Lailonia - kraina dla małych czy dużych?

Przyznam się szczerze, że idąc do Tetru Kana ciekawa byłam spektaklu naszych szczecińskich aktorów. W tym momencie mogę z czystym sumieniem napisać, że kolejny raz pokazali klasę. Przedstawienie, pt. "Lailonia", wyreżyserowane przez Mateusza Przyłęckiego, jest to kontaminacja kilku bajek Leszka Kołakowskiego.

Na samym początku spektaklu szóstka aktorów siedziała na krzesłach ubrana na czarno, wpatrując się w sufit. Nagle jeden z nich poderwał się z krzesła, wziął mikrofon ze statywem i postawił go na środku sceny. I w tym właśnie momencie zaczyna się cała zabawa – kompilacji pięciu z „13 bajek z królestwa Lailonii dla dużych i małych” L. Kołakowskiego.

Na środku sceny stał bóg Maior (Darek Mikuła) i wygłaszał rozporządzenia, które brzmiały następująco: „Trzeba wiedzieć, że to wszystko, co dla ludzi znajduje się na dole, dla boga znajduje się na górze - i odwrotnie - to, co dla ludzi znajduje się na górze dla boga jest na dole. Kto by przeczył temu, że u boga wszystko jest na dole, co dla ludzi znajduje się na górze - i odwrotnie, zostaje wtrącony do piekła. Kto uznaje poprzednie prawo, pójdzie do nieba. Kto się nie pomylił na ziemi, ten się nie może pomylić po śmierci, a kto się na ziemi pomylił, ten po śmierci nie może się już poprawić.” 

Poczym bóg Maior wrócił na swoje miejsce i kazał wyjść na scenę dwóm braciom Obiemu i Ubiemu. Na początku żyli oni zgodnie z zasadami boga, jednak pewnego dnia Obi zbuntował się przeciw nim i mimo prośb brata, aby się poprawił, dalej drążył swoje poglądy, aż w końcu umarł i trafił do piekła. Ubi z tęsknoty za bratem także umarł, ale trafił do nieba, w którym wszyscy byli szczęśliwi, lecz tylko pozornie. Ubi rozporządził bunt w niebie i bóg abdykował i nastąpił chaos. A Niebo pomieszało się z piekłem.

Kolejne bajki to „Opowiadanie o zabawkach dla dzieci”, „Piękna twarz”, „Jak Gyom został starszym panem”, „O sławnym człowieku”, one wszystkie są podszyte ironią i w niezwykły sposób przekazują morał. 

Widowisko te daje nam wiele do myślenia. Po wyjściu z teatru można zadać sobie pytanie: jakie jest nasze życie? Czego tak naprawdę chcemy? Czy to do czego cały czas dążymy, jest na pewno tym, co sprawia nam przyjemność?

Przedstawienie te po części utrzymane było w konwencji teatru w teatrze. Aktorzy cały czas podkreślali, w jakim miejscu się znajdowaliśmy poprzez m.in. rozmowę z widownią, przywoływanie realiów szczecińskich, a także słyszeliśmy rozmowy artystów zza kulis, a nawet bezpośrednio w pewnym momencie podczas kłótni padły słowa: „no co ty poważna jesteś! Jesz popcorn w teatrze?”. Oglądając sztukę miało się wrażenie, że aktorzy nie grają, tylko dobrze się bawią, ich zachowanie było bardzo spontaniczne, a ich potyczki słowne sprawiały, że wszystko wydawało się bardzo realne i komiczne zarazem. 

Reżyser w niebanalny sposób poruszył problemy ludzi, którzy cały czas dążą do poprawy swojego losu. Chcą odnaleźć swoje szczęście poprzez zdobycie lepszej pracy czy sławy. Jednak ich wysiłki spełzają na niczym, gdyż więcej tracą, niż zyskują.

Trzeba przyznać, że aktorzy zagrali swoje postacie pierwszorzędnie, widać było, że Mateusz Przyłęcki dokładnie przemyślał każdą postać. Żadna z nich nie była anonimowa a wręcz przeciwnie wyrazista i chętna zaistnienia, wybicia się z tłumu.  

Natomiast cała scenografia składała się praktycznie tylko z krzeseł i czarnego tła, mimo to widzowie bez problemu potrafili odczytać intencje reżysera.

Cały spektakl zakończył się wątkiem walki w Lailonii, gdzie duzi jak i mali mieszkańcy kłócili się o nazwę swej krainy. Z pomocą przybył im średni mieszkaniec, który nie pasował ani do dużych, ani do małych, jednak chciał on zażegnać spór między nimi. Zwołał zebranie, na którym wszyscy zwrócili się przeciwko niemu, ale za to nastąpił pokój. Niestety średni mieszkaniec został wtrącony do więzienia i zmarł. Natomiast zawieszenie broni było tylko chwilowe i znowu nastąpiły kłótnie, mieszkańcy chcieli poradzić się średniego, jednak on już dawno nie żył. Postanowili, więc postąpić zgodnie z radą, którą powierzył im wcześniej. A mianowicie kazał im wszystkim czekać na Anioła, który wskaże, kto miał rację. I tak aktorzy zastygli na swych krzesłach, wpatrując się w górę. Scena ta stała się klamrą przedstawienia, a w tle słychać było jedną z najpiękniejszych piosenek świata "What a Wonderful World" Amstronga. I właśnie tą myślą zakończony został spektakl.

Reżyser przez swoje dzieło chciał przypomnieć nam, co tak naprawdę ważne jest w życiu, a także przestrzec, żebyśmy o tym nie zapominali, ponieważ poprzez nasz pośpiech, chęć zysku, przeżywamy życie nie żyjąc.



Maria Paulina Piorkowska
Dziennik Teatralny Szczecin
6 listopada 2009
Spektakle
Lailonia