„Lear" - brutalne arcydzieło scalające klasykę z nowoczesnością w jedność

Teatr Nowy w Poznaniu przedstawiając, po niespełna ćwierćwieczu, spektakl pt. „Lear" udowodnił, że nie boi się wyzwań i eksperymentów. Wystawianie bowiem na deskach teatru dzieła na motywach tragedii Szekspira, tekstach Rodriga Garcii, Johanna Wolfganga von Goethego, kantat Johanna Sebastiana Bach oraz twórczości Elfriede Jelinek i Gerharda Sholema samo w sobie stanowi wielką próbę.

„Lear" jest jednak wyzwaniem nie tylko dla reżysera, czy też osób zaangażowanych. w tworzenie tej sztuki, lecz także (a może i głównie) dla widowni. Adresatem dramatu jest bowiem człowiek dojrzały, dobrze zaznajomiony z twórczością Szekspira, Garcii, a także świadomy historii literatury, będący równocześnie widzem w pełni zaangażowanym.

W spektaklu tym aktorzy prowadzący wysublimowany flirt z widzem są jedynie narzędziem. Uchylając drzwi do krainy wyobraźni, wprowadzają widza w świat symboliki. W świat, w którym nic nie jest dosłowne, a wulgaryzm i brutalność łączą się z wysublimowanym pięknem i elegancją. Świat, który zdaje się być zarazem apokaliptyczną wersją schyłku cywilizacji – zdehumanizowanej, zdegradowanej i obdartej z godności, a przy tym wciąż walczącej o resztki chwały.

Językowy weryzm uderza już od pierwszych słów wypowiadanych przez Błazna (Antonina Choroszy). Temat podjęty w dramacie, a także językowe środki wyrazu pozwalają doświadczyć pełnię szekspirowskiego, jakże charakterystycznego stylu. Śmierć, gnicie, szaleństwo, a wręcz obłęd, żądza władzy, intryga, miłość, kłamstwo i nienawiść, a wszystko to przyozdobione okrutnością, walką z Francją i słabością. Słabością, z jaką liczyć się musi każdy śmiertelnik, a mianowicie z wpływem przemijającego czasu na ludzkie ciało i umysł w sferze mikro oraz upadkiem człowieczeństwa w sferze makro.

Jak wiele człowiek zrobi dla pieniędzy? Do czego posunie się dziecko, by przejąć królestwo ojca? Czym jest miłość i wdzięczność w obliczu bogactwa i władzy? „Lear" nie udziela odpowiedzi na żadne pytanie. Obnaża natomiast mroczną stronę człowieczej natury, stawiając istotę ludzką w hierarchii niżej, niż zwierzę. To „płacz człowieka niczego nie porusza". W przeciwieństwie do płaczu zwierzęcia. Co więcej spektakl ten przypomina, iż „wyjścia nie ma". Współczesny człowiek znalazł się w punkcie bez odwrotu.

Reżyser Jędrzej Piaskowski postanowił wprowadzić wiele różnorodnych elementów audiowizualnych, które zdecydowanie pozytywnie wpłynęły na całą formę przedstawienia, łącząc tym samym w mistrzowski sposób klasykę z nowoczesnością. Podkreślił on tym samym swój własny, coraz bardziej charakterystyczny styl. Szczególną rolę odegrała znakomita gra świateł przygotowana przez Paulinę Góral, która wprowadzała widza raz w świat mrocznego niepokoju, raz w nieznośnie oślepiającą biel wzmacnianą blaskiem stroboskopu.

Na uwagę zasługuje także wykorzystanie pełni możliwości audiowizualnych oraz kostiumy i scenografia opracowane przez Justynę Elminowską, będące kwintesencją symboliki zawartej w całym dramacie. Rekwizyty z jednej strony z epoki elżbietańskiej, a z drugiej z ery XX-wiecznego plastiku i surowej sterylności, pozwalały na przenikanie się współczesności z przeszłością, tworząc przy tym harmonijną całość złożoną, jakby się mogło wydawać, z samych sprzeczności. Cały spektakl oparty jest bowiem na futurystycznej wizji przyszłości, leżącej gdzieś na zgliszczach przeszłości.

Zastanowić się jednak należy nad istotą wprowadzania wulgaryzmów na deski teatru. Czy aby na pewno prymitywne „wszystko poszło się jebać" zasługuje na miejsce obok wysublimowanych porównań mistrzów? Czy nie lepiej byłoby raczyć widownię określeniem człowieka „marnym iksem, nic nieznaczącą literą", niż posługiwać się wyrażeniami z rynsztoka? O ile pozostałe, zdawać by się mogło, kontrowersyjne środki wyrazu jak np. pełna nagość, brutalizm, są jak najbardziej uzasadnione, tak wulgaryzacja języka w mej ocenie jest raczej zbędna.

„Lear" to zdecydowany sukces zarówno Jędrzeja Piaskowskiego, jak i samych aktorów. Na ogromne uznanie zasługują przede wszystkim wykreowane postacie odgrywane przez Aleksandra Machalicę (Lear), Pawła Hadyńskiego (Lear II, J.S.Bach), Antoninę Choroszy (Błazen) oraz Nikodema Kasprowicza (Edmund). Emocje docierające ze sceny do widza w niektórych momentach są wręcz ciężkie do zniesienia - chociażby irytujące wrzaski Leara połączone z trzeszczącymi mikrofonami.

Zdecydowanie poprzez wzburzenie, czy szok, odbiorca może przeżyć prawdziwe katharsis, o ile przychodzi na spektakl w celu pobudzenia swej duszy. Podkreślić jednak po raz kolejny należy, iż dla prawidłowego odbioru sztuki konieczna jest odpowiednia podstawa zarówno historyczna, jak i literacka. Bez niej bowiem „Lear" będzie jedynie werystyczną zagadką, pełną niezrozumiałych symboli, turpistycznych opisów i oślepiającego światła stroboskopów. Mimo tego, dramat ten powinien zostać uznany za brutalne arcydzieło scalające klasykę z nowoczesnością w jedność, budując tym samym wizję przyszłości na zgliszczach przeszłości. Przyszłość, która przeraża, lecz która wciąż spoczywa w ludzkich rękach.



Dominika Błaszak
Dziennik Teatralny Poznań
4 maja 2016
Spektakle
Lear