Lekcja w teatrze, czy teatr w klasie? Oto jest pytanie

Klasa staje się sceną, lekcja staje się spektaklem. Tak wygląda główne założenie projektu „Teatr w klasie". Wzorem niemieckich kolegów organizatorzy pragną przybliżyć młodemu człowiekowi świat teatru, który stać się ma przestrzenią dla aktualnych problemów i zagadnień społecznych. W Teatrze Powszechnym zaprezentowano więc monodram traktujący o patriotyzmie i granicy, w której przerodzić się on może w nacjonalizm.

Zgodnie z założeniem projektu, teatralna Scena Pracownia przemieniła się w typową klasę. W związku z tym scenografia składa się ze szkolnych ławek, dużej zielonej tablicy i biurka nauczyciela, a główną postacią jest zwykły uczeń, jakich w Polsce tysiące, w którego wcielił się Piotr Przybyła.

Jednak „Kolorowa, czyli biało-czerwona" nie jest typowym spektaklem. Przede wszystkim ze względu na ogromną ilość interakcji między aktorem a publicznością. Przybyła już na początku monodramu zadaje publiczności pytania: „czy kochasz swój kraj?", „czy masz w domu flagę polski?", „jak brzmi druga zwrotka hymnu narodowego?, które kieruje do konkretnego widza. Aktor często wprowadza widzów w zakłopotanie, swoją retoryką niemal zmusza ich do udzielenia odpowiedzi. Nie każdy z publiczności dał się uwieść tej „teatralnej" polemice. Taki zabieg spowodował odarcie teatru z jego tajemnicy – widz staje się aktorem, a aktor widzem. Czy takie formuły sprawdzają się w zawodowym teatrze repertuarowym? Nie do końca. Dlatego należy bardzo wyraźnie podkreślić, że projekt „Teatr w klasie" jest skierowany przede wszystkim to szkół. To spektakle grane w placówkach oświatowych, które swoje premiery mają w teatrze, ale ich sceną pozostaje szkoła.

Piotr Przybyła, autor tekstu, nakreślił bardzo jaskrawy obraz problemów, jakie dzisiejsze społeczeństwo ma ze słowem patriotyzm. Na przykładzie zwykłego ucznia przedstawił pełną gamę określeń, definicji i sposobów pojmowania miłości do ojczyzny. Bohater monodramu próbuje przekonać swoich kolegów z klasy (czyli publiczność) do tego, by poprali jego kandydaturę do samorządu szkolnego. Podczas trwającego czterdzieści pięć minut przemówienia przedstawia swój subiektywny stosunek do kraju. Nie unika jednak moralizatorstwa. Przede wszystkim poprzez wspomniane już nachalne odpytywanie widzów z ich wywiązywania się z obowiązków względem ojczyzny. Najciekawsza w przedstawieniu jest różnica temperatur i uczuć, jakimi publiczność darzy ucznia. Na początku wzbudza on niekłamaną sympatię, niekiedy nawet podziw, kiedy dumnie opowiada o swoim kraju poprzez silne środki ekspresji, takie jaki otwieranie okna i głośne krzyczenie: „kocham Polskę!". Jednak, gdy pod koniec przychodzi czas na głosowanie za jego kandydaturą do samorządu, (tu znowu ważna rola publiczności) prawie nikt nie jest za. Powód? Bardzo prosty. Młody uczeń szalenie szybko przechodzi od zdrowego patriotyzmu do ostrego nacjonalizmu. W drugiej części przedstawienia nie brakuje niewybrednych żartów o Żydach i innych nacjach i coraz większej agresji słownej. O ile na początku wszyscy polubili aktywnego ucznia, o tyle pod koniec nikt już nie chce przyznać mu racji.

„Kolorowa, czyli biało-czerwona" jest tekstem naładowanym niesłychanie dużą dawką emocji. Porusza bardzo wiele trudnych zagadnień. Reżyser, Marcin Hycnar, porusza się na bardzo niepewnym gruncie, z którego nie można uciec, gdy zabraknie nam argumentów. Wbrew pozorom nie jest to jedynie spektakl o patriotyzmie, porusza też kwestie tożsamości narodowej, postawy obywatelskiej, aktywizowania społeczeństwa, problemów ekonomicznych. Taką ilość ważnych problemów nie sposób zamknąć w czterdziestu pięciu minutach lekcji, nawet jeśli planuje się później jakiekolwiek formy dyskusji. Tekst Przybyły mógł być dobrym impulsem do szerokiej dyskusji na przytoczone tematy, jednak pobudza do zbyt wielu działań na raz, przez co młody człowiek może wpaść w poczucie zagubienia.

Podczas premiery jeden z widzów powiedział: „przecież to tylko teatr". Właśnie, w teatrze możemy ze spokojem i pewnością, że nikt nas nie wywoła do tablicy przyglądać się bezkarnie skrajnym trendom i postawom. Ale „Kolorowa, czyli biało-czerwona" jest teatrem w klasie. Tam już nie uniknie się dyskusji, tam już łatwiej wylewać swoje żale i mówić o tym, co się komu nie spodobało, co zabolało. Po przedstawieniu monodramu w szkole przewidziana dyskusja pod okiem psychologów. W teatrze na takie rzeczy nie ma miejsca. A czy projekt ten zachęci uczniów do wizyty w teatrze? Jeśli przez teatr rozumiemy dyskusje we foyer, to być może. Ale z samym spektaklem ma to niewiele wspólnego.



Paulina Aleksandra Grubek
Dziennik Teatralny Warszawa
5 listopada 2013