniać. Na pewno łączy nas jeszcze jedno: jakaś niesamowita wewnętrzna energia, przemożna potrzeba bycia aktorką, która przekracza granice dosłownie i w przenośni. Już w szkole teatralnej miałam plan - pragnęłam podbić aktorstwem cały świat. Tak jak Kalina... Na ile mogłyśmy, próbowałyśmy rozbijać ściany systemu. Chciałyśmy zaistnieć w świecie. Dla polskich artystów to ciężkie zadanie, szczególnie w tamtych czasach, gdy wielu myślało, że Polska leży w Rosji. Ja próbowałam swoich sił m.in. w Hiszpanii, we Francji, w Stanach. Zagrałam w wielu filmach, ale wielkiej kariery na świecie nie zrobiłam.

To twoja życiowa porażka?

- Nie do końca. I na pewno nie życiowa. Miałam marzenie, które pchało mnie wciąż do przodu. Ambitny plan, który pragnęłam zrealizować i który wciąż mnie rozwija. To jak nieprzerwany proces twórczy, który przeprowadzam na swoim organizmie. Myślę, że spotkania i praca z wielkimi osobowościami kina i teatru, reżyserami, aktorami były moim sukcesem, nawet jeśli na tej drodze pojawiały się trudności i niespełnienia. Tamte lata ogromnie mnie wzbogaciły. Kiedy za granicą czułam się źle, zawsze sięgałam po książkę o Romanie Polańskim. To, przez co on przeszedł, było nieporównywalne z moimi problemami. Myślałam wtedy, że skoro facet żyje i dalej tworzy wspaniałe rzeczy, to ja nie mogę się poddać, po prostu nie ma takiej możliwości. Roman ma jakąś wewnętrzną siłę, która nie pozwala mu się starzeć i pozostać w tyle; niewyczerpaną ciekawość ludzi i świata, niegasnącą wiarę, że za chwilę może stać się coś nowego i zadziwiającego. Jakby podpisał pakt z Mefisto.

Też taki zawarłaś?

- Dziękuję za ten komplement. Cały czas próbuję rozniecać płomień. Chociaż wiele spraw i ludzi próbuje go zgasić. Nie zamierzam się jednak poddawać.

Kiedy Kalina straciła siłę do życia?

- To się odbywało etapami. Ona upadała co najmniej kilka razy. Najpierw straciła nienarodzone dziecko. W konsekwencji, po zabiegu histerektomii, utraciła też swoją kobiecość. Ale nie pokazała tego na zewnątrz. Właściwie nikt się nie zorientował. Musiała stworzyć siebie na nowo. I zrobiła to na własnych zgliszczach, śpiewając "Bo we mnie jest seks". Kolejny moment to sławetny krzyżyk na dekolcie, pokazany w telewizji publicznej podczas koncertu barbórkowego, co doprowadziło do szału Gomułkę. Kalina miała po tym zdarzeniu embargo na występowanie w telewizji, filmie i na scenie. Dla niej była to artystyczna śmierć.

Odczułaś kiedyś "embargo na Figurę"?

- Na pewno nie w takim samym stopniu. Na początku lat 90., kiedy wyjeżdżałam, najpierw do Paryża, a potem do Hollywood, nie dla publiczności, ale dla polskich reżyserów tak jakbym przestała istnieć. W tamtych czasach tylko Andrzej Kondratiuk widział mnie w swoich filmach i dzięki niemu stworzyłam kreacje, które sobie bardzo cenię. Musiałam poczekać kilka lat, do drugiej połowy lat 90., żeby wspaniali twórcy, jak Machulski, Stuhr, Piwowarski, Koterski i Zaorski, wrócili do pracy ze mną.

Czy masz świadomość, że w facetach z mojego pokolenia to ty rozbudziłaś męskość? Trzy dekady wcześniej odpowiadała za to Kalina Jędrusik.

- I co ja mam na to powiedzieć? Czy to nie ty przypadkiem pisałeś do mnie listy po "Kingsajzie"? Otrzymywałam ich sporo. Wszystkie w stylu: "Chciałbym być twoim krasnoludkiem" (śmiech).

Nie miałem aż tyle śmiałości. W tym filmie jesteś archetypem kobiety. Długie lata chorobliwie zazdrościłem Jackowi Chmielnikowi.

- Wywierasz na mnie coraz większą presję...

Jesteś do niej przyzwyczajona. W końcu wizerunek seksbomby zaważył na twojej karierze.

- Z podobnymi demonami zmagały się także Marilyn Monroe, Brigitte Bardot, Sophia Loren, Claudia Cardinale, Gina Lollobrigida i... Kalina Jędrusik. Trochę nas jest (śmiech). Kiedyś pewien reżyser powiedział mi: "Gdybyś żyła w latach 60., byłabyś największą gwiazdą kina". Seksbomba to fantastyczne pojęcie, ale właśnie z lat 60. Dziś już mocno wyświechtane i zdewaluowane, wręcz staroświeckie.

A Monica Bellucci?

- To wyjątek. Kobieta z tego samego pnia. Fantastyczne kształty i uroda z tamtych lat. A także niebywała siła oddziaływania. Stuprocentowe uosobienie kobiecości.

W powszechnej świadomości jesteś przede wszystkim Figurą, a dopiero potem aktorką. Tak jak Kalina, sama często jesteś postrzegana o wiele silniej niż postacie, które grasz.

- Coś w tym jest. Pytanie brzmi, czy to ja wytworzyłam takie postrzeganie mojej osoby, czy jest to raczej efekt wyobraźni innych. Jeśli istnieje coś takiego jak zbiorowa wyobraźnia, to można powiedzieć, że i ja, i Kalina jesteśmy jej wytworem.

Bo najpierw publiczność widzi biust?

- Może... Kalinę bardzo to naznaczyło i nie do końca sobie z tym poradziła.

Á propos "tworzenia siebie"... O twoich modłach do Boga o większe piersi krążą legendy.

- Ciężko w to uwierzyć, ale w wieku 17 lat silną modlitwą uruchomiłam jakąś reakcję organizmu, dzięki której gwałtownie stałam się kobietą. I nie da się ukryć, że w moim przypadku Bóg był bardzo hojny (śmiech).

W Internecie jest strona, na której podliczono filmowe sceny rozbierane z udziałem polskich aktorek. Zgadnij, które miejsce ci przypadło.

- No które?

Jesteś na podium. Tylko Maria Probosz cię pokonała. Według wspomnianego źródła można cię zobaczyć w 36 rozbieranych scenach. Brązowy medal przypadł Grażynie Szapołowskiej.

- Internet trywializuje i podaje mnóstwo dziwnych informacji i opinii... Mnie one nie interesują.

Dziś wyszłaś już z szuflady z napisem "seksbomba".

- Przy wykorzystaniu całego zmysłowego arsenału kobiecości poprzez postać Kaliny opowiem historię życia kobiety wyjątkowej, niezwykłej artystki, która miała odwagę być sobą wbrew wszystkiemu. Ja też taka jestem. Ten spektakl jest dla mnie przełomowy.

I ciebie, i Kalinę traktuje się w Polscejak ladacznice, a jednocześnie skarbynarodowe.

- To paradoks. Widzowie nas łakną, a jednocześnie odrzucają. W "Śmierci i dziewczynie" Elfriede Jelinek Marilyn mówi bardzo bolesne i prawdziwe zdanie: "To ze mnie czerpano pełnymi garściami, nikt się nie krępował".

Zauważyłem, że i ty, i Kalina macie nazwiska z kluczem.

- (Śmiech) Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale bardzo mi się podoba twoje skojarzenie. Jędrna Figura?

Czy w sztuce podejmujecie wątki homoseksualne? Chodzi mi o relacje Kaliny z kobietami, u których miała ponoć wielkie powodzenie.

- Nie ma tego w naszym przedstawieniu. Ale cały spektakl jest przesycony kobiecą energią.

Miałabyś ochotę na Kalinę?

- Cały czas mam (śmiech). Przeprowadzam ją przez mapę swojego ciała.

A nie wydaje ci się, że jest w niej coś odstręczającego, obślizgłego?

- Małgorzata Głuchowska, która reżyseruje ten spektakl, podpowiada mi czasem: "Wiesz, ona jest tutaj jak taki mały wąż, taka Świtezianka albo Wampirella". Muszę coś takiego w sobie znaleźć. To jest dla mnie wyzwanie aktorskie, bo ja jestem inna.

Kiedyś powiedziałaś: "Dla sztuki, jeśliw coś uwierzę, jestem w stanie zrobić wszystko".

- Mogę dodać: "więcej niż wszystko".

Kto w Polsce ma zadatki na nową Kalinę lub młodą Figurę?

- Nie wiem. Michał Kwieciński powiedział mi kiedyś: "Od lat szukam nowej Figury i nie mogę jej znaleźć".

To smutne. Przecież ktoś powinien przenosić archetyp kobiecości w nowe czasy i rozbudzać mężczyzn w kolejnych pokoleniach młodych chłopców.

- A ty znowu z tym rozbudzaniem... Przez całe życie byłam bardzo odważna artystycznie. Dziś, wcielając się w postać kontrowersyjnej Kaliny, daję na to kolejny dowód.

Nie mogę tego ocenić, bo to mój - nomen omen - pierwszy raz z tobą.

- Jestem ciekawa, co by o naszej rozmowie pomyślała Kalina Jędrusik...

Mnie ciekawi, jak odpowiadałaby na te same pytania.

- To proste. Kalina byłaby mną. A ja w jej czasach byłabym nią.



Marek Karol
Przekrój
19 czerwca 2013
Portrety
Katarzyna Figura