Lehistan przysposobiony

"Lecz jakimkolwiek iść będę szlakiem, zawsze zostanę... Polakiem". Joanna Czajkowska w roli komentatora i członka narodowej wspólnoty. Premiera spektaklu "Lechistan Pany Arka" w Teatrze na Plaży.

Jak oprzeć się pokusie krytycznego spojrzenia na dorobek pokoleń i nie stracić szacunku do miejsca urodzenia? Jak wetknąć szpilę w balonik narodowego szaleństwa wspartego tradycją i przyzwyczajeniami? Czego szukać na śmietniku kłamstewek w tradycyjnych mydlinach? Można pójść o krok dalej i zostać badaczem stanu narodowych objawień. Joanna Czajkowska podjęła taką próbę, skupiając się stypendialnie (MKiDN) w temacie "OJCOWIZNA. Między folkiem a teatrem tańca. Adaptacja polskiej tradycji tanecznej do teatru tańca". W rozważaniach towarzyszyli jej tancerze Sopockiego Teatru Tańca (Joanna Nadrowska, Kamila Maik, Kalina Porazińska i Jacek Krawczyk) oraz gościnnie Zespół Pieśni i Tańca "Gdańsk" oraz Anna Patrini. Ludowość połączyła się z tym, co tradycyjnie nowoczesne, na czym skorzystały obie wizje tańca i kultury.

Dyrektorka STT pozwoliła sobie na kolaż stylistyczny, udostępniając głos zbiorowości "uwikłanej" w postChłopski, czyli Reymontowski obraz widzenia trwałych cech narodowych. Choreografka w kilku scenach doprowadziła do bardzo udanej interpretacji scenicznej poprzez ruch wpisany w przestrzenną i dynamiczną, niekiedy patetyczną, muzykę autorstwa Mariusza Noskowiaka. Współczesna wariacja na temat mazura z udziałem Irka Wojtczaka (intrygujący klarnet) zasługuje na szczególne wyróżnienie ze względu na rozszerzenie motywu ludowych przyśpiewek podanych w nowoczesnej oprawie kompozycyjnej. Wymownie powiodło się dzięki temu skontrowanie postaci scenicznych w kostiumach łączonych (autorstwa Alicji Grucy i z sieciówki Bershki) z ich "nahalną prostotą" przywodzącą proste skojarzenia z grupą kibolską lub wszelkimi innymi radykalnymi środowiskami. Pulsujący biały orzeł wymownie przypominał o wciąż trwałych predyspozycjach naszego narodu do rytmizacji, czyli powtarzalności nawyków ku zadowoleniu tych lub tamtych.

"Lechistan Pany Arka" to rodzaj "zmasowanego ataku" na widza poprzez słowo, burzenie czwartej ściany, zaproponowaną "instalację". Wymienione zabiegi miały odsłonić stan intelektualno-emocjonalny uczestnika wydarzenia i, szerzej, uczestnika wydarzeń krajowych, naszych własnych, wypielęgnowanych na zgliszczach, pomnikach i deklaracjach. Przywołane Powstanie Warszawskie, z bardzo ważnymi dla Joanny Czajkowskiej wspomnieniami jej ojca, można odebrać jako kontrę do prowokacyjnego incydentu z udziałem kibiców Legii Warszawy, którzy zademonstrowali 1 sierpnia na stadionie swoją wrogość wobec Niemców. Wpisanie w scenariusz blogerki Prawilnej Niepokornej to nieco rażący zabieg dekonstruowania mitologii narodowej. Jej pozbawione głębszej refleksji przemyślenia wpisywały ją w całkiem spopularyzowaną przeciętność odbioru rzeczywistości. Na scenie znalazła się również wokalistka Anna Patrini. Wykonując "weselnego hita" Urszuli Sipińskiej "Cudownych rodziców mam" wprowadziła swym kostiumem oraz stylizowaną interpretacją piosenki kolejny "level" estetyczny.

Antropologiczne badania choreografki posłużyły ocenie kondycji psycho-formalnej człowieka polskiego: "zmakietowanego", nacechowanego prewencyjnie i okolicznościowo, pozbawionego potrzeby jasnej i merytorycznej oceny sytuacji, w jaką wpisała go kolej rzeczy. Joanna Czajkowska pokazała również swoje inklinacje edukatorki, wprowadzając do "Lechistanu..." poglądowo wszystkie pięć rodzajów tradycyjnych tańców ludowych, czyli kujawiaka, mazura, poloneza, oberka i krakowiaka. Jak sama podkreśliła w pospektaklowej rozmowie - niewielka liczba tych tańców, jak również fakt, iż nie ma dokładnych wytycznych, jak uprawiać te tańce, stanowiły o atrakcyjności wpisania ich do tego projektu.

Wartością tej propozycji jest więc przede wszystkim próba artystycznego połączenia tradycji ze współczesną "bioróżnorodnością", które nieustannie kontrastowane, tworzą dodatkową jakość. Zaproszenie zespołu "Gdańsk", w szeregach którego tańczyła kiedyś Kamila Maik, promocja tego typu zespołowości, to kolejne atuty tego spektaklu. Tylko na samym końcu, gdy w dymie i w otoczeniu dwóch żałobnych husarskich skrzydeł wkracza Matka Boska (bardzo bizantyjska), a z głośników płyną słowa "baw się, śmiej się", robi się bardzo narodowo smutno.



Katarzyna Wysocka
Gazeta Świętojańska
22 grudnia 2017